Kredyty walutowe: Szykuje się wielkie przewalutowanie franka
Udział NBP w przewalutowaniu kredytów frankowych pomógłby zapobiec wahaniom kursu złotego - ocenił dla PAP główny analityk HRE Bartosz Turek. Podkreślił przy tym, że wciąż nie wiadomo, czy banki będą chciały zaangażować się w taką operację.
Zarząd NBP poinformował we wtorek, że może rozważyć ewentualne zaangażowanie w proces przewalutowania mieszkaniowych kredytów walutowych na złote, na zasadach i według kursów rynkowych, przy spełnieniu przez banki szeregu warunków brzegowych.
Zdaniem Bartosza Turka takie stanowisko banku centralnego nie powinno być zaskoczeniem. W jego opinii udział NBP byłby potrzebny przy tej operacji, aby rodzima waluta nie straciła na wartości przy okazji masowego przewalutowania.
"Oczywiście bankowi centralnemu zależy na tym, aby złoty nie był zbyt mocny - to wspomaga eksport i poprawia PKB, ale wszystko ma swoje granice. Przecież banki, które udzieliły kredytów walutowych, potrzebowałyby dużej ilości franków, aby przewalutować kredyty. To oznacza, że w ten czy inny sposób zgłaszałyby popyt na franki. To znowu mogłoby, chociaż chwilowo zachwiać notowaniami waluty. Bank centralny jest potrzebny do tego, aby takich wahań uniknąć. Przy tym NBP podkreśla wiele warunków, aby zaangażować się w całą operację" - ocenił analityk HRE.
Zwrócił jednak uwagę, że wciąż nie wiemy najważniejszego - to jest, czy wszystkie banki faktycznie będą chciały i będą w stanie udźwignąć przewalutowanie.
- Sam mBank oszacował ostatnio koszty takiej operacji w przypadku swojego portfela na 4,7 mld zł. Gdyby podobnie miałoby to wyglądać na całym rynku, to łączny koszt mógłby opiewać na 35 miliardów - wskazał.
Jednocześnie jednak - podkreślił - banki ryzykują wielokrotnie więcej niż koszty przewalutowania, jeśli okazałoby się, że sądy zaczną masowo orzekać nieważność umów i do tego uznałyby, że banki musiałyby oddać raty wpłacane przez klientów, a same nie mogłyby liczyć na zwrot pożyczonych pieniędzy.
- To byłby chyba najczarniejszy dla banków scenariusz. Kolejne ważne orzeczenie, które prawdopodobnie będzie dla rodzimych sędziów stanowiło drogowskaz przy wydawaniu wyroków poznamy pod koniec marca. Wtedy to izba cywilna SN odpowie na pytania dotyczące problemów prawnych związanych z kredytami frankowymi. Już same pytania sugerują, że orzeczenie powinno być przynajmniej częściowo po myśli posiadaczy kredytów walutowych. Jeszcze przez kilka tygodni nie będziemy jednak wiedzieć, jakie faktycznie orzeczenie SN szykuje i czy nie będzie ono pozostawiało pola do interpretacji - zaznaczył.
Według wtorkowego komunikatu NBP, grupa banków zwróciła się do zarządu NBP prośbą o wsparcie planowanej przez te banki operacji przewalutowania walutowych kredytów mieszkaniowych na złote, jednak "na obecnym etapie brakuje przede wszystkim informacji, jaki miałby być zakres projektowanej operacji, czy oferta przewalutowania zostanie skierowana do wszystkich kredytobiorców, jaka część klientów byłaby skłonna skorzystać z oferty oraz w jaki sposób banki mają zamiar rozwiązać kwestie związane z kredytami już spłaconymi".
Rozwiązanie kwestii kredytów frankowych w praktyce może oznaczać konieczność przewalutowania kredytów na złote - wskazał główny ekonomista Business Centre Club prof. Stanisław Gomułka
- Jednym z banków, być może jedynym, który propozycję KNF przyjął jest Millenium, oferujący ugody w oparciu kurs franka o blisko 1 złoty niższy niż rynkowy, ale nadal około 1 złoty wyższy niż kursy początkowe. Są klienci - posiadacze kredytów frankowych - którzy te propozycje banku przyjęli - zwrócił uwagę Gomułka.
W jego opinii, gdyby takie umowy objęły wszystkich frankowiczów, to straty banków byłyby znaczne, około 15-20 mld zł.
- Te straty byłyby rozłożone na kilka lat. W tym okresie zmniejszyłaby się zdolność banków do udzielania kredytów komercyjnych.
Banki mogłyby też zareagować obronnie wzrostem kosztów operacji bankowych. Jednak, z racji dużego zróżnicowania pozycji frankowych między bankami, wzrost kosztów tych operacji byłby prawdopodobnie niewielki - ocenił ekonomista.
W rozstrzygnięciach Sądu Najwyższego dotyczących kredytów walutowych kluczowa jest kwestia wzajemnych roszczeń banku i kredytobiorcy - ocenił w rozmowie z PAP prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu Arkadiusz Szcześniak.
25 marca wyznaczono posiedzenie Izby Cywilnej Sądu Najwyższego ws. zagadnień prawnych dotyczących kredytów walutowych, które powinno rozstrzygnąć najpoważniejsze kontrowersje, jakie ujawniły się na tle praktyki orzeczniczej w kwestii tych kredytów, a w szczególności kredytów frankowych.
W ocenie Arkadiusza Szcześniaka, rozstrzygnięcie SN jest bardzo potrzebne i przysłuży się zarówno kredytobiorcom, jak i bankom.
- Naszym zdaniem rozstrzygnięcia w tej sprawie pomogą przyspieszyć postępowania w tych sprawach i trochę odkorkują sądy, zwłaszcza że faktycznie są rozbieżności w orzecznictwie pomimo wyroku TSUE ws. Państwa Dziubak - powiedział. Chodzi o wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z października 2019 r., w którym TSUE wypowiedział się w sprawie skutków stosowania klauzul niedozwolonych.
SN ma rozstrzygnąć sześć kwestii dotyczących kredytów walutowych.
Po pierwsze, czy w razie uznania, że postanowienie umowy kredytu indeksowanego lub denominowanego, odnoszące się do sposobu określania kursu waluty obcej, stanowi niedozwolone postanowienie umowne i nie wiąże konsumenta, możliwe jest przyjęcie, że miejsce tego postanowienia zajmuje inny sposób określenia kursu waluty obcej, wynikający z przepisów prawa lub zwyczajów.
- Kwestia ta została już w zasadzie rozstrzygnięta wyrokiem TSUE, ale w Polsce kilku sędziów, głównie w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu, omija to i wydaje wyroki sprzeczne z wyrokiem Trybunału. Sprawą zainteresowała się już zresztą Komisja Europejska. Jeżeli polski sąd czy inny organ wydaje decyzje w sprzeczności z wyrokami Trybunału, to naraża Skarb Państwa na szkody, gdyż te osoby mogą z dużą pewnością pójść po odszkodowanie i pewnie wygrają, a zapłacimy my wszyscy - wskazał Szcześniak.
Jego zdaniem odpowiedź na to pytanie jest istotna nie tylko dla kredytobiorców walutowych, ale także innych konsumentów, np. osób poszkodowanych w aferze GetBack czy podobnych sprawach. - Chodzi w nim o to, jak konsument ma być traktowany w sporze z przedsiębiorcą, który sprzedaje produkty, ukrywając ich pewne cechy i skutki, albo zawierając w umowach postanowienia niedozwolone. To jest orzecznictwo, które ma wspierać konsumentów i uczciwych przedsiębiorców. Jeżeli firma, np. bank będzie miał uczciwą umowę, to nie będzie miał z nią problemów w sądzie - powiedział.
W razie odpowiedzi przeczącej na pierwsze pytanie, SN ma odpowiedzieć, czy w razie niemożliwości ustalenia wiążącego strony kursu waluty obcej w umowie kredytu indeksowanego do takiej waluty, umowa może wiązać strony w pozostałym zakresie, a także, czy w razie niemożliwości ustalenia wiążącego strony kursu waluty obcej w umowie kredytu denominowanego w walucie obcej, umowa ta może wiązać strony w pozostałym zakresie.
- Pytanie drugie i trzecie są bardziej techniczne. Dotyczą tego, co się dzieje z umową, gdy stwierdza się, że są w niej klauzule niedozwolone. Tu tak naprawdę dla konsumenta każde wyjście jest korzystne: bez względu na to, czy to będzie to unieważnienie umowy czy tzw. odfrankowienie. Po prostu konsumenci będą mieli większą pewność, w jakim kierunku będzie szła linia orzecznicza - powiedział.
Niezależnie od odpowiedzi na pierwsze trzy pytania, sędziowie SN mają też rozstrzygnąć, czy w przypadku nieważności lub bezskuteczności umowy kredytowej, w wykonaniu której bank wypłacił kredytobiorcy całość lub część kwoty kredytu, a kredytobiorca dokonywał spłat kredytu, powstają odrębne roszczenia z tytułu nienależnego świadczenia na rzecz każdej ze stron, czy też powstaje jedynie jedno roszczenie, równe różnicy spełnionych świadczeń, na rzecz tej strony, której łączne świadczenie miało wyższą wysokość.
W ocenia prezesa Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, to istotna kwestia. Chodzi o wątpliwość, czy sąd powinien stosować teorię dwóch kondykcji (która polega na tym, że roszczenie przysługujące każdej ze stron nieważnej umowy kredytowej, traktowane jest niezależnie, czyli kompensacja owych roszczeń jest możliwa jedynie na podstawie przepisów o potrąceniu), czy też teorię salda, (według której potrącenie wzajemnie przysługujących roszczeń powinno nastąpić już w momencie wyrokowania o nieważności umowy).
- Mówimy o sytuacji, gdy klient podnosi argument, że chce zwrotu swoich rat, a bank nie podnosi kwestii zwrotu roszczeń. Powstaje wówczas pytanie, czy sąd ma od razu sprawdzać, czy klient jest coś winny bankowi, czy też czekać, aż bank podniesie ten argument. W naszej ocenie ta kwestia powinna być rozpatrywana dopiero, gdy bank wysunie takie żądanie, a sędzia nie może działać w imieniu banku, który takiego żądania nie wysuwa. To byłoby korzystne i dla konsumentów, i dla banków, bo banki by wiedziały, że muszą z takim roszczeniem wychodzić podczas postępowania, żeby w ramach tego postępowania odzyskać wypłacony kapitał - opisywał.
Ponadto, SN odpowie, czy w przypadku nieważności lub bezskuteczności umowy kredytowej, z powodu niedozwolonego charakteru niektórych jej postanowień, bieg przedawnienia roszczenia banku o zwrot kwot wypłaconych z tytułu kredytu, rozpoczyna się od chwili ich wypłaty.
- Jeśli chodzi o pytanie piąte, to spodziewałbym się tutaj rozstrzygnięcia korzystnego dla banków. Bo sektor bankowy boi się, że jeżeli wypłacił kredyt kilkanaście lat temu, a sąd uznał umowę za nieważną, to przedawni się ta pierwsza wypłata kapitału, którą wypłacił klientowi. W naszej ocenie zwycięży pogląd, iż termin przedawnienia powinien się liczyć od daty wyroku lub pierwszego wezwania, a nie od daty pierwszej wypłaty - wskazał Szcześniak.
Sędziowie zajmą się także pytaniem, czy jeżeli w przypadku nieważności lub bezskuteczności umowy kredytowej, którejkolwiek ze stron przysługuje roszczenie o zwrot świadczenia spełnionego w wykonaniu takiej umowy, strona ta może również żądać wynagrodzenia z tytułu korzystania z jej środków pieniężnych, przez drugą stronę.
- To pytanie wydaje się najistotniejsze dla obu stron. Chodzi o to, czy jeżeli sąd stwierdzi nieważność umowy, to bank może domagać się opłaty za korzystanie z kapitału, czym banki grożą klientom. Ale - dzięki trafnemu sformułowaniu pytania przez Prezes Sądu Najwyższego - SN rozstrzygnie, czy obu stronom należy się jakiekolwiek wynagrodzenie w tej sytuacji. To nie jest tak, że tylko bank przekazał środki klientowi, ale również klient oddaje swoje środki w ratach, płacąc je co miesiąc, one są zamrożone, ma założoną hipotekę, etc. - zauważył. - W naszej ocenie żadnej ze stron nie należy się opłata z tego tytułu, a jeżeliby miała się już należeć - to obu stronom - podkreślił Szcześniak.
Na 25 marca wyznaczono posiedzenie Izby Cywilnej Sądu Najwyższego ws. zagadnień prawnych dotyczących kredytów walutowych, które powinno rozstrzygnąć najpoważniejsze kontrowersje, jakie ujawniły się na tle praktyki orzeczniczej w kwestii kredytów walutowych, w szczególności kredytów frankowych.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze