COVID-19: Testy na przeciwciała dla spokoju i z ciekawości
Ludzie kupują dla spokoju. Ja też kupiłam i jakoś mi lżej na sercu - przyznaje w rozmowie z Interią pracownica Biedronki. W poniedziałek w dyskoncie, w całej Polsce, można było nabyć Primacovid - test na przeciwciała wywoływane koronawirusem. Ale trzeba było się spieszyć, bo klienci wykupili go w mgnieniu oka. Teraz firma zapowiada dostawę nowej partii testów.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Pani Magda, mieszkanka Mińska Mazowieckiego, w poniedziałek kupiła dwa opakowania Primacovidu. - Kupiłam z ciekawości. Ani ja ani mąż nie mieliśmy dotąd objawów koronawirusa, ale przecież wiele osób choruje i nawet o tym nie wie. Okazało się, że nie przeszliśmy - opowiada Interii. Pani Teresa też kupiła w Biedronce testy i schowała. - Przyda się jak któreś z nas zacznie kichać. Wyjdzie, że mamy przeciwciała, to zrobimy PCR. Wyjdzie, że nie mamy, to będziemy spokojni, że to nie koronawirus - wyjaśnia Interii. I przyznaje, że po testy przyszła o siódmej rano, przed pracą. - Coś mnie tknęło. Sąsiadka poszła przed dziewiąta, to już nie było - opowiada pani Teresa.
Primacovid sprzedawany w Biedronce to tzw. test serologiczny, który pozwala wykryć, czy badana osoba wytworzyła przeciwko koronawirusowi wywołującemu COVID-19 przeciwciała IgG i IgM. Żeby się o tym przekonać, wystarczy pobrać z palca kroplę krwi i umieścić ją na specjalnej płytce. Po 10 minutach pojawi się albo jedna kreska, co świadczyć będzie, że w organizmie nie ma przeciwciał przeciwko SARS-CoV-2 albo dwie kreski - co znaczy, że organizm je ma. To zaś może wskazywać, że właśnie toczy walkę z COVID-19 albo że ma już ją za sobą. Bo po przebyciu choroby przeciwciała mogą utrzymywać się w organizmie nawet przez pół roku. Pozytywny wynik testu (dwie kreski) otrzymują również zaszczepieni. Producent preparatu - szwajcarska firma Prima Lab - oszacowała dokładność testu na 98,3 proc.
Do pomysłu sprzedawania testów w supermarketach sceptycznie odniosło się Ministerstwo Zdrowia. Wojciech Andrusiewicz, rzecznik resortu, w poniedziałek apelował o rozwagę i ostrożność. - Dyskont to nie jest miejsce, gdzie powinni udawać się ludzie chorzy. Widzimy, że bez jasnego wskazania, po co i do czego służą te testy, ludzie masowo je wykupują - zwracał uwagę rzecznik. I wyraził obawę, że sprzedaż Primacovidu w supermarketach może przyczynić się do zwiększenia liczby zakażeń COVID-19. - Jeżeli dziś w sklepach pojawią się ludzie chorzy, którzy nie będą polegać na testach PCR-owych, nie będą wypełniać formularza na stronie gov.pl, to będziemy mieli ogniska zakażeń w dyskontach - ostrzegł Andrusiewicz. Negatywnie sprzedaż ocenił też prof. Krzysztof Simon - kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Takie testy to niepotrzebny wydatek - przekonywał w programie telewizyjnym profesor Simon.
Obaw tych nie podzielili kupujący. Testy w Biedronce rozeszły się w ciągu kilku godzin i jak informuje dzisiaj sieć, znów będą dostępne od jutra.
Do komercjalizacji testów przymierza się Lidl. Wkrótce sieć handlowa rozpocząć ma sprzedaż nie tylko testów serologicznych ale również wykrywających obecność koronawirusa SARS-COV-2, wskazujących o zarażeniu. Kolejnymi sieciami są Carrefour i Kaufland, które też zapowiadają przygotowania do sprzedaży testu podobnego do Biedronki.
Nie można też wykluczyć, że będzie je można kupić w sieci Aldi i Rossmanie, bo takie testy komercjalizowane są już w Niemczech. Dlatego, najbardziej sceptycznie nastawionych do ich sprzedaży, czeka uzbrojenie się w cierpliwość. Wszystko wskazuje na to, że dopóki nie skończy się pandemia, domowe testy zostaną na stałe włączone do asortymentu wielu sklepów.
ew