Nadpłynność w proszku

Nie da się równocześnie kontrolować kursu walutowego i stóp procentowych. Jednak rezygnacja z dbania o obydwa parametry to o jeden krok za daleko.

Nie da się równocześnie kontrolować kursu walutowego i stóp procentowych. Jednak rezygnacja z dbania o obydwa parametry to o jeden krok za daleko.

Prawdopodobnie to za sprawą Ministerstwa Finansów przynajmniej chwilowo NBP pozbył się nadpłynności systemu bankowego. W tym wypadku jednak to, co dobre dla banku centralnego, zaszkodziło komercyjnym.

Październikowa obniżka stóp procentowych nie doprowadziła do spadku stawek rynkowych, do których indeksowane jest oprocentowanie sporej części kredytów. Wręcz przeciwnie, WIBOR rósł niemal od dnia ogłoszenia decyzji Rady Polityki Pieniężnej. Najpierw wzrosły stawki na najkrótsze terminy, wkrótce do góry zaczęły iść również dłuższe. Powodem był drastyczny brak płynności na rynku międzybankowym.

Reklama

Początek całej sprawie dały krajowe banki, niemal pewne, że RPP złagodzi na październikowym posiedzeniu politykę pieniężną. Banki komercyjne zdecydowały się więc na duże zakupy bonów pieniężnych od NBP, co pozwalało im zarobić dodatkowe, jak się okazało, 150 punktów bazowych. Duża wartość kupionych bonów oznacza jednak zamrożenie środków.

W dodatku bonów nie można wykorzystać jako zabezpieczenia kredytu lombardowego w NBP. Gdy pojawił się duży popyt na pieniądz również ze strony banków z zagranicy, musiała nastąpić zwyżka stawek rynku międzybankowego. Na tym się jednak nie skończyło.

Chociaż z czasem NBP wykupywał od banków kolejne bony pieniężne, sytuacja wcale się nie poprawiała.

Doszło do tego, że pod koniec ubiegłego tygodnia zadłużenie banku centralnego z tytułu bonów wynosiło 2 mld zł (kilka tygodni wcześniej było to kilkanaście miliardów). Początkowo o windowanie stawek podejrzewano Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Jednak ZUS, nawet pożyczywszy pieniądze od banków, natychmiast by je wydał i szybko nastąpiłby ich powrót do systemu. Ten powrót jednak nie następował. Spekulowano, że NBP - podobnie jak pod koniec ubiegłego roku - porozumiał się z PKO BP, tradycyjnie najbardziej nadpłynnym bankiem, i sprzedał mu poza przetargiem papiery o dłuższym terminie wykupu, wydatnie zmniejszając nadpłynność całego sektora.

Najlepszym wyjaśnieniem okazuje się jednak wzrost salda na rachunkach budżetu w banku centralnym. Analitycy są zdania, że Ministerstwo Finansów nie wydawało pieniędzy uzyskanych ostatnio ze sprzedaży papierów skarbowych. W sumie w grę mogą wchodzić kwoty rzędu kilku miliardów złotych - tyle, ile "brakowało" w obliczeniach. Resort finansów postąpił rozważnie ze względu na potencjalnie duże potrzeby pożyczkowe budżetu w końcu tego roku (założenia drugiej nowelizacji ustawy budżetowej nie są jeszcze znane) i na początku przyszłego. Odłożenie pewnej kwoty na później pozwoli na mniejsze emisje obligacji skarbowych i ograniczy ryzyko finansowania deficytu budżetu.

Problem w tym, że przelanie pieniędzy na rachunek w NBP oznacza "zniknięcie" ich z systemu. Środki nie są wydawane, więc nie wracają do banków komercyjnych. Bank centralny nie musi w takiej sytuacji ściągać płynności za pomocą operacji otwartego rynku, przez co ogranicza koszty. Jednak nie wszyscy są z takiej sytuacji zadowoleni. Z pewnością nie powinni być klienci banków, liczący na to, że oprocentowanie ich kredytów spadnie dzięki obniżeniu podstawowych stóp NBP. Nie spadło. Do najszczęśliwszych nie należeli też dealerzy rynku pieniężnego i analitycy, którzy nie wiedzieli, co właściwie było powodem nadzwyczajnej sytuacji na rynku. Dziwili się, dlaczego bank centralny nie przedstawia żadnego wyjaśnienia trudnej sytuacji, nie mówiąc już o uruchomieniu zapomnianych operacji zasilających banki w pieniądz.

Jak powszechnie wiadomo, na dłuższą metę nie da się równocześnie kontrolować kursu walutowego i stóp procentowych. Jednak rezygnacja z dbania o obydwa parametry to o jeden krok za daleko.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: bank | proszki | rezygnacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »