Zapomniane "skarby", czy zwykły złom? Wśród monet z PRL są też te najrzadsze

Doniesienia o zapomnianych "skarbach" w postaci zalegających w szufladach monet z czasu PRL coraz częściej rozbudzają wyobraźnię znalazców, a na popularnych portalach aukcyjnych pojawiają się mocno przeszacowane oferty, wyglądające na desperackie próby "sondowania rynku". Jak podkreślają eksperci, większość monet z czasów PRL ma niewielką wartość, jednak bywają wśród nich prawdziwe perły poszukiwane przez kolekcjonerów.

Takich "skarbów" z czasów PRL na rynku kolekcjonerskim przede wszystkim jest dużo. Nakłady monet obiegowych w tamtych czasach (PRL) sięgały kilkudziesięciu milionów egzemplarzy, a bywało, że więcej. Dzisiaj można znaleźć oferty sprzedaży całych zestawów liczących kilkadziesiąt sztuk najpopularniejszego i niewiele wartego bilonu sprzed kilku dekad w cenie... kilkudziesięciu złotych. 

Popularny "Rybak ciągnący sieci" - doceniana moneta o nominale pięciu złotych - do kupienia jest za niecałe 20 złotych (wiele zależy od stanu, w jakim się zachowała). Znawcy tematu przekonują, że trudno będzie w najbliższej przyszłości liczyć na rekordowe wyceny popularnych obiegowych monet np. z lat 60. czy 70. ubiegłego wieku, ponieważ jest ich bardzo dużo i są stosunkowo łatwo dostępne.

Reklama

Ale uwaga: od tej reguły są wyjątki - w numizmatycznym "światku" od lat szczególnie poszukiwane są najrzadsze okazy, choć - nie ukrywajmy - raczej nie znajdziemy ich w zapomnianej szufladzie meblościanki z czasów słusznie minionych.

Takich monet szukają kolekcjonerzy. 10 groszy na celowniku

Prawdziwym rarytasem jest 10-groszówka z 1973 roku. Ale nie taka zwykła. Kolekcjonerzy poszukują 10-groszówek, które nie mają znaku mennicy pod łapą orła. Ta "wada" ponoć nie była produkcyjnym defektem - seria 10-groszówek bez znaku mennicy miała pochodzić... ze słowackiej Kremnicy (historyczne miejsce słowackiego mennictwa), a nie z Mennicy Warszawskiej. Taki zbieg zdarzeń owocuje dzisiaj wycenami rzadkiej 10-groszówki liczonymi w tysiącach złotych. Jeden z domów aukcyjnych chwali się, że taka 10-groszówka (w dobrym stanie, bez znaku mennicy) w styczniu 2025 roku osiągnęła cenę 25 800 zł.

Pewnie wielu z nas starałoby się teraz sprawdzać, czy aby nie posiadamy 10-groszówki z czasów "wczesnego Gierka", a jeżeli już ją posiadamy, to czy pod łapą orła widnieje znak mennicy, czy też żadnego znaku tam nie ma. Powiedzmy wprost, a jeszcze lepiej zacytujmy ekspertów. "Najdroższa moneta PRL dziesięciogroszowa była monetą obiegową tylko teoretycznie" - przekonuje Dom Aukcyjny Numimarket. "Nie była nigdy oficjalnie wprowadzona do obiegu, a jej wszystkie znane egzemplarze są zawsze zachowane w idealnym stanie. Monety te najprawdopodobniej pochodzą z wyprzedanych w latach 90-tych XX wieku zasobów NBP" - tłumaczą eksperci, powołując się na badaczy numizmatów. To oznacza, że nie znajdziemy jej w szufladzie starych mebli czy w jakimś słoju po dziadkach. 10-groszówka bez znaku mennicy krąży w zasadzie tylko w obiegu kolekcjonerskim, więc... próżne starania domorosłych poszukiwaczy skarbów.

"Rybak" - ikoniczna moneta PRL. Może niemało kosztować

"Rybaka wyciągającego sieci" znają wszyscy starsi mieszkańcy Polski (moneta 5-złotowa). "Rybak" uważany jest za ikoniczną monetę PRL. Bity był w różnych latach - ten z 1974 roku (moneta aluminiowa) jest dość łatwo dostępny w cenie np. 20 zł. Takiego "Rybaka" najpewniej bez większego trudu znajdziemy w "skarbach" zdeponowanych w starych szufladach u dziadków. Znalezisko jak widać fortuny nam nie przyniesie, ale - jak to w świecie numizmatów bywa - rybak rybakowi nie równy. Prawdziwym rarytasem są bowiem monety z 1958 roku, ze szczególną cechą - z szeroką ósemką w dacie (nazywane "bałwankami"). 

Na kolekcjonerskim rynku 5-złotówki z 1958 roku z szeroką ósemką mogą kosztować kilka tysięcy złotych. Zazwyczaj są idealnie zachowane, ponieważ pochodzą z zapasów ze skarbca NBP.

Moneta jednozłotowa kosztująca kilka tysięcy złotych? To jak najbardziej możliwe

Eksperci z Domu Aukcyjnego Numimarket zwracają uwagę, że o cenie bilonu z czasów PRL, poza wieloma innymi czynnikami, decyduje stan zachowania. Tylko te najlepiej zachowane monety kosztują po kilka tysięcy złotych. Przykładem może być moneta jednozłotowa z 1957 roku, która była bita w dziesiątkach milionów sztuk. Na rynku cenione są egzemplarze najlepiej zachowane, wręcz w "menniczym" stanie. Są rzadkie, ale potrafią kosztować od 5 do 6 tys. złotych.

Mówiąc krótko, monety z czasów PRL znalezione po latach w naszych domach najczęściej nie będą depozytem wartym fortunę. Monety w "menniczym" stanie zachowania krążą raczej w obiegu kolekcjonerskim.

Monety z II Rzeczpospolitej poszukiwane przez numizmatyków

Im starsze tym droższe - ta zasada w świecie numizmatyki oczywiście obowiązuje, ale w przypadku monet z okresu II Rzeczpospolitej kolekcjonerzy mówią jeszcze o ich wyjątkowym pięknie. Tak jest ze znaną wśród kolekcjonerów 10-złotówką wybitą w srebrze, nazywaną "Dużymi Klamrami", która potrafi na aukcjach osiągać zawrotne z punktu widzenia laika wyceny. Przeszło dekadę temu w popularnym serwisie aukcyjnym wystawiono - jak podkreślono w opisie - "jedną z rzadszych i najbardziej efektownych monet II RP". Została sprzedana za... przeszło 47 tys. złotych.

Podobne srebrne 10 zł (ze znakiem "próba") sprzedano na niedawnej aukcji za przeszło 15 tys. euro. Eksperci przypominają, że monet z takim znakiem wybito ledwie 100 sztuk, co czyni je prawdziwym rarytasem na numizmatycznym rynku.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: stare monety | moneta kolekcjonerska | numizmatyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »
Przejdź na