Sito na dłużników coraz gęstsze

Czy można w ciągu paru dni zaciągnąć kilkanaście kredytów w bankach, w tym kilka w oddziałach tego samego banku? Albo czy notorycznie zalegający z płatnościami użytkownik telefonu może uzyskać dostęp do tych usług w sieci innego operatora? Jeszcze niedawno mogło się to zdarzyć, i się zdarzało, ale teraz prawdopodobieństwo podobnych wydarzeń szybko maleje.

Dlaczego? Krajowy rynek informacji o dłużnikach systematycznie się rozwija i staje się coraz bardziej uporządkowany. Bieżący rok przyniesie kolejne nowe jakości w zakresie gromadzenia, przetwarzania i udostępniania informacji o długach i dłużnikach. Skorzystają na tym nie tylko banki i inne przedsiębiorstwa, ale także uczciwi konsumenci, którzy przecież i tak w ostatecznym rachunku płacą za nierzetelnych dłużników.

Od BIK-u do BIG-u

Systemy informacji o dłużnikach są niezbędne dla sprawnego działania rynku płatności. U nas powstawały powoli i z dużymi oporami. Najstarszy rodowód ma baza danych o nierzetelnych kredytobiorcach, afiliowana przy Związku Banków Polskich. Jej powstanie wymusiły potrzeby banków, które wobec braku odpowiednich instytucji musiały same znaleźć sposób na obronę przed kredytowymi oszustami. Rola tej bazy szybko zmalała po rozpoczęciu działalności przez Biuro Informacji Kredytowej, które w swoich raportach podaje nie tylko negatywne, ale i pozytywne informacje o kredytobiorcach.

Reklama

Powstaniu BIK towarzyszyły jednak spore perturbacje. Formalnie biuro utworzone zostało w 1997 roku, ale wystartowało dopiero na początku 2001 roku. Z kilku powodów. Były kłopoty formalne z pogodzeniem zasad działania biura z wymogami ustawy o ochronie danych osobowych. Fiaskiem zakończyła się próba implementacji systemu informatycznego dostarczonego przez brytyjskiego dostawcę i BIK musiał sam stworzyć odpowiedni system. Długo trwały testy i gromadzenie danych. Jednak po starcie skala działalności biura rosła bardzo szybko - w tym roku liczba osób, o których BIK ma informacje przekroczyła 10 mln. BIK dostarczył o nich dotychczas bankom ponad 6 mln raportów kredytowych, a liczba oddziałów bankowych, z którymi współpracuje biuro wynosi blisko 90 proc. wszystkich placówek krajowego sektora.

Obecnie BIK zajmuje się kredytobiorcami indywidualnymi, w bieżącym roku rozszerzy działalność także na przedsiębiorstwa. Będzie to dla banków dużym ułatwieniem w podejmowaniu decyzji kredytowych, dotyczących podmiotów gospodarczych. Raport o stanie finansów firmy będzie jednak znacznie droższy niż o indywidualnym kredytobiorcy - za ten ostatni banki płacą kilka złotych, a za raport o przedsiębiorstwie zapłacą nawet kilkadziesiąt. To jednak nie koniec planów biura. Już niedługo BIK, jako jeden z głównych udziałowców i dostawca technologii, weźmie udział w uruchomieniu Biura Informacji Gospodarczej.

Będą czarne listy

Wiele wskazuje na to, że w br. działać będą w Polsce co najmniej trzy Biura Informacji Gospodarczej. Na razie funkcjonuje tylko jedno: wrocławski Krajowy Rejestr Długów, który wystartował kilka miesięcy temu. Na początku roku rozpocznie zaś działalność drugie tego typu przedsięwzięcie, założone przez austriacką firmę Kreditschutzverband von 1870, a być może jeszcze w pierwszym kwartale wystartuje BIG utworzony przez duże polskie przedsiębiorstwa z udziałem Biura Informacji Kredytowej. Tu start będzie mocno ułatwiony, bo BIK już teraz dysponuje przecież danymi o około milionie osób mających kłopoty ze spłatą kredytów. Swoje dane o dłużnikach dorzucą też inni akcjonariusze tworzonego BIG-u: Centertel, PTC, Polkomtel, PZU czy PKO BP.

Chętnych do utworzenia biur jest jednak więcej - starania w tym kierunku podjęła niemiecka spółka Infoscore, a z doniesień prasowych wynika, że własny BIG chce utworzyć także Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych oraz - być może - jedna z firm brytyjskich działająca już na tym rynku w swoim kraju.

Jak wynika z doświadczeń zagranicznych biur, handel informacjami o dłużnikach może być dość opłacalnym przedsięwzięciem. W Niemczech działają dwa takie biura, które rocznie dostarczają 70 milionów informacji o niesolidnych dłużnikach. W Polsce można by liczyć na kilkaset informacji miesięcznie (obecnie tyle mniej więcej raportów sprzedaje bankom miesięcznie BIK). Cena jednego raportu sporządzanego przez BIG nie powinna przekraczać kilku-kilkunastu złotych - w krajach gdzie biura takie działają od dawna cena raportu spadła nawet do 1 euro. W utworzenie BIG trzeba jednak sporo zainwestować, sam kapitał założycielski musi wynosić co najmniej 4 mln złotych, a na rozruch potrzeba kolejnych 4-8 milionów.

Dłużnik na celowniku

Co daje utworzenie BIG-ów? Tu także można odwołać się do doświadczeń innych krajów. Wynika z nich, że już samo powstanie tych biur i świadomość ich istnienia wpływa na spadek liczby dłużników. Perspektywa znalezienia się na czarnej liście, nawet bez dodatkowych bodźców dyscyplinuje potencjalnych dłużników - szczególnie tych, którzy nie płacą należności głównie z powodu zaniedbania.

Gdzie lepiej nie mieć nie długów? BIG-i szykują się do podpisania umów przede wszystkim z bankami, towarzystwami ubezpieczeniowymi, pośrednikami kredytowymi, operatorami sieci telekomunikacyjnych, sieciami telewizji kablowej, zakładami energetycznymi i gazowniami, spółdzielniami mieszkaniowymi i innymi podmiotami. Ciężko więc będzie ukryć fakt niewywiązywania się z zaległych zobowiązań. A niesolidny dłużnik będzie miał poważne kłopoty z zaciągnięciem kolejnych. Na dodatek, w pierwszej fazie działania BIG-i będą musiały ze sobą ostro konkurować, więc znajdą dłużnika nawet pod ziemią, żeby tylko mieć go w swoim rejestrze.

Przypomnijmy, że w bazach BIG mogą się znaleźć osoby prywatne, które zalegają od przynajmniej dwóch miesięcy z płatnością w wysokości co najmniej 200 zł (w przypadku firm jest to 500 zł, przy czym informacje o dłużniku mogą przekazywać do BIG wyłącznie przedsiębiorcy. Tak więc np. pracownicy nie będą mogli donieść na pracodawcę, który nie wypłaca im pensji. No, ale zawsze jest coś za coś - gdyby mogły "donosić" osoby prywatne, to baza danych BIG mogłaby szybko zamienić się w pole osobistych porachunków. A czy nie zmieni się w pole porachunków firm, które mogą wykorzystać BIG do prób zniszczenia konkurencji? Teoretycznie jest to możliwe, jednak w ustawie o informacji gospodarczej przewidziano surowe kary dla przedsiębiorców, którzy przekażą fałszywe dane o innej firmie lub osobie prywatnej.

Skutki zaniedbania

Wpadnięcie do negatywnej bazy danych w którejś z profesjonalnie prowadzących takie rejestry instytucji może mieć daleko idące konsekwencje - nawet jeśli nie jest się dłużnikiem złośliwie uchylającym się od regulowania zobowiązań. Wymowny jest przykład pewnej pani, której bank odmówił udzielenia kredytu hipotecznego, bo figurowała na czarnej liście prowadzonej przez ZBP - jako notoryczny i niewypłacalny dłużnik. Jej zdziwienie było ogromne, bo nigdy dotychczas nie zaciągała kredytów ani ich nie żyrowała.

Po bliższym zbadaniu sprawy okazało się, że przyczyną jej zaszarganej reputacji było proste zaniedbanie. Kilka lat wcześniej, przenosząc się do innego miasta, założyła nowe konto osobiste, nie zamykając dotychczasowego rachunku w innym banku. Nie było na nim debetu, ale wręcz niewielka kwota pieniędzy. W kolejnych miesiącach bank potrącał jednak z tej kwoty opłaty za prowadzenie konta i po paru miesiącach debet już powstał. Monity banku nie skutkowały, bo wysyłano je na stary adres klientki, gdzie od dawna nie mieszkała, a ona sama o sprawie po prostu zapomniała. Tymczasem po paru latach dług z karnymi wysokimi odsetkami przekroczył tysiąc złotych i bank zlecił egzekucję komornikowi. Ten nie znalazł dłużniczki, ale kwota wzrosła o koszty egzekucji, a na dodatek dane pechowej klientki znalazły się na czarnej liście. Odkręcenie tego wszystkiego wiązało się nie tylko z zapłaceniem poważnej już kwoty należności, ale trzeba było jeszcze prosić bank, by usunął byłą klientkę z czarnej listy - nie czekając na upływ "przepisowych" dwóch lat.

Podobna przygoda spotkała innego posiadacza konta osobistego, który "obraził się" na swój bank po tym, jak odmówiono mu uwzględnienia reklamacji w sprawie niezrealizowanej wypłaty z bankomatu 200 złotych. Bank obciążył jego konto tą kwotą, choć klient zaklinał się, że bankomat pieniędzy nie wypłacił. Zaznaczmy, że klient ten nie był nowicjuszem - konto w tym banku miał od kilku lat i przed tym incydentem niczym się nie naraził. Tym większe było jego rozgoryczenie, a - w konsekwencji - decyzja o założeniu konta w innym banku. W tym pierwszym konta nie zamknął, bo nadal walczył o uznanie swojej reklamacji. Trwała w tej sprawie dość ożywiona korespondencja pomiędzy stronami i klient był przekonany, że wszystko da się odkręcić. Tymczasem, gdy wystąpił do jeszcze innego banku o kredyt hipoteczny, spotkała go identyczna przygoda, jak wcześniej opisywaną klientkę.

Witold Bieńkowski

Expander.pl
Dowiedz się więcej na temat: dłużnik | bank | kłopoty | biuro | przedsiębiorstwa | konta | konto | W Sieci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »