Kto jest zbyt biedny, by upaść?

Upadłość konsumencka to zwrot, który pojawia się co jakiś czas w mediach i na ustach polityków. Oczywiście prócz deklaracji i słów o pomocy najbiedniejszym nie stoi za tym zbyt wiele konkretnych porad. Ostatnio sporo o upadłości konsumenckiej można było usłyszeć w związku z "kredytami we franku". Mało jednak było przy okazji tego zamieszania mowy o tym, kto tak właściwie może z upadłości konsumenckiej skorzystać i kogo w ogóle na to stać, zwłaszcza, że niedawno zaszły w tym względzie poważne zmiany.

Czemu jednak to takie ważne, kogo na upadłość stać? Jest to istotne zwłaszcza dlatego, że bycie upadłym (a więc bankrutem) wcale nie jest tanią sprawą. A przynajmniej do niedawna tania nie była.

Upadłość konsumencka została wprowadzona już w 2009 roku, choć istniała głównie na papierze. W ciągu prawie pięciu lat obowiązywania tej instytucji, do sądów wpłynęło ponad 2 tysiące wniosków o ogłoszenie upadłości konsumenckiej, a tylko blisko 100 upadłości zostało ogłoszonych (co jeszcze nie jest równoznaczne z oddłużeniem). Nie jest to imponujący wynik. Jedną z bezpośrednich przyczyn tego stanu rzeczy były koszty związane z ogłoszeniem upadłości.

Reklama

Sam proces nie był ani tani, ani pewny. W pierwszej kolejności osoba fizyczna musiała opłacić wniosek (200 zł), a następnie Sąd upadłościowy przed orzeczeniem upadłości oceniał, czy majątek upadłego wystarczy na pokrycie kosztów postępowania (koszt działania syndyka, biegłych itd.). Oczywiście nie trzeba podkreślać, że co wniosek i co okręg sądowy, to koszty były wyceniane inaczej. Wiec Sąd po jednej stronie Wisły mógł wymagać innego "minimalnego" majątku niż ten po drugiej stronie Wisły. Brak wytycznych ustawodawcy i oparcie się na uznaniowych kosztach sprawdza się znakomicie przy upadłości przedsiębiorstw - przy upadłości konsumenckiej stanowiło nie lada wyzwanie. Tym samym upadłość ograniczona była tylko do tych osób, które były na tyle majętne, by za całą procedurę zapłacić - głównie dzięki majątkowi w postaci mieszkania albo odłożonej gotówce. Tyle tylko, że to uniemożliwiało uwolnienie się od długów osobom najbardziej potrzebującym, przede wszystkim tym którzy zadłużyli się z powodu choroby, swojej bądź osoby bliskiej, którzy stracili pracę albo przydarzyła im się inna tragedia, która skutecznie wypchnęła ich ma margines społeczeństwa (a przynajmniej margines obrotu gospodarczego).

Nadzieję na zmianę tego stanu rzeczy daje nowelizacja ustawy prawo upadłościowe i naprawcze, która weszła w życie 31 grudnia 2014 r.

Ustawodawca w końcu zwrócił się w stronę tych, którzy najbardziej potrzebują pomocnej ręki. Po pierwsze koszt wniosku został zmniejszony do minimum, tzn. 30 zł. Ponadto ograniczono wynagrodzenie syndyka do ok. 1000 zł (co jest kontrowersyjną decyzją) i zniesiono opłaty za ogłoszenia w Monitorze Sądowym i Gospodarczym.

Co jeśli jednak dłużnik dalej nie ma środków, które pozwoliłyby na opłacenie tych zmniejszonych (i konkretnych!) kosztów?

I w tym względzie zaszła największa zmiana! Zgodnie z art. 4917 Prawa upadłościowego i naprawczego, jeśli majątek niewypłacalnego dłużnika jest niewystarczający to koszty postępowania pokrywa tymczasowo Skarb Państwa. Oczywiście dłużnik spłaci je w ramach planu spłaty.

Co jeśli jednak mamy do czynienia z osobą, która nie dość, że nie ma majątku, który można spieniężyć, to nie ma nawet pracy, z której mogłaby cokolwiek spłacić? Takich sytuacji jest wiele: matka opiekująca się chorym dzieckiem, która żyje z zasiłku, emeryt, którego konsultant namówił na "darmową pożyczkę" na wakacje dla wnuków, czy też żona, której mąż nabrał kredytów i zmarł, a ona utrzymuje siebie i trójkę dzieci.

W tym wypadku ustawodawca jest jeszcze bardziej szczodry. Jeśli osobista sytuacja upadłego "w oczywisty sposób" wskazuje, że nie jest on zdolny do dokonania jakichkolwiek płatności, Sąd umarza zobowiązania w całości bez planu spłat wierzycieli.

Jest to diametralna zmiana w stosunku do poprzednich przepisów. Zdaje się, że już zmiana w kosztach postępowania, która stanowiła barierę finansową, będzie stanowiła bodziec do złożenia wniosku o upadłość i zdobycie wolności finansowej. Trzeba przyznać, że w końcu nasze przepisy osiągnęły pewien stopień normalności i upadłość nie jest już luksusową zabawką, a może stać się powszechnym narzędziem. Nareszcie nie można być zbyt biednym, by upaść.

Kamil Mieszkowski

prawnik, Kancelaria Michniewicz i Wspólnicy

Emmerson
Dowiedz się więcej na temat: upadłość konsumencka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »