Wielu sędziów, na czele z byłym sędzią Waldemarem Żurkiem, wykazało w latach 2018-2025, że czym jest bezstronność to oni nie wiedzą. To jest mocna poszlaka, że przed 2018 rokiem też tego nie wiedzieli. Tylko rządzili wymiarem sprawiedliwości po cichu i nie musieli swojej politycznej i zawodowej stronniczości okazywać aż tak ostentacyjnie, jak to robią obecnie.
Minister uznał, że sędziowie powołani po roku 2018 "zainfekowali system". To mało eleganckie, jak na kogoś, kto do niedawna był sędzią, więc korzystał z domniemania bezstronności - bo skoro był sędzią, a sędziowie muszą być bezstronni, to znaczy, że był bezstronny. Ale może stracił przymiot bezstronności dopiero, jak został ministrem?
No chyba nie. Był członkiem KRS i nawet jej rzecznikiem prasowym, gdy podjęła ona walkę z "legitnie" wybranym w 2015 roku rządem i prezydentem. W nadziei, że znowu rządy PiS się skończą, dzięki oporowi sędziów, po dwóch latach - tak samo jak w 2007 roku.
Zdaniem Sędziego Żurka sędziowie "zainfekowali system"
W dniu 30 października 2017 roku KRS wydała komunikat (podpisany przez Pana Rzecznika) o "skutecznym" złożeniu sprzeciwu wobec powierzenia obowiązków sędziego asesorom, którzy złożyli ślubowanie w dniu 21 września 2017 roku. Skoro Pan Rzecznik musiał podkreślić, że sprzeciw był "skuteczny", to należy domniemywać, że nie był.
To przypomnę komunikat, jaki wydali wówczas ci asesorzy. Zdecydowaną większość z nich stanowiły osoby, które ukończyły właśnie aplikację w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Zdaniem Sędziego Żurka, zostając sędziami podczas rządów PiS "zainfekowali" system. Powinni czekać, aż do rządów wróci PO. Tylko tym razem trwało to nie dwa lata, ale osiem.
Ci asesorzy to absolwenci studiów prawniczych, którzy po pokonaniu tysięcy konkurentów na egzaminach wstępnych rozpoczęli roczną aplikację ogólną. Aplikanci, którzy uzyskali najlepsze wyniki, mogli kontynuować szkolenie podczas trwającej 2,5 roku aplikacji sędziowskiej, w toku której codziennie praktykowali w różnych wydziałach sądów pod nadzorem sędziów oceniających ich pracę i przydatność do zawodu sędziego. Co więcej, aplikanci co miesiąc spędzali tydzień na szkoleniu oraz zdawali egzaminy praktyczne, oceniane przez komisję egzaminacyjną w składzie trzech sędziów. Tylko pozytywny wynik ze wszystkich - łącznie kilkudziesięciu - egzaminów i praktyk pozwalał na przystąpienie do egzaminu sędziowskiego, który składał się z dwudniowej części pisemnej oraz całodniowej części ustnej. Dodatkowo po zdaniu egzaminu sędziowskiego odbywali obowiązkowy staż w sądach rejonowych, pracując jako referendarze sądowi.
"Brak zaświadczeń to chyba był pretekst"
Aplikanci znajdujący się na liście asesorów kształcili się w latach 2009-2016 - czyli głównie w okresie rządów PO. Uchwalona rzez PiS Ustawa z dnia 11 maja 2017 r. o zmianie ustawy o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, ustawy - Prawo o ustroju sądów powszechnych oraz niektórych innych ustaw wprowadziła obowiązek przedstawienia przez asesora zaświadczenia, że jest zdolny - ze względu na stan zdrowia - do pełnienia obowiązków sędziego. Zgodnie z jej art. 15 ust. 5 zaświadczenia mieli złożyć jedynie asystenci i referendarze, którzy zdali egzamin sędziowski, a nie ukończyli aplikacji sędziowskiej. Z tego powodu jedynie nieliczni asesorzy przedstawili zaświadczenia o stanie zdrowia.
Przeważająca większość z nich, którzy ukończyli aplikację sędziowską, nie miała obowiązku uzyskania zaświadczenia, ponieważ już nimi wcześniej dysponowała. No bo zaświadczenia o zdolności sprawowania urzędu sędziego (nie zaś zdolności do odbywania aplikacji) składane przez aplikantów sędziowskich w trakcie aplikacji powinny być chyba wystarczające? Skoro niezależna i niezawisła KRS, której rzecznikiem prasowym był sędzia Żurek, dokonała odmiennej interpretacji przepisu wprowadzonego przez PiS, to jej ówczesny Przewodniczący (sędzia Dariusz Zawistowski, walczący obecnie o przywrócenie praworządności) powinien chyba wezwać kandydatów do uzupełnienia braku? No ale brak zaświadczeń lekarskich to chyba był pretekst.
Chodziło o to, że asesorów sądowych mianował Minister Sprawiedliwości. A tak się złożyło, że został nim niejaki Zbigniew Ziobro. Co prawda rola Ministra w procesie doboru asesorów została sprowadzona jedynie do uroczystego aktu ich mianowania, ale to z tego powodu KRS starała się zablokować im drogę kariery.
Innym argumentem KRS i jej ówczesnego Rzecznika przeciwko asesorom było to, że nie ukończyli oni aplikacji! Otóż wśród 265 asesorów, poza referendarzami sądowymi i asystentami sędziów, którzy zdali egzamin w latach 2011-2016 i nie mieli obowiązku dodatkowego szkolenia, nie było osób, które nie ukończyły aplikacji! Dowodem na nieukończenie przez nich aplikacji był brak zaświadczenia o jej ukończeniu (dyplomu). Tymczasem dyplom ów stanowił jedynie potwierdzenie zakończenia szkolenia, a nie zdania jakiegoś innego dodatkowego egzaminu.
Ale pod pewnym względem przyznam rację Ministrowi. "System", którego był on oficjalnym rzecznikiem prasowym do 2018 roku, a następnie jednym z nieformalnych rzeczników, został "zainfekowany". Oby to by taki wirus jak w filmie "Elizjum".
Robert Gwiazdowski
Autor felietonu prezentuje własne poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji












