Młodzi Polacy niechętnie odkładają na starość. Nie ufają państwu, ale to niejedyny problem
Świadomość emerytalna wśród młodych Polaków mogłaby być lepsza. Takie wnioski płyną z badania przeprowadzonego na zlecenie Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych (IGTE) wśród Polaków w wieku 18-30 lat. Prawie połowa nie owija w bawełnę i mówi: nie rozumiemy, jak działają instrumenty, które mają nas zabezpieczyć na starość. Blisko 70 proc. ma też pewności, czy pieniądze gromadzone w takich instrumentach są bezpieczne. Na emeryturę oszczędza w tej chwili jedynie ok. 30 proc. badanych. Czy dzieje się tak tylko z niefrasobliwości, czy może młodzi ludzie zwyczajnie nie mają z czego odkładać? Jak odbudować zaufanie do państwa w kwestii emerytur? O to Interia Biznes zapytała ekspertów.
- Blisko 50 proc. młodych dorosłych Polaków nie rozumie, jak działają instrumenty służące do oszczędzania na emeryturę
- Jeszcze więcej nie ufa państwu i nie wie, czy ich pieniądze będą bezpieczne
- Młodym ludziom nie spieszy się, by zacząć odkładać na starość. Często wynika to po prostu z napięć w domowym budżecie
- Eksperci podkreślają, że państwo musi przywrócić zaufanie do systemu emerytalnego i zwiększyć wysiłki na rzecz edukacji w tym zakresie
W raporcie zatytułowanym "Badanie świadomości emerytalnej i postaw wobec systemu emerytalnego Polaków do 30. roku życia" uderza przede wszystkim to, że młodzi ludzie w Polsce nie są nawet pewni, czy pieniądze są bezpieczne w instrumentach służących do oszczędzania na przyszłą emeryturę - takich jak Indywidualne Konto Emerytalne (IKE), Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE) czy Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK).
Powody tych obaw są różne. Aż 65,8 proc. respondentów nie ma pewności, czy ich pieniądze są bezpieczne w IKE/IKZE/PPK, bo mogą one zostać źle zainwestowane. Jeszcze większy odsetek - 67,2 proc. uczestników badania - nie jest pewnych, czy w przyszłości zgromadzone przez nich środki nie zostaną im zabrane. Wreszcie 67,6 proc. wyraża konkretną obawę, że bezpieczeństwo ich pieniędzy w instrumentach emerytalnych może być zagrożone na skutek potencjalnych zmian w regulacjach dotyczących tych instrumentów, które w przyszłości mogą wprowadzić politycy.
Osobną kwestią jest brak przekonania co do tego, dostępne produkty emerytalne pozwalają realnie zabezpieczyć się na jesień życia. Jak komentuje sama autorka badania dla IGTE, dr Katarzyna Sekścińska z Uniwersytetu Warszawskiego, jedynie co czwarty młody Polak uważa, że korzystając z dostępnych instrumentów finansowych może naprawdę zabezpieczyć swoją przyszłość - przy czym w podobnym stopniu dotyczy to kobiet i mężczyzn. Jednocześnie warto odnotować, że co piąty młody dorosły nie ma zdania na ten temat.
A co z wiedzą na temat działania instrumentów finansowych długoterminowego oszczędzania? Większość młodych Polaków - 60,6 proc. - uważa, że emerytalne instrumenty finansowe są skomplikowane. Podobny odsetek, bo 60,1 proc., mówi, że mechanizmy ich działania są niejasne. Prawie połowa, bo 46 proc. mówi wprost: nie rozumiemy, jak działają instrumenty emerytalne, a kolejne 22 proc. twierdzi, że nie ma zdania na ten temat - jak zauważa autorka badania, w przypadku części respondentów może oznaczać to, że ten temat generalnie nie jest dla nich łatwy, ale po prostu nie chcieli przyznać się do tego w badaniu.
Przechodzimy od teorii do praktyki - i tu wcale nie jest lepiej. Tylko 31 proc. młodych Polaków odkłada obecnie pieniądze z myślą o jesieni życia, przy czym 21 proc. inwestuje w PPK, po 11 proc. w IKE i OFE, a niecałe 9 proc. w IKZE. Raport zaznacza, że w przypadku PPK liczba ta może być niedoszacowana, bo aż 15 proc. respondentów deklaruje, że po prostu nie wie, czy jest objęta tym programem, czy też nie (co zresztą stanowi kolejny dowód na słabe zainteresowanie własną przyszłą emeryturą).
To, że tak mało młodych Polaków i Polek oszczędza na starość, może dziwić w kontekście ich oczekiwań dotyczących wysokości przyszłego świadczenia emerytalnego, ponieważ aż połowa młodych dorosłych w naszym kraju szacuje przyszłą stopę zastąpienia (czyli stosunek wysokości przyszłej emerytury do ostatniego wynagrodzenia) na co najmniej 68 proc. To nadmierny optymizm - ale jeszcze większym optymizmem wykazują się ci, którzy uważają, że ich przyszła emerytura wypłacana przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych będzie co najmniej równa ich ostatniemu wynagrodzeniu.
A co na to ZUS? Zakład szacuje, że w 2060 r. stopa zastąpienia może wynieść... ok. 24,6 proc. Zatem jeśli ktoś w ramach swojej ostatniej pensji otrzyma, przykładowo, 7 tys. zł na rękę, to po przejściu na emeryturę dostanie z ZUS całe 1722 zł (oczywiście, nie wiemy, ile będzie wynosić średnie wynagrodzenie ok. 2060 r., podobnie jak nie wiemy, jakie będą wówczas koszty życia i co będzie można za takie pieniądze kupić).
Niski odsetek osób oszczędzających z myślą o emeryturze wydaje się też być niespójny z tym, że młodzi ludzie generalnie mają świadomość swojego ograniczonego wpływu na wysokość swoich przyszłych świadczeń. Prawie 32 proc. młodych Polaków uważa, że na wysokość ich emerytury z ZUS w znacznym stopniu będą wpływać decyzje polityków, blisko 38 proc. sądzi, że będzie to raczej charakterystyka systemu emerytalnego, który będzie obowiązywał w kraju w momencie, kiedy będą przechodzić na emeryturę - a 33,5 proc. jako czynnik w znacznym stopniu wpływający na wysokość świadczenia wskazuje sytuację demograficzną Polski w momencie, gdy będą kończyć swoją aktywność zawodową.
Dlaczego więc młodzi ludzie nie spieszą się do tego, by zabezpieczać swoją przyszłość pod kątem finansowym, tak, by uniknąć sytuacji, w której będą musieli przeżyć na emeryturze tylko z tego, co wypłaci im ZUS? Czy jest to tylko naturalne podejście do emerytury w tym wieku (66 proc. badanych wskazuje, że to nie jest pilny cel oszczędnościowy), kiedy jawi się ona jako odległa i nieco abstrakcyjna rzeczywistość? A może w grę wchodzi tutaj coś innego - bierność państwa w zakresie informowania o systemie emerytalnym, nieumiejętność jasnego i prostego wyjaśnienia jego zawiłości, niechęć do uproszczenia procedur, coraz to nowe pomysły polityków i wywracanie emerytalnego stolika, a może wszystko naraz?
- System emerytalny potrzebuje na pierwszym miejscu spokoju, na drugim miejscu - spokoju i na trzecim miejscu - jeszcze raz spokoju - mówi Interii Biznes Oskar Sobolewski, ekspert emerytalny i rynku pracy w HRK, polskiej firmie specjalizującej się w doradztwie personalnym i digitalizacji procesów HR. - Nie należy przeprowadzać w nim nagłych, nieprzemyślanych i nieskonsultowanych zmian. Wszelkie tak zwane "wrzutki" niekiedy mają sens, ale problem polega na tym, że nie są one na tyle dobrze omówione, by mogły się przyjąć.
Postawy Polaków względem wiarygodności systemu emerytalnego zbiera też do dziś reforma Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE) dokonana przed 10 laty, komentuje dla Interii Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP). - Niskie zaufanie do rozwiązań tworzących trzeci, dobrowolny filar systemu emerytalnego jest niestety utrzymującym się w dalszym ciągu efektem zmian w OFE sprzed dekady. Tamte wydarzenia w znacznym stopniu podważyły wiarę polskiego społeczeństwa w nienaruszalność środków zgromadzonych w funduszach emerytalnych na skutek m.in. wprowadzanych zmian legislacyjnych.
- Niestety, zaufanie łatwo jest zburzyć, natomiast jego odbudowa jest bardzo trudna - stąd nawet dosyć dawne wydarzenia niosą ze sobą konsekwencje odczuwane do dnia dzisiejszego - dodaje ekonomista. - Sposobem na przywrócenie tego zaufania jest przede wszystkim edukacja - należy uświadamiać oszczędzającym, że status prawny środków w IKE, IKZE, PPE i PPK jest odmienny od tego, jaki dotyczył aktywów zgromadzonych w OFE.
Również zdaniem Oskara Sobolewskiego ważne jest nieustanne pogłębianie świadomości społeczeństwa w kwestiach emerytalnych. - Trzeba edukować i informować, że emerytury wypłacane z I filaru będą coraz niższe. Trzeba to pokazywać, porównywać naszą rzeczywistość z sytuacją w innych krajach. System emerytalny wbrew pozorom nie jest prosty, dlatego rządzący powinni regularnie podejmować działania informacyjne.
A co z brakiem pewności co do bezpieczeństwa środków? - W kontekście obaw o niewłaściwe zarządzanie środkami, należy wskazać na rozwiązania ograniczające ryzyko dla przyszłych emerytów - takie jak możliwość wyboru bezpieczniejszych instrumentów inwestycyjnych w IKE i IKZE, lub zastosowanie tzw. funduszy zdefiniowanej daty w PPK - mówi Łukasz Kozłowski.
- Wreszcie, czynnikiem odbudowującym zaufanie wśród oszczędzających może być czas - systematycznie przyrastająca wartość środków, np. na PPK ich uczestników, może przekonać osoby, które zdecydowały się wycofać z tego programu, że jednak jest to rozwiązanie godne zainteresowania.
Według prof. Elżbiety Mączyńskiej, prezes honorowej Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, mówiąc o skłonności młodych osób do oszczędzania, trzeba też jednak wziąć pod uwagę to, że młodzi ludzie nie zawsze zarabiają dużo i mają ogromne potrzeby bieżące. - Trudno wyobrazić sobie, że ktoś, kto spłaca kredyt na mieszkanie, będzie dokonywał dużych wpłat np. na IKZE - mówi Interii Biznes ekonomistka. - I tak, napór potrzeb bieżących i inwestycyjnych ogranicza możliwość oszczędzania na przyszłość, które to oszczędzanie generalnie wymaga zasobnej kieszeni.
Słowa ekonomistki znajdują potwierdzenie w odpowiedziach 27 proc. uczestników badania dla IGTE, osób, którzy wskazali, że w ich przypadku konieczny byłby wzrost zarobków, aby zainwestowali w IKE lub IKZE. Podobnie jest z PPK - mniej więcej 25 proc. młodych Polaków uzależnia swój powrót do programu od wysokości swoich zarobków, które musiałyby wzrosnąć, by zdecydowali się na pozostanie w PPK.
Prof. Mączyńska zauważa jednocześnie, że to, iż wśród respondentów jest 30-procentowy odsetek osób już oszczędzających na emeryturę, to i tak niezły wynik, "jak na nasze warunki - jesteśmy bowiem społeczeństwem na dorobku".
Oczywiście, zawsze może być lepiej i państwo może zwiększyć zachęty, by zmobilizować młodych do oszczędzania, dodaje. - Pamiętajmy jednak, że z tych zachęt w pierwszym rzędzie będą korzystały osoby niemające silnych napięć w budżetach domowych - podkreśla. Taką zachętą, zdaniem rozmówczyni Interii, mogłoby być np. zwiększenie kwoty, którą można odliczyć od podstawy opodatkowania w przypadku osób oszczędzających za pomocą IKZE. Wszelkie regulacje i zachęty państwo powinno przy tym pokazywać w sposób bardzo przystępny, zrozumiały także dla osób nie posiadających zaawansowanej wiedzy na temat finansów.
- Osobną sprawą jest to, że dla młodych ludzi wiek 60-65 lat to tak odległa perspektywa, że trudno im wyobrazić sobie, że ich też to czeka i że muszą zadbać o swoją przyszłość w wieku emerytalnym - mówi ekonomistka. - Tym niemniej, muszą oni wiedzieć, że oszczędzanie na przyszłość ma fundamentalne znaczenie: dłużej żyjemy i dłużej w związku z tym jesteśmy na emeryturze, dlatego te dodatkowe fundusze na jesień życia są tak ważne.
W tym kontekście musi też paść pytanie o budzącą ogromne emocje społeczne kwestię ustawowego wydłużania okresu aktywności zawodowej.
- Pytanie na dziś to nie "czy?", tylko "kiedy" będziemy podnosić wiek emerytalny - mówi Oskar Sobolewski. Już dzisiaj wiek emerytalny kobiet jest jednym z najniższych w UE. Jak dodaje, niezwykle ważne jest, aby ludzie zrozumieli to, że im wcześniej przejdą na emeryturę, na tym więcej części zostanie podzielony zgromadzony przez nich kapitał (tak, aby mógł być wypłacany w postaci miesięcznych świadczeń przez resztę życia w świetle jego prognozowanej długości). - Dlatego konieczne jest też to, aby jak najwcześniej zacząć oszczędzać na przyszłość w dedykowanych do tego rozwiązaniach - dodaje Sobolewski.
Prof. Mączyńska zwraca również uwagę na to, że oprócz funduszy emerytalnych i dodatkowych metod zabezpieczenia emerytalnego istnieją jeszcze inne możliwości, takie jak np. zakup mieszkania w celach inwestycyjnych. Warto pamiętać, że są osoby, które nie korzystają z rozwiązań filarowych, by zwiększyć swoją przyszłą emeryturę - ale decydują się właśnie na tego rodzaju inwestycje. - Generalnie, świadomość ekonomiczna i wiedza na temat alternatywnych sposobów inwestowania na przyszłość stopniowo rośnie, choć wciąż jeszcze jest zbyt niska - konkluduje prof. Mączyńska.