Bankowcy mają wątpliwości
Bankowcy z dużym zaciekawieniem przyjęli propozycję Grzegorza Kołodki, dotyczącą ich roli w pobudzeniu gospodarki. Jednak na razie pomysł wicepremiera budzi więcej pytań i obaw niż zadowolenia. Powód? Prosty - pożyczanie pieniędzy słabym firmom to pewna utrata środków.
Zgodnie z propozycją wicepremiera Grzegorza Kołodki banki będą mogły zaliczać do kosztów uzyskania przychodów rezerwy na kredyty wątpliwe i stracone. Będą mogły też w nie wrzucić część umorzonych kredytów dla restrukturyzowanych przedsiębiorstw, a 20 proc. od tej kwoty odpisać od podstawy opodatkowania. Jednak w zamian banki zostaną zobowiązane do uruchomienia kredytów dla firm znajdujących się w trudnej sytuacji.
- Nic z tej propozycji nie rozumiem. Banki i tak kredytują przedsiębiorstwa znajdujące się w trudnej sytuacji, w dodatku mogą część rezerw odpisywać od podstawy opodatkowania. Tu chodzi więc chyba o rozszerzenie listy tych odpisów - przypuszcza Andrzej Topiński, prezes Związku Banków Polskich.
Liczne kontrowersje
Propozycja ministra Grzegorza Kołodki budzi już sporo kontrowersji.
- Umarzanie kredytów nie jest w interesie klientów, którzy powierzyli swoje oszczędności bankom, a nierówne traktowanie kredytobiorców byłoby niebezpiecznym precedensem i zachętą dla niesolidnych dłużników - uważa Jarosław Dąbrowski, wiceprezes zarządu Raiffeisen Bank Polska.
Dodaje, że w gospodarce wolnorynkowej należy unikać zbyt głębokich administracyjnych ingerencji. Bardziej dyplomatyczne stanowisko zajmuje Pekao SA.
- Na razie propozycję uważamy za godną rozważenia i czekamy na szczegóły. Nasza decyzja zależy m.in. od tego, ile zaoszczędzimy na podatkach i do jakiej wysokości będziemy musieli się angażować w finansowanie nierentownych przedsiębiorstw - mówi Sebastian Łuczak, rzecznik Pekao SA.
Banki interesuje również, według jakiego klucza będą wybierane firmy, które mają kredytować, kto będzie oceniać ich program naprawczy oraz jakie otrzymają zabezpieczenie długu.
- Taki projekt jest do zaakceptowania pod warunkiem, że banki będą miały wpływ na przyjęcie programu restrukturyzacji w takich przedsiębiorstwach. Elementem kluczowym jest również określenie, w jakiej wysokości i na jakich warunkach banki będą zobowiązane do otwierania linii kredytowych - mówi Włodzimierz Grudziński, prezes BISE.
Efekt koła
Najwięcej pytań do wicepremiera, ale i wątpliwości, dotyczy właśnie firm w trudnej sytuacji, które teraz miałyby kredytować banki.
- Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że część firm, które skorzystałyby z linii kredytowych, nie ma żadnych perspektyw, w konsekwencji więc środki już wkrótce mogłyby być zaliczane również do grupy straconych. Z pewnością polskiej gospodarce potrzebne są rozwiązania niekonwencjonalne, ale skutek finansowy tego przedsięwzięcia per saldo może być negatywny - uważa Piotr Epsztein, członek zarządu Banku Współpracy Eeuropejskiej.
To właśnie efektu zamkniętego koła najbardziej obawiają się bankowcy i bankowi ekonomiści.
- Propozycja zachęca do udzielania kredytów firmom słabym, które i tak nie mają szans w gospodarce rynkowej, więc jest duże prawdopodobieństwo, że mimo chwilowego ratunku i tak padną. Banki więc będą teraz odpisywały złe długi, by udzielać kredytów, które za chwilę znów zwiększą portfel nieregularny - zauważa Piort Bielski, ekonomista BZ WBK.
Nie podoba mu się również to, że stworzony zostanie nierówny, nie oparty na zasadach rynkowych dostęp do finansowania. Obawia się nawet, że firmy w dobrej kondycji zaczną mieć problem z uzyskaniem kredytów.