Jak rozbroić walutową bombę?
Nadzwyczajne porozumienia banków i spółek, służby specjalne badające umowy handlowe i deklaracje rządu o możliwej interwencji - to obraz polskiej gospodarki po burzy, której przyczyną były niewinne opcje walutowe.
Spółka Zelmer zawiera z BRE Bankiem porozumienie o restrukturyzacji portfela opcji walutowych zawartych przez spółkę. Obejmuje ono 75 proc. wartości wszystkich zawartych przez spółkę kontraktów walutowych. To pierwsza ugoda firmy z bankiem po quasi-kryzysie wynikającym ze stosowania opcji walutowych. Z komunikatu spółki wynika, że najważniejszym elementem restrukturyzacji jest znaczące przesunięcie w czasie terminu realizacji transakcji walutowych o łącznej wartości 30 mln euro. Nowe terminy dostosowane są do zaktualizowanych wpływów ze sprzedaży na rynkach eksportowych w latach 2009-2010.
Spółka zapewnia również, że w przypadku umocnienia złotego firma może zamknąć posiadane transakcje w każdej chwili, ograniczając wielkość potencjalnych strat. Ponadto bank znacząco zwiększył limit, do którego spółka nie musi wpłacać depozytu zabezpieczającego, co wyraźnie zmniejsza ryzyko finansowe i koszty obsługi transakcji opcyjnych. Porozumienie z BRE Bankiem nie kończy procesu restrukturyzacji portfela opcji walutowych. Prowadzone będą negocjacje z pozostałymi bankami.
Ale nie wszystkie spółki mogą się pochwalić takim wyjściem z pata opcji walutowych. Spółka Odlewnie Polskie ze Starachowic, która wskutek stosowania opcji walutowych znalazła się w sytuacji bankruta, złożyła w styczniu do sądu wniosek o upadłość. Otrzymała 12 lutego zgodę sądu na podjęcie postępowania układowego z bankami.
Jastrzębska Spółka Węglowa zamierza sprawdzić, czy są przesłanki do podjęcia kroków prawnych wobec banków, w związku z zawartymi przez firmę umowami opcji walutowych.
Łącznie straty firm wynikające z umów z bankami o opcje walutowe sięgają 50 mld zł. Większości spółek grozi bankructwo.
Tylko spółki Skarbu Państwa na opcjach straciły ponad miliard złotych. Wiceminister skarbu Jan Bury zapowiada, że zarządy instytucji finansowych, które podpisywały niekorzystne umowy, będą ponosiły konsekwencje - od służbowych, aż po zgłaszanie spraw do prokuratury.
Rachunek zysków i strat
Czas przyjrzeć się, czy rzeczywiście problem opcji walutowych wynika z niesymetrycznej pozycji, na jakiej w negocjacjach z bankami stoją klienci - polskie przedsiębiorstwa. Zdaniem Kancelarii Prezydenta "w Polsce klient instytucji finansowej często stoi na straconej pozycji, często instytucje wykorzystują niewiedzę klienta". Przedstawiciele banków uważają jednak, że to wina samych przedsiębiorców, którzy - w pogoni za zyskiem - korzystają z instrumentów finansowych zbyt zależnych od pozycji złotówki w międzynarodowym koszyku walut i nie biorą pod uwagę możliwości gwałtownego osłabienia złotówki i swoich ewentualnych strat.
Same opcje walutowe to instrumenty finansowe oferowane przedsiębiorcom, którzy sprzedawali swoje usługi bądź towary za waluty obce. Mieli się oni w ten sposób zabezpieczyć przed ryzykiem kursowym. Gdy złoty się osłabił, banki skorzystały z możliwości kupna waluty w ramach opcji, co w wielu przypadkach postawiło firmy w trudnej sytuacji. Wszystko dlatego, że część umów z bankami nie służyło do zabezpieczenia kursowego, a miało charakter czysto spekulacyjny. Wiadomo było, że - jak w każdym zakładzie - jedna ze stron zyska, a inna straci.
Opcje, które w krajowym wydaniu w niespełna kilka miesięcy trafiły do podręczników ekonomii i bankowości, nie są tworem polskiej bankowości - to instrument popularny i z powodzeniem wykorzystywany od lat i przez bankowców, i przez przedsiębiorców. Co więcej, ich wykorzystanie możliwe jest na podstawie dobrowolnej umowy banku i przedsiębiorstwa. Stąd ingerencja państwa w tej sprawie jest utrudniona, bo oznaczałaby, że administracja państwowa w wolnorynkowej gospodarce wyróżnia jeden podmiot na rzecz innego.
I tu pojawiają się pomysły polityków wszystkich bez wyjątku partii obecnych w Sejmie i Senacie. Pomysły, które mają jeden wspólny mianownik - unieważnienie umów z bankami. Klub Lewicy uważa, że opcje walutowe powinny zostać zamienione na kredyty, które stopniowo będą wykupywane przez państwo - za pieniądze podatników.
Stanisław Żelichowski, szef klubu PSL uważa, że ruch w sprawie opcji należy do nadzoru bankowego, który powinien poinformować rynek, które banki ile zarobiły i ile pieniędzy wytransferowały z Polski. To zaś mogłoby ułatwić firmom, które poległy na opcjach - renegocjację umów z instytucjami finansowymi.
Klub Prawa i Sprawiedliwości ma w tej sprawie "propozycję ustawową związaną z drogą sądową". A polega ona na wykorzystaniu mechanizmu podważenia umowy, jeśli jedna ze stron ma "nadmierne, nieuzasadnione zyski".
Czas na MiFID
Rządząca PO idzie najdalej - badaniem umów handlowych zajmą się służby specjalne. Niezależnie od tego rząd wystąpił do Prokuratorii Generalnej, aby przygotowała materiały mające posłużyć uczciwym przedsiębiorcom do występowania z pozwami przeciwko bankom. Być może nawet właśnie ten urząd będzie reprezentował przedsiębiorców przed sądami.
Sąd może unieważnić taką umowę - kancelarie prawne potwierdzają publiczne oświadczenie Marcina Dziurdy, prezesa Prokuratorii Generalnej. Mogą je unieważnić lub zmienić, jeśli przedsiębiorstwo zostało wprowadzone w błąd przez instytucję finansową, stosując coraz powszechniej znaną klauzulę rebus sic stantibus, pozwalającą w nadzwyczajnych przypadkach sądownie zmienić warunki umowy.
Możliwe jest również - jeśli są do tego konkretne podstawy - powołanie się na wady oświadczenia woli, czyli błąd czy wyzysk. Faktem jest, zdaniem Dziurdy, że każdą umowę trzeba traktować indywidualnie. Bo, być może, w niektórych przypadkach banki wprowadzały klientów w błąd, wiedząc, że dzięki temu będą mogły liczyć na większe zyski.
Według Komisji Nadzoru Finansowego najlepszym sposobem rozwiązania problemu opcji są negocjacje banków z przedsiębiorstwami. Komisja szacuje, że tzw. ujemna wycena tych instrumentów wynosi w sumie około 15 mld zł. Zastrzega, że nie jest to jednak wartość tożsama z ewentualnymi stratami, które miałyby ponieść firmy. KNF sprawdzi także, czy przed podpisaniem umowy stronie kupującej została przedstawiona pełna informacja o konsekwencjach wynikających z jej realizacji.
Unijna dyrektywa MiFID, która powinna być implementowana w Polsce już w ub.r. i w znacznej części faktycznie została przyjęta, mówi o tym, że bank przed podpisaniem umowy powinien posiadać wiedzę, że klient rozumie ryzyko związane z każdym kupowanym przez siebie instrumentem finansowym. Ale zapisy tej dyrektywy nie zostały w całości wdrożone do polskiego prawa - stan prawny wygląda w taki sposób, że rozporządzenie wykonawcze Komisji Europejskiej do dyrektywy MiFID zostało w Polsce wprowadzone, bo taki był obowiązek, natomiast sama dyrektywa nie. Oznacza to, że w przypadku procesu sądowego między bankiem a przedsiębiorcą, to sąd będzie decydował, czy bank miał obowiązek stosowania dyrektywy, bowiem samo rozporządzenie wykonawcze nic nie znaczy. Wiele wskazuje na to, że pojawi się tu konieczność interwencji Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Trybunał zaś może orzekać w sprawie wyroków już wydanych przez polskie sądy, bądź odpowiadać na konkretne pytania sędziów, wskazując im drogę wyjścia z impasu. W każdym przypadku procedura, łącznie z toczącym się w Polsce procesem, potrwa kilka miesięcy. A rzecz dotyczy spółek, które znalazły się na skraju bankructwa.
Ujawnienie umów
Głos zabierają również organizacje gospodarcze. Krajowa Izba Gospodarcza przedstawia własną propozycję rozwiązania problemu opcji walutowych. Zgodnie z nią firmy, które uzgodnią z bankami warunki spłaty zobowiązań finansowych wynikających z opcji walutowych, powinny skorzystać z gwarancji kredytowych.
Propozycja KIG zakłada m.in., że przedsiębiorstwa, które wystawiły opcje dające nabywcy prawo do kupna waluty po z góry ustalonej cenie i chcą skorzystać z państwowej pomocy, prześlą do 31 marca br. do Ministerstwa Finansów informację o problemach finansowych, które wynikają z opcji walutowych. Muszą też uzgodnić z bankami warunki spłaty zobowiązań. Dzięki temu będą mogły skorzystać z gwarancji kredytowych. Propozycja KIG zakłada poręczenie 70 proc. kredytu wraz z odsetkami, "zaciągniętego na spłatę zobowiązań wynikających z restrukturyzowanych należności z tytułu wystawienia opcji call".
Z całą pewnością natomiast zostanie ujawniona większość - dotychczas tajnych - umów między bankami a ich klientami. Opublikowanie dokumentów ma w przyszłości zapobiec podobnym kryzysom.
Choć ujawnianie dokumentów handlowych jest generalnie sprzeczne z interesem banków, tym razem może się to okazać ostatnią deską ratunku dla instytucji finansowych, które działając w oparciu o polskie prawo i zgodnie z zasadami wolnego rynku obarczone zostały pełną odpowiedzialnością za apetyt na duże zyski polskich przedsiębiorstw.
PAWEŁ PIETKUN