Dopłaty do polis nie wystarczą

Wydanie 55 mln zł na pomoc zagrozi systemowi ubezpieczeń dobrowolnych. Trwają rozmowy o zaangażowaniu państwa w system ubezpieczeń.Bez inwestycji w meliorację wydatki na pokrywanie szkód to worek bez dna.

Minister rolnictwa Andrzej Lepper może mieć problem z przekonaniem towarzystwa ubezpieczeniowych do wystawiania obowiązkowych polis na wypadek suszy czy powodzi

Minister rolnictwa Andrzej Lepper ogłasza konieczność utworzenia systemu ubezpieczeń, który pokrywałby straty rolników wywołane suszą. Zręby takiego systemu już są, problem w tym, że został on niedopracowany i w związku z tym rolnicy cały czas będą mieli problem ze znalezieniem polisy. Mało tego, ogłaszane przeznaczenie 55 mln zł rezerwy Ministerstwa Rolnictwa na doraźną pomoc zagraża systemowi dopłat do ubezpieczeń, wprowadzonego ustawą, która obowiązuje od dwóch tygodni. Ta kwota miała być przeznaczona na dopłaty dla rolników, którzy ubezpieczą swoje zwierzęta i uprawy. Już zaczynają ubezpieczać zwierzęta, a jesienią zgłoszą się po polisy na uprawy ozimin, czyli m.in. zbóż sianych jesienią. Na razie więc Allianz, Concordia, PZU, Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych i Warta wystawiają polisy na zwierzęta. Przy czym Allianz, przystępując do tego systemu (warunkiem było podpisanie umowy z Ministerstwem Rolnictwa), zadeklarował, że w 2006 roku będzie ubezpieczał tylko zwierzęta.

- W 2007 roku będzie podobnie, jeśli system dopłat się nie zmieni - mówi Krzysztof Galas, odpowiedzialny w Allianz za ubezpieczenia rolne.

Pozostali konkurenci, którzy zadeklarowali chęć ubezpieczania upraw, mają teraz problem: boją się, że rolnicy masowo zaczną kupować polisy na wypadek żywiołów. Przy dużych stratach może to zagrozić stabilności towarzystw. Warto przypomnieć, że łączne wypłaty dla poszkodowanych przez susze, powodzie i działania innych żywiołów wyniosły w latach 2001-2003 ponad 3,3 mld zł. Tak gigantycznych wypłat ubezpieczyciele nie udźwignęliby, zbierając około 100 mln zł składki, a na tyle szacowany jest rynek polis wystawianych zgodnie ze wspomnianą ustawą. Nic więc dziwnego, że towarzystwa (PZU, Warta, Concordia, TUW Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych) obawiają się ubezpieczeń upraw na wypadek suszy czy powodzi. Ponieważ są to ubezpieczenia dobrowolne, mogą odmawiać zawierania takich umów, szczególnie w miejscach, gdzie wystąpienie szkód jest niemal pewne. Oznacza to, że część rolników może odejść z kwitkiem od okienek ubezpieczycieli. Mało tego, w przyszłym roku niektóre towarzystwa rządzone przez prywatnych właścicieli mogą podjąć decyzję podobną co Allianz - nie przyjmujemy ubezpieczeń upraw na wypadek suszy. W takim wypadku na rynku ubezpieczeń upraw zostanie PZU, bo tam właścicielem pozostaje Skarb Państwa.

Rekompensata, a nie pomoc

Dlatego między ubezpieczycielami a Ministerstwem Rolnictwa trwają rozmowy na temat modyfikacji tego systemu. Po wczorajszym spotkaniu z przedstawicielami rynku minister Marek Zagórski, sekretarz stanu zastępujący Andrzeja Leppera, nie chciał komentować szczegółów. Jednak według informacji GP, rząd upiera się przy obejmowaniu ubezpieczeniem ryzyka suszy, rozważa jednak opracowanie systemu większego zaangażowania się państwa. Nie znamy szczegółów, bo ubezpieczyciele również nie byli zbyt rozmowni. Wiadomo jednak, że zależy im na stworzeniu systemu, w którym tylko część ryzyka spoczywałaby na nich. Ekstremalnie wysokie wypłaty przejmowałby na siebie Skarb Państwa. To istotna zmiana w stosunku do obecnego systemu - czyli zaangażowania budżetu na etapie zbierania składki. Ubezpieczyciele chcą, żeby partycypował on również w wypłatach odszkodowań.



Za to towarzystwa w każdym wypadku będą oceniały straty. To również istotna zmiana, bo obecnie udzielana pomoc nie ma ścisłego związku z poniesionymi stratami. Zgłaszane przez Andrzeja Leppera pomysły dopłat do paliwa (szczególnie w wersji płatności za hektar, bez dokumentowania zakupu), wydłużenia okresu spłaty kredytów klęskowych z dwóch do pięciu lat czy przydzielanie zboża na zasiewy mają złagodzić skutki suszy, a nie pokryć rzeczywiste straty. Samo Ministerstwo Rolnictwa w uzasadnieniu ustawy o dopłatach do ubezpieczeń rolnych podawało, że wspomniane 3,3 mld zł udzielonej w latach 2001-2003 pomocy ma się nijak do rzeczywistych szkód, bo część rolników w ogóle nie zgłosiła się po pomoc. Tymczasem w systemach, które działają w USA, Kanadzie, Francji, Hiszpanii czy Włoszech, a więc krajach, gdzie rolnictwo ma istotne znaczenie dla gospodarki, ocenia się i pokrywa rzeczywiste straty.

Trudny obowiązek

Andrzej Lepper chce, żeby ubezpieczenia były obowiązkowe. Z jednej strony to dobry pomysł, bo im więcej kupujących polisy, tym większa składka, a co ważniejsze, większe rozproszenie ryzyka. Wszyscy ubezpieczeni rolnicy będą tworzyli ze swoich składek fundusz, z którego będą dostawali pieniądze poszkodowani. W uproszczeniu wygląda to tak, że ci, którym grożą powodzie, a nie znają suszy, pokrywają z części swojej składki odszkodowania dla poszkodowanych z braku wody i vice versa. Ci, którym grozi tylko grad, będą płacili składkę i na tych, i na tych.

Problem w tym, że są tereny w Polsce, na których wystąpienie powodzi czy suszy jest niemal pewne. Wystawienie polisy za 100 zł oznacza wypłatę wielokrotności tej kwoty niemal rok w rok. Może to doprowadzić do sytuacji, w której rolnicy nie zważając na ryzyko, licząc na odszkodowanie, tam gdzie dotąd mieli trawę, zaczną siać pszenicę. Pewną barierą ograniczającą to zjawisko może być zasada przewidziana w obecnej ustawie (na którą powinni zwrócić uwagę również obecnie ubezpieczający się), że budżet dopłaci do umów, w których zakład ubezpieczeń pokrywa szkody do kwoty nie mniejszej niż 80 proc. sumy ubezpieczenia. Oznacza to, że jeśli rolnik ubezpieczył się na 10 tys. zł, to 20 proc. z tej kwoty, czyli 2 tys. zł, będzie pokrywał z własnej kieszeni. Może to zniechęcać rolników do takich manipulacji. Nawet jeśli nasza przykładowa pszenica nie pojawi się na polach, to i tak trzeba będzie płacić za zalaną trawę.

Potrzebny system

Stworzenie systemu ubezpieczeń to jednak tylko pół drogi. Rząd, jeśli nie ten, to kolejny, będzie musiał wydać znacznie więcej niż 500 mln zł na ubezpieczenia, na poprawę systemu melioracji. Chodzi o to, żeby w czasie ulew gromadzić wodę (która obecnie spływa błyskawicznie do morza), a zgromadzone zapasy wykorzystywać w czasie suszy. Bez tych inwestycji system dopłat do ubezpieczeń i zaangażowanie państwa przy wypłatach oznacza niekończące się wydatki z budżetu. I co ważniejsze, w związku ze zmianami klimatu będą one z roku na rok coraz wyższe.

Reklama

OPINIE

Krzysztof Filipek poseł Samoobrony

Powszechne ubezpieczenia dla rolników mają być poprzedzone kampanią informacyjną, która pokaże, że warto jest korzystać z ubezpieczeń. Chcielibyśmy, aby w przynajmniej 60 proc. państwo pokrywało koszty ubezpieczenia. Wychodzimy z założenia, że jeśli jakaś klęska dotyka rolników, to są oni pozbawieni pomocy w sensie prawidłowego odszkodowania za straty. Pomoc państwa, o której w tej chwili się mówi, jak dopłaty i dotacje, jest pomocą socjalną. Nie ma ona nic wspólnego z odszkodowaniem. Rolnicy będą chętnie korzystać z ubezpieczenia, jeżeli pomoże w tym państwo. Jeżeli dochodzi do takiej suszy, jaką mamy w tym roku, to są miejsca, gdzie 70 proc. upraw jest zniszczonych. Takie gospodarstwa są pozbawione możliwości normalnego funkcjonowania. Jeśli jest ubezpieczenie, to bez względu na wydarzenia jest gwarancja, że zostanie zachowana ciągłość finansowa w gospodarstwie.

Elżbieta Wojciechowska-Lipka prezes firmy Agrobroker

Każdą formę dopłat państwa do sektora rolnego, w tym dotacje do ubezpieczeń, trzeba notyfikować Komisji Europejskiej i ona musi wyrazić zgodę. Podobnie było w przypadku ustawy o dopłatach do ubezpieczeń rolnych. Tu Unia zakwestionowała m.in. obejmowanie ubezpieczeniem ryzyka ognia, które jest ryzykiem komercyjnym, ubezpieczanym w ramach tradycyjnych polis. Trzeba było zmienić wspomnianą ustawę i dlatego weszła ona w życie dopiero teraz, a rolnicy mogą ubezpieczać dopiero przyszłoroczne zbiory. Każdy kraj ma prawo do wsparcia rolników, bez pytania Unii o zgodę, ale tylko w przypadku klęski żywiołowej, gdy straty spowodowane np. przez suszę czy powódź przekraczają 20-30 proc. produkcji normalnej. Warto dodać, że w krajach UE coraz częściej posiadanie polisy ubezpieczenia mienia czy upraw upoważnia poszkodowanych do dodatkowych form pomocy w przypadku wystąpienia klęski żywiołowej.

Andrzej Pityński Polska Izba Ubezpieczeń

Pracujemy nad systemem oceny ryzyka klęsk żywiołowych, ale będzie on dotyczył tylko powodzi. Pomysł powstał po klęskach powodzi w 1997 i 2001 roku. Obecnie jesteśmy na etapie wyboru firmy, która sporządzi elektroniczną mapę Polski. Dzięki niej, po wpisaniu kodu, nazwy ulicy czy miasta, ubezpieczyciel będzie mógł dokładnie określić, jakie jest ryzyko ubezpieczenia powodzi w danym regionie. Obecnie cena za polisę ubezpieczenia na wypadek powodzi to około 20 proc. stawki za ubezpieczenie od ognia i innych zdarzeń losowych. Dzięki tej bazie będzie wiadomo, gdzie można wystawić polisę za 5 proc. wartości pakietu ogniowego, a gdzie nie jest to w ogóle możliwe ze względu na pewność wystąpienia powodzi. Testowa wersja systemu będzie pod koniec tego roku. Zacznie ona w pełni działać za 1,5-2 lata.

Marcin Jaworski

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »