1...2...3...lokatę zrywasz ty
Teraz to się dopiero zacznie. Pomysł wprowadzenia 20-proc. podatku od zysków z lokat bankowych już teraz wywołał panikę, przy której strach przed bakterią wąglika to niskobudżetowy horror klasy B.
Panikują klienci, panikują bankowcy. I to zarówno z instytucji fionansowych uznanych za pierwszo - i drugoligowe, jak i tych, o których analitycy mówią "liga okręgowa". Ci ostatni stracą najwięcej, ponieważ depozyty składają u nich nie wielcy klienci korporacyjni, ale szara drobnica, często latami ciułająca "na przyszłość". Ci klienci, drobni, z założenia stale zaniepokojeni o los swoich pieniędzy, na pewno spanikują. A kiedy spanikują, ustawią się w kolejkach przed okienkami bankowymi.
Pomysł opodatkowania - i tak relatywnie niewielkich zysków z lokat - to kolejny zamach na pieniądze drobnego klienta, którego nie tyle nie obchodzą potrzeby i kłopoty finansów państwa, ile bardzo często nie rozumie mechanimów, które je spowodowały i potrzeby naprawienia sytuacji. Resort finansów ma zupełnie inne priorytety. Jednak chyba nikt nie zadał sobie pytania, czy ratowanie budżetu rzeczywiście jest ważniejsze od sprowokowania najpoważniejszego w ciągu ostatnich dziesięciu lat kryzysu w systemie bankowym.
Przerażenie jest ogromne, a widmo kryzysu bardzo szybko zacznie przybierać realne kształty.
Z drugiej strony - to pewnie jeden z największych paradoksów, jakie niesie za sobą podatek od zysków z lokat - osłabienie mniejszych banków spowodowane masowym wycofywaniem depozytów może sprawić, że caly system otrzyma impuls do kolejnej fali fuzji i przejęć. Tylko czy o to rzeczywiście chodzi?