Podatek od deszczu – nowa danina publicznoprawna

Ostatnio w mediach głośno jest o tzw. podatku od deszczu. To nowa danina publicznoprawna, która obecnie jest tylko pomysłem, ale już niedługo może nadszarpnąć budżet wielu Polaków. Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej intensywnie pracuje nad swoją nową koncepcją. Kto i ile zapłaci? Na to pytanie odpowiada Robert Tomaszewski, prezes zarządu w firmie Saveinvest Sp. z o.o.

Walka z suszą czy z dziurą budżetową?

W Ministerstwie Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej pojawił się pomysł na wyciągnięcie dodatkowych pieniędzy od polskich podatników. Oczywiście stanie się to za sprawą nowego podatku. W dobie ogromnych deficytów wody oraz regularnie nawiedzającej nasz kraj suszy, woda to bardzo cenne dobro. Podatek byłby zatem związany z usługami wodnymi wynikającymi z utraty naturalnej retencji. Chociaż walka z suszą jest podobno główną motywacją do wprowadzenia zmian w przepisach, na pewno w grę wchodzi również poszukiwanie dodatkowych pieniędzy. Powszechnie bowiem wiadomo, że walka z pandemią COVID-19 znacząco nadszarpnęła polski budżet, a także portfele Polaków - stwierdza Robert Tomaszewski.

Reklama

Podatek od deszczu to nie nowość

Co jednak ciekawe, podatek od deszczu nie jest zupełnie nowym pomysłem. Taka danina publicznoprawna już istnieje w polskim prawie. Obowiązek jej zapłaty spoczywa obecnie na właścicielach posesji o bardzo dużym metrażu. Chodzi o powierzchnię co najmniej 3,5 tysięcy metrów kwadratowych. Dodatkowo te nieruchomości muszą być zabudowane co najmniej w 70 procentach.

Obecna formuła podatku od deszczu nie jest zatem bardzo zauważalna. Płaci je tylko niewielki ułamek polskich podatników, w tym przede wszystkim przedsiębiorców. Wdrożenie pomysłu Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej rozszerzy jednak ten katalog podmiotów dwudziestokrotnie. Z kolei wpływy do budżetu wzrosną z 6 mln zł do aż 135 mln zł.

Kto zapłaci podatek od deszczu?

Nowa forma tzw. podatku od deszczu ma obciążać właścicieli nieruchomości o powierzchni co najmniej 600 metrów kwadratowych. To zatem obszar prawie sześciokrotnie mniejszy niż ten, który do tej pory uwzględniano w przepisach. Wystarczy też, jeżeli te nieruchomości będą zabudowane w 50 procentach. Co przy tym istotne, podatek wcale nie będzie drobną opłatą. Podobno proponowana stawka sięga kwoty 1350 złotych od gospodarstwa domowego. Sceptycy tego pomysłu podkreślają, że jeszcze do niedawna tyle wynosiła minimalna pensja krajowa netto. Oczywiście podatek tak czy inaczej zapłacą głównie przedsiębiorcy. To oni bowiem kupują nieruchomości, które w przeważającej większości zajęte są magazynami i budynkami biurowymi - zauważa Robert Tomaszewski.

Na co zostaną przeznaczone zgromadzone środki?

Dodatkowe wpływy do budżetu państwa mają zasilić inwestycje, związane z przeciwdziałaniem skutkom suszy i podtopieniom. Znajdą się zatem środki na kompleksową analizę możliwości powiększenia dyspozycyjnych zasobów wodnych, niezbędnych zmian w zakresie korzystania z zasobów wodnych oraz zmian naturalnej i sztucznej retencji, a także dokonanie budowy, rozbudowy i przebudowy wszelkich urządzeń wodnych. Ograniczone zostanie też ryzyko powodzi i podtopień, dzięki rozmaitym działaniom, które teraz znajdą źródło finansowania. Tak przynajmniej wynika z głównych założeń tego projektu.

Planowane zmiany są jednocześnie ostro krytykowane przez środowisko przedsiębiorców, którzy każdego roku bombardowani są nowymi podatkami i wymogami.

Saveinvest
Dowiedz się więcej na temat: podatek od deszczu | deszczówka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »