Jak podaje "Tygodnik Podhalański", na trasie biegów narciarskich prowadzącej z Obidowej na Turbacz pojawiły się ogrodzenia. Płoty wzniesione w górnym odcinku, w rejonie tzw. Solniska, znacząco zwężają drogę, co zdaniem gazety może utrudniać pracę ratraka przygotowującego trasę dla pasjonatów biegów narciarskich. "Z jednej strony powstał solidny płot z żerdzi, a z drugiej - podobny, wzmocniony jeszcze ziemnym nasypem. Czy da się tamtędy przecisnąć ratrakiem? Wątpliwe" - czytamy na stronie tygodnika.
Trasa do biegów narciarskich na Turbacz zagrożona. To perła Podhala
Jak wskazuje "TP", trasa na Turbacz to turystyczna perełka Podhala, a Obidowa zyskała renomę wśród biegaczy narciarskich. Z kolei w sąsiedniej Klikuszowej za kilkanaście milionów złotych stworzono Centrum Narciarstwa Biegowego. Większość funduszy pochodziła z unijnej kasy. Nie były to pieniądze wyrzucone w błoto, bo jak zauważa "TP" - "wychowankowie ośrodka dziś wpychają się do czołówki polskich biegów narciarskich".
Trasa przyciąga także turystów, dzięki czemu obie miejscowości zarabiają. Przyszłość atrakcji stoi pod znakiem zapytania, gdyż - jak wskazuje "TP" - "dorobiła się grona zaciekłych wrogów".
"Lobby pasjonatów off-road" i właściciele bacówek
Gazeta sugeruje, że jej przeciwnikami są właściciele rekreacyjnych bacówek położonych wysoko w górach oraz lokalne "lobby pasjonatów off-roadu". Przygotowane ratrakiem ścieżki stanowią przeszkodę dla mieszkańców. A właściciele działek chcą dojeżdżać do swoich posesji terenówkami i quadami, co prowadzi do niszczenia przygotowanego toru.
W ubiegłym tygodniu w szkole w Obidowej odbyło się zebranie wiejskie, które zgromadziło wielu mieszkańców. Atmosfera była gorąca i jak opisuje "TP" - co kilka minut wybuchała dyskusja dotycząca trasy, mimo że władze gminy chciały zostawić ten punkt na koniec spotkania.
Wójt Nowego Targu zapewnia, że trasa nie jest zagrożona
Samorządowcy uspokajali, że atrakcja nie jest zagrożona. Jak wskazał wójt Nowego Targu Stanisław Parzygnat, na jej utrzymanie sołectwo dostaje pieniądze z gminy - dwa lata temu było to 160 tys. zł. Jego zdaniem trasa będzie funkcjonować także w tym roku, a jedynym zmartwieniem jest to, czy spadnie śnieg. Podkreślił przy tym, że spór nie jest bagatelizowany. Prowadzone były liczne rozmowy i negocjacje z właścicielami gruntów. Udało się uzgodnić przebieg trasy na terenach Lasów Państwowych i dwóch spółek leśnych.
Wójt podkreślił także, że nie wszyscy właściciele działek są przeciwnikami trasy. Niektórzy nieodpłatnie udostępnili swoje grunty pod budowę wiat wypoczynkowych dla narciarzy.
"Koordynatorowi mogę dać po pysku"
Znaczenie trasy podkreśla także radny gminy Nowy Targ, Dawid Szeliga, który przed laty był jednym z inicjatorów jej powstania. Samorządowiec uważa, że "przy odrobinie dobrej woli wszystkie interesy da się pogodzić". Jak zauważył - mieszkańcy, którzy chcą przejechać do lasu, mogą zawsze zadzwonić do koordynatora trasy, a on wyśle operatora ratraka, żeby poprawił wskazane miejsce.
Do osiągnięcia porozumienia potrzeba jednak chęci, a z tym może być problem, na co wskazuje wypowiedź właścicielek jednej z działek. "A g*** tam. Swojego nie oddam. Koordynatorowi mogę dać po pysku. Nikogo się pytać nie będę, a po swoim nie puszczę" - cytuje słowa mieszkanki "TP".