Nadmierny rygoryzm

Polskie regulacje nadzorcze cechuje nadmierny i merytorycznie nieuzasadniony rygoryzm we wszystkich najważniejszych aspektach: tzn. w zakresie rezerw, wymogów kapitałowych i kalkulowania funduszy własnych.

Polskie regulacje nadzorcze cechuje nadmierny i merytorycznie nieuzasadniony rygoryzm we wszystkich najważniejszych aspektach: tzn. w zakresie rezerw, wymogów kapitałowych i kalkulowania funduszy własnych.

Ocena polityki regulacyjnej w sektorze bankowym powinna być dokonywana przez pryzmat celów stawianych nadzorowi bankowemu. Uznaje się, że podstawowym celem ma być zapewnienie bezpieczeństwa środkom pieniężnym lokowanym w bankach. W chwili obecnej trudno dyskutować z taką rolą nadzoru bankowego, aczkolwiek być może należałoby się w przyszłości ponownie zastanowić nad znaczeniem tej instytucji w systemie funkcjonowania państwa i gospodarki. Natomiast na pewno już teraz problem jest:

- po pierwsze, potrzebny i niezbędny

poziom owego bezpieczeństwa,

Reklama

- po drugie, merytoryczne

możliwości regulatora w tym zakresie.

Pierwsza okoliczność immanentnie wiąże się z istotą gospodarki rynkowej i jej nieodłączną cechą - ryzykiem. Właśnie konkurencja i ryzyko uruchamia nie tylko znane dobrodziejstwa tej gospodarki, jak chociażby mechanizmy proefektywnościowe, ale także doświadczane powszechnie dolegliwości: straty, bankructwa, bezrobocie, itp. Są to dwie strony tego samego zagadnienia. Próba pełnego redukowania negatywów nie może nie mieć wpływu na skalę korzyści na innych obszarach. Do jakiego stopnia zapewniać klientom bezpieczeństwo ich depozytów składanych w bankach, aby nie zakłócić wymaganych zachowań w gospodarce rynkowej?

Potrzebna jest świadoma i rozważna decyzja przy wyborze banków, w których się lokuje swoje oszczędności. Wysokość oprocentowania nie powinna być tu kryterium rozstrzygającym. Oczywiście należy mieć świadomość poważnych ograniczeń u przeciętnego klienta uniemożliwiających dokonanie głębszych ocen swojego banku. Pewne jednak wyobrażenie jest konieczne, jak przy każdych transakcjach handlowych, a do takich należy również lokowanie pieniędzy.

Bank musi być instytucją szczególną - zaufania publicznego, ale dążenie do pełnego bezpieczeństwa - w mojej ocenie - mija się z duchem gospodarki rynkowej i może być jej zaprzeczeniem. Zatem pewien rozsądek w tym zakresie powinien być zachowany.

Drugi aspekt roli regulatora nie mniej ważny, a może nawet ważniejszy, to jego możliwość obiektywnego identyfikowania i skalowania ryzyka niezbędnego do kształtowania racjonalnych rozwiązań ostrożnościowych. Trzeba znać swoje możliwości w tym względzie i ograniczenia z tym związane. Systemowa próba redukowania ryzyka może następować tylko wówczas, gdy przy zrozumieniu istoty ryzyka (głównie źródeł jego powstawania) istnieje możliwość w miarę poprawnego jego mierzenia oraz umiejętność neutralizowania lub przynajmniej minimalizowania.

Bez ugruntowanej wiedzy o funkcjonowaniu tak całego sektora bankowego, jak i pojedynczego banku komercyjnego, nie można tworzyć racjonalnych zasad determinujących działalność infrastruktury finansowej niezbędnej dla sprawności całej gospodarki. Nadzór bankowy, jako ważny element systemu finansowego państwa, nie może abstrahować do realnych procesów zachodzących w gospodarce.

Ponadto należy mieć świadomość, że działalność bankowa to przede wszystkim biznes. Musi więc być nastawiona na zyski dające akcjonariuszom satysfakcjonującą stopę zwrotu, bo w przeciwnym razie znajdą sobie inne miejsca lokowania swojego kapitału ze szkodą dla siły finansowej sektora bankowego. W kontekście powyższych uwag warto się zastanowić nad treścią merytoryczną najważniejszych kategorii nadzorczych i ich wpływem na realne procesy w bankowości i otoczeniu.

Rezerwy

Nadzór bankowy (a wcześniej i piszący te słowa) traktują rezerwy jako ważki instrument w realizacji ustawowego celu (bezpieczeństwa depozytów). Można mieć jednak daleko idące wątpliwości, co do faktycznego wpływu tworzonych rezerw na poziom bezpieczeństwa środków lokowanych w bankach. Przecież rezerwy to jedynie zapisy księgowe, nie oznaczające istnienia realnych środków pieniężnych służących do pokrycia zobowiązań z tytułu przyjętych depozytów. Rezerwy również nie mogą w pełni spełniać nadzorczego celu poprzez ujawnienie w bieżącym rachunku wyników obniżonej jakości aktywów. Niższa bowiem jakość aktywów, wyrażająca się brakiem lub nieregularną obsługą odsetek bądź kapitału, widoczna jest natychmiast w rachunku odsetkowym poprzez niższe przychody odsetkowe i wyższe koszty odsetkowe (brak przepływu z tytułu odsetek i kapitału wymaga ich refinansowania i tym samym ponoszenia kosztów).

Rezerwy - przy obecnie obowiązujących zasadach ich tworzenia - są mechanizmem odzwierciedlającym w aktualnie kształtowanym wyniku poziom potencjalnej straty w przyszłości. Kwestią dość dyskusyjną jest na ile zagrożenie w perspektywie stratą (czasami nawet bardzo odległą - np. 20-letni kredyt) ujmować w bieżącym wyniku. Nie mniej emocji wzbudza charakteryzowanie owego zagrożenia, które przybiera kryterium terminowości obsługi zadłużenia i oceny sytuacji finansowej dłużnika. W rezultacie regulator dokonuje arbitralnych rozstrzygnięć (np. 30 dni opóźnienia w spłacie) a swoimi subiektywnymi ocenami dłużnika rości sobie prawo do weryfikowania poziomu ryzyka w banku. Co ciekawe, nadzór szuka niedoboru rezerw, a nie ich nadmiaru. Zatem nie interesuje go adekwatność rezerw i troska o wiarygodność sprawozdań finansowych odzwierciedlających rzeczywisty obraz sytuacji banku. A właśnie tylko taki obraz może być podstawą wyboru banku przez klienta, zwłaszcza deponenta, jak również i inwestora.

Wobec tego zasady tworzenia rezerw nie mogą zakładać zbyt wysokiego tempa ich przyrostu (tj. uzewnętrzniania potencjalnej straty). Wcale to nie wzmacnia bezpieczeństwa środków, a prowadzi do różnych anomalii przy porównywaniu wyników banków.

Wpływ rezerw na poziom bezpieczeństwa może następować jedynie poprzez stymulowanie banków w kreowaniu aktywów obciążonych ryzykiem, głównie kredytów. Ale wówczas regulator winien pełnić rolę barometru koniunktury gospodarczej i poprzez swoje wskazania pobudzać lub obniżać aktywność kredytową banków modyfikując odpowiednio zasady tworzenia rezerw. Wydaje się jednak, że nadzór bankowy (nie tylko w Polsce) do takiej roli nie jest predysponowany, co wcale nie oznacza, że nie powinien reagować na tendencje zachodzące w gospodarce, ale na tyle, na ile jest to możliwe po uprzednim rzetelnym zidentyfikowaniu i rozpoznaniu zjawisk gospodarczych ważnych dla bezpiecznego funkcjonowania sektora bankowego. Zdecydowanie pełniej i rzetelniej swoje otoczenie analizują same zainteresowane banki i w ich żywotnym interesie leży posiadanie mechanizmów wczesnego ostrzegania i sposobów ograniczania pojawiających się zagrożeń.

Zatem rezerwy niewątpliwie w pewnym zakresie pełnią rolę strażnika bezpieczeństwa depozytów, ale jak doświadczenia pokazują nie jest to w pełni skuteczny obrońca, bo nie może być. Należy więc z dużym dystansem traktować ten instrument, a już z bardzo dużą pokorą nadzór bankowy powinien podchodzić do swoich możliwości w zakresie wyceny ryzyka i przekonania, iż rygoryzmem przy określaniu tworzenia rezerw zapewni bezpieczeństwo depozytom bankowym. Możemy mieć do czynienia ze skutkiem odwrotnym. Zbyt duże obciążenie rezerwami oznacza: mniejsze możliwości zwiększania funduszy własnych akumulowanymi zyskami i niższą stopę zwrotu dla akcjonariuszy i tym samym brak dopływu nowego kapitału.

Wobec powyższego potrzeba poprawy wyników może wywołać skłonność do osiągania wyższych marż, aby neutralizować rezerwy, co zazwyczaj prowadzi do przyjmowania transakcji o podwyższonym ryzyku. Pogorszenie wyników w rezultacie tworzenia rezerw może również spowodować zaniepokojenie deponentów, którzy masowo wycofując swoje środki negatywnie oddziałują na przepływy finansowe, co generuje napięcia płynnościowe z powszechnie znanymi skutkami.

Wydaje się, że tak naprawdę realnego znaczenia rezerw należy szukać w obciążeniach podatkowych banków. Jedynie rezerwy zmniejszające wysokość odprowadzonego podatku (a więc stanowiące koszt uzyskania przychodu) wzmacniają siłę finansową instytucji, a tym samym i jej bezpieczeństwo. Ale to już zupełnie inny obszar, choć nie powinien być obojętny dla nadzoru bankowego. I właśnie na tym obszarze należy oczekiwać znacznie większej aktywności polskiego nadzoru bankowego. Potrzeba więcej umiaru i rozsądku w określaniu zasad tworzenia rezerw po to - między innymi - aby w coraz pełniejszym zakresie mogły one stanowić koszty uzyskania przychodu. Póki co, nadzór bankowy uznaje (nie tylko w Polsce), że czym innym są rezerwy z ostrożnościowego punktu widzenia, a czym innym z podatkowego. Jest to wygodne stanowisko, ale mało twórcze i na pewno nie służy wzmocnieniu bezpieczeństwa sektora bankowego.

W mojej ocenie konieczne jest zweryfikowanie zasad tworzenia rezerw, głównie w zakresie klasyfikacji należności i uczynienie ich porównywalnymi ze stosowanymi w innych krajach. Nie widzę żadnych przesłanek do straszenia nadmiernie wysokim wskaźnikiem należności zagrożonych w polskim sektorze bankowym. Tak samo jak niezrozumiała jest praktyka nadzoru bankowego identyfikowana poprzez sprawozdania finansowe odmiennych klasyfikacji tych samych podmiotów i sugerowania potrzeby reklasyfikacji do wyższej grupy ryzyka. A przecież zróżnicowana klasyfikacja tych samych podmiotów może mieć swoje uzasadnienie i nie ma powodów do jej ujednolicania. Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na interesującą podstawę prawną (art. 139 ust.1 p 2 prawa bankowego) tej praktyki GINB, jak też służącą do zbierania nieomal wszelkich informacji z banków, mimo sporządzania przez nie obowiązkowych sprawozdań do NPB. Intrygujące jest to, do jakiego stopnia instytucja, której jednym z celów jest zapewnienie zgodności działania banków z przepisami prawa, może się posunąć przy naciąganiu prawa? Taka praktyka nie może nie mieć wpływu na ocenę polityki nadzorczej.

Wymogi kapitałowe

Zasady wyznaczania wymogów kapitałowych są kolejnym ważnym instrumentem nadzorczym i ich ocena powinna być skorelowana ze sposobem liczenia funduszy własnych.

Te dwie kategorie stanowią o adekwatności kapitału i, w mojej ocenie, winny być regulowane jednym aktem prawnym, a nie dwoma oddzielnymi, jak to ma miejsce obecnie. Sądzę, że punktem odniesienia była tu forma uregulowań stosowana w Unii Europejskiej (odrębne dyrektywy). Wydaje mi się jednak, że Unia aż tak wielkiej precyzji od nas nie oczekuje w tej materii.

Przy określaniu adekwatności kapitału zmiany wprowadzone z początkiem roku w największym stopniu dotyczą sposobu pomiaru globalnego ryzyka ponoszonego przez bank. Zmiany te jednocześnie odzwierciedlają aktualną politykę nadzoru bankowego. Wskazują one, iż istotą tej polityki jest to, aby przy okazji dostosowywania się do dyrektyw unijnych zwiększyć wymogi kapitałowe ponad niezbędne standardy międzynarodowe.

Rozwiązania unijne wymagają uwzględnienia przy szacowaniu wymogów kapitałowych nie tylko ryzyka kredytowego, ale i rynkowego, co w sposób naturalny wywołuje wzrost potrzeb kapitałowych. Przy tej jednak okazji polski regulator zwiększył obciążenia kapitału z tytułu ogólnego ryzyka stóp procentowych, przyjmując relacje stóp procentowych ze strefy euro (bez próby dostosowania do warunków polskich) i stosując mnożniki 2,5-krotnie wyższe z uwagi na polską specyfikę.

W dyrektywie unijnej instrumentem redukującym wymogi kapitałowe z ryzyka rynkowego jest kapitał krótkoterminowy. Jednak jego definicja została dostosowana do uwarunkowań zachodnich, gdzie działalność bankową prowadzi się zazwyczaj w wynajmowanych pomieszczeniach. Natomiast literalne przeniesienie na polski grunt owej definicji i pomniejszenie zysków z portfela kredytowego o wartość majątku trwałego uczyniła kategorię kapitału krótkoterminowego fikcyjną. Praktycznie żaden bank nie jest w stanie wypracować zysku ze swojego portfela handlowego pokrywającego wartość majątku trwałego. Zawsze to będzie ujemna różnica i w rezultacie ryzyko rynkowe musi być pokrywane funduszami własnymi. Równolegle majątek trwały z nałożoną 100-procentową wagą ryzyka ujmowany jest w aktywach ważonych ryzykiem i także obciąża fundusze własne. Zatem przyjęte obecnie zasady wyznaczania wymogów kapitałowych podwójnie oddziaływują na poziom adekwatności kapitału zarówno poprzez aktywa ważone ryzykiem, jak i poprzez kapitał krótkoterminowy. Brak jakiegokolwiek uzasadnienia dla tak rygorystycznego rozwiązania. Nie można bowiem znaleźć logicznych związków między budowaniem portfela handlowego nastawionego na krótkoterminowe zyski a majątkiem trwałym stanowiącym podstawę całokształtu działalności banku. Według mnie, mamy chyba do czynienia z błędem merytorycznym będącym konsekwencją braku pogłębionych analiz dyrektyw unijnych w ich całokształcie. Jest to niezbędne, aby pojmując ich istotę, a zwłaszcza merytoryczne przesłanki, tworzyć rozwiązania uwzględniające lokalną specyfikę. Tym bardziej że dyrektywy dają takie możliwości w każdym niemalże obszarze i kraje unijne to skrzętnie wykorzystują, np. Niemcy stosują zmodyfikowaną definicję kapitału krótkoterminowego.

Inną wprowadzoną zmianą zwiększającą potrzeby kapitałowe jest zaliczenie należnych odsetek do aktywów ważonych ryzykiem. Tak stanowią przepisy unijne, lecz praktyka bywa dość zróżnicowana w krajach unijnych. Tym bardziej, że rozwiązanie takie musi budzić wątpliwości merytoryczne. Albowiem nieobsługiwane odsetki pomniejszają wynik finansowy i tym samym ograniczą możliwość zwiększania funduszy własnych poprzez zatrzymywanie zysków. Z tego samego powodu podstawą kalkulacji ryzyka kredytowego są aktywa netto, a nie brutto, gdyż rezerwy obciążają wynik.

W tym miejscu warto zwrócić uwagę na brak systemowej spójności między zasadami wyznaczania wymogów kapitałowych, a zasadami tworzenia rezerw, a ściślej biorąc klasyfikacją kredytów ( nie odnosi się to tylko do polskich regulacji). Podstawą wyznaczania wymogów kapitałowych na ryzyko kredytowe jest podmiotowa klasyfikacja aktywów i przypisane im arbitralne wagi ryzyka (0, 20, 50, 100 proc.). Z kolei dla potrzeb ustalenia wymaganych rezerw przyjmuje się klasyfikację opartą na terminowości obsługi zadłużenia oraz sytuacji finansowej dłużnika bądź aktualnej wartości rynkowej danego rodzaju aktywu. Wydaje się, że istnieją merytoryczne przesłanki do uczynienia spójnymi tych dwóch instrumentów nadzorczych. Oczywiście nie leży to w gestii tylko polskiego nadzoru bankowego. Ale polski regulator mógłby być nie tylko "importerem" myśli i rozwiązań zachodnich, a również ich "eksporterem". Tymczasem projekt nowej umowy kapitałowej nie zbliża nas nadto do tego celu, choć propozycja, aby podstawą klasyfikacji aktywów mogły być oceny raitingowe (mimo że kontrowersyjna), może stanowić podłoże do podjęcia prac w celu doprowadzenia do spójności regulacji nadzorczych.

Podsumowując ten wątek - wprowadzane zmiany w zakresie określania wymogów kapitałowych faktycznie zwiększają potrzeby kapitałowe banków. Trudno powiedzieć, jakie były intencje i czy to jest skutek świadomej polityki nadzorczej, czy nie do końca przemyślanych rozwiązań.

Fundusze własne

Określanie wymogów kapitałowych ma integralny związek ze sposobem liczenia funduszy własnych. Przy czym najważniejszym elementem wpływającym na adekwatność kapitału jest wysokość funduszy własnych. Stąd przyjmowane rozwiązania w tym zakresie w sposób zasadniczy determinują potrzeby kapitałowe banków. Mimo że ostatnie modyfikacje nie zmieniają w zasadzie dotychczasowej kalkulacji funduszy własnych, to warto ponownie wrócić do tej podstawowej kategorii, która warunkuje tempo rozwoju banku i ocenić racjonalność istniejących rozwiązań.

Punktem wyjścia muszą być oczekiwania wobec kapitałów bankowych, na podstawie czego można budować definicję funduszy własnych. Polski regulator zaprojektował i następnie wdrożył do nowego prawa bankowego (dostosowującego Polskę do przepisów unijnych), a ostatnio potwierdził to w szczegółowych zasadach wyliczania funduszy własnych (uchwała KNB), że kryterium rozstrzygającym zaliczanie składników do funduszy własnych ma być możliwość pokrywania straty bilansowej. Wydaje się jednak, że definicja kapitału nie może być konkluzją słynnej scenki kabaretowej - "Jest interes do zrobienia. - A ile można stracić?".

Co jest dobre w kabarecie, niekoniecznie musi być racjonalne w biznesie bankowym. Tym bardziej że trudno z przepisów unijnych wywieść takie wymagania wobec funduszy własnych. Co więcej, można nawet mówić o sprzeczności, bowiem przepis unijny stanowi, iż pozycje zaliczane do funduszy własnych mają służyć pokrywaniu normalnego ryzyka, gdy straty przychodów lub kapitału nie zostały jeszcze określone.

Uważam, że rolą funduszy własnych powinno być tworzenie warunków dla trwałego rozwoju, a więc wzmacnianie i rozszerzanie stabilnych źródeł finansowania działalności i pokrywania potencjalnego ryzyka z tym związanego. Takie rozumienie funduszy własnych jest w pełnej zgodzie z wymaganiami unijnymi i nie musi oznaczać konieczności poszukiwania tylko takich składników, które można wykorzystywać na pokrywanie strat, aczkolwiek nie może to również oznaczać zupełnego abstrahowania od takiej cechy. Ważne są natomiast proporcje przy tej charakterystyce, które determinują sposób kwalifikowania funduszy własnych. Nadzór bankowy powinien być zainteresowany w powstawaniu różnego rodzaju funduszy i zaciąganiu zobowiązań zwiększających poziom długoterminowych źródeł finansowania. Tymczasem wprowadzone ostatnio zmiany takie pozycje eliminują.

Obowiązujący wcześniej (wprowadzony jeszcze na początku lat 90.) katalog funduszy własnych był pełniejszy i niczym nie uchybiał wymaganiom unijnym. Pewne kategorie już w polskich bankach nie występują jako konsekwencja braku realnego pożytku przy szacowaniu kapitału. Nie można również zrozumieć braku zaliczania do funduszy własnych rezerwy na ogólne ryzyko tworzonej w ciężar kosztów. Nie jest to rezerwa związana z konkretnym aktywem, ujawniona jest w księgach rachunkowych i zgodnie z przepisami unijnymi spełnia niezbędne warunki zaliczenia do funduszy własnych.

Kolejnym elementem istotnie różniącym polskie regulacje od unijnych jest nadal brak uwzględnienia zysku bieżącego w rachunku kapitałowym. Kwestia ta od kilku lat jest podnoszona przez środowisko bankowe i konsekwentnie przez polski nadzór bankowy ignorowana. Nowe prawo bankowe, które miało nas dostosować do dyrektyw unijnych, takiej możliwości nie przewiduje.

Ważnym mechanizmem w kształtowaniu rachunku kapitałowego jest pomniejszanie funduszy własnych. O ile pomniejszanie o ponoszone straty, posiadane akcje własne i w pewnym zakresie o wartości niematerialne i prawne nie mogą wzbudzać wątpliwości, o tyle potrącenia o udziały kapitałowe w podmiotach finansowych można uznawać za dyskusyjne (odnosi się to także do standardów międzynarodowych).

Można uznać, że odejmowanie zaangażowania kapitałowego w innym banku ma swoje uzasadnienie. Unika się w ten sposób podwójnego liczenia kapitału w sektorze bankowym, a także zapobiega anomaliom polegającym na fikcyjnym wzroście kapitału poprzez wzajemną wymianę kapitału między bankami. Natomiast już potrącenie zaangażowań w pozabankowe instytucje finansowe wzbudza wątpliwości. Dlaczego takie aktywa kapitałowe mają rodzić o wiele poważniejsze konsekwencje dla adekwatności kapitału niż udziały kapitałowe w podmiotach niefinansowych (100-procentowa waga ryzyka a nie potrącenie)? Można to oczywiście tłumaczyć ścisłymi związkami banków z firmami ubezpieczeniowymi, funduszami emerytalnymi, firmami leasingowymi, itp. Ale czy to tworzy tak duże zagrożenie dla bezpiecznego funkcjonowania banków, aby stosować takie rygorystyczne rozwiązania?

Można mieć w tym względzie wątpliwości. Powiązania finansowe między podmiotami z tego sektora najczęściej mają charakter kapitałowy, lokacyjny (z wyjątkiem firm leasingowych) i w mojej ocenie nie musi to rodzić podwyższonego ryzyka. Natomiast naturalne związki kredytowe banków z sektorem niefinansowym w połączeniu z zaangażowaniami kapitałowymi mogą stanowić o wiele poważniejsze podłoże komplikacji we wzajemnych relacjach biznesowych. Bank występuje bowiem w roli kredytodawcy i właściciela, co nie zawsze pozwala kontrolować poziom ryzyka i podejmować racjonalne decyzje.

Mimo tej dyskusyjnej unijnej potrzeby pomniejszania funduszy własnych o udziały kapitałowe w podmiotach finansowych lokalny regulator ma możliwość kształtowania definicji instytucji finansowej i tym samym racjonalizowania rozwiązań w tym zakresie mając na uwadze realne ryzyko. Tymczasem przyjęta w prawie bankowym definicja jest bardzo szeroka i na pewno w ostatecznym rozrachunku wywołuje wzrost potrzeb kapitałowych, bądź ogranicza aktywny udział banków na rynku kapitałowym.

Ponadto, w regulacji wykonawczej przyjętej przez Komisję Nadzoru Bankowego pomniejszaniem zostały objęte także zaangażowania pośrednie przez instytucje niefinansowe, w których bank ma swoje udziały. W przepisie tym mówi się również o uwzględnianiu powiązań wielopoziomowych, co jest skomplikowane i trudne do wykonania. Idąc dalej tym tropem można doprowadzić w ogóle do zaniku kapitału w sektorze bankowym. Odzwierciedla to sposób myślenia polskiego regulatora, który szuka wszelkich możliwości ograniczania bazy kapitałowej banków i tym samym jej adekwatności.

Nadmierny rygoryzm

Podsumowując, można stwierdzić, że polskie regulacje nadzorcze cechuje nadmierny i merytorycznie nie uzasadniony rygoryzm we wszystkich najważniejszych aspektach: tzn. w zakresie rezerw, wymogów kapitałowych, kalkulowania funduszy własnych. Otwartość dyrektyw unijnych na wielu obszarach i przekazanie uprawnień krajom członkowskim zostały jednostronnie wykorzystane do wprowadzenia rozwiązań wzmacniających potrzeby kapitałowe polskiego sektora bankowego. Wyższe kapitały wymagają wzrostu zysków zapewniających odpowiedni zwrot z kapitału dla akcjonariuszy, a to z kolei jest mocno ograniczone istniejącym mechanizmem tworzenia rezerw na aktywa bankowe.

Natomiast na pewno nie można zaakceptować formy konsultacji tak ważkich regulacji ze środowiskiem bankowym i sposobu ich wprowadzania. Praktycznie nie uwzględniono żadnych ważniejszych uwag przedstawicieli banków, a wdrożenie tych regulacji bez ustanowienia przynajmniej rocznego okresu niezbędnego do ich przyswojenia i wyjaśnienia wszystkich wątpliwości, jest poważnym błędem.

Warto jednocześnie zauważyć, że tego rodzaju podejście nie jest zgodne również z obowiązującą w tym zakresie dobrą praktyką stosowaną w Unii Europejskiej. Oparta jest ona bowiem o dogłębne i szeroko zakrojone oraz prowadzone wedle jasnego harmonogramu konsultacje pomiędzy Komisją Europejską i jej ekspertami a przedstawicielami instytucji reprezentujących środowisko bankowe i poszczególne zainteresowane instytucje finansowe. Taki sam sposób dyskusji, warunkujący racjonalizowanie i optymalizowanie celów regulacji oraz tempa i sposobu ich wdrożenia stosują władze nadzorcze poszczególnych krajów członkowskich UE. Jest to konieczne i naturalne, gdyż jakże często przywoływane w Polsce "standardy unijne" nie są przecież zbiorem dogmatów, do których załączono szczegółowe oprzyrządowanie determinujące w stu procentach sposób i harmonogram wdrożenia. W dalszym ciągu władze nadzoru w każdym z państw mogą i powinny prowadzić długookresową i spójną politykę regulacyjną, silnie osadzoną w aktualnej rzeczywistości. Jej pełne poznanie wymaga od nadzoru bankowego stałego i rzeczowego dialogu z przedstawicielami banków. Ten, jakże istotny dla wszystkich zainteresowanych (tj. regulatorów i regulowanych), "standard unijny" jest również w pełni stosowany przez Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego. Najwyższa pora, aby również w naszym kraju przyjąć taki tryb postępowania. Tym bardziej, że istnieją interesujące fora do naprawdę profesjonalnej i pogłębionej merytorycznie wymiany poglądów na ważne tematy bankowe. Są to Komitet Doradczy ds. Regulacji Nadzorczych przy ZBP oraz Rada Ekspertów Szkoły Zarządzania Ryzykiem przy WIB.

Ważne jest, aby całe środowisko bankowe wraz z GINB podjęło trud identyfikowania i rozwiązywania ważkich problemów z zakresu funkcjonowania polskiego sektora bankowego. Leży to w interesie zarówno banków komercyjnych, jak i nadzoru bankowego. Mamy wspólne problemy, możemy co najwyżej inaczej rozkładać akcenty, ale od ich sprawnego rozwiązania zależy efektywność i bezpieczeństwo naszego systemu bankowego.

Władysław Kulczycki

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »