Cała gama absurdów
Sprzedajesz fortepian z klawiszami z kości słoniowej? - pyta "Dziennik Zachodni". Może jesteś przestępcą. Marek Musiał z Biernej koło Żywca chciał sprzedać pięć fortepianów. Jego instrumenty zostały zarekwirowane przez policję.
Powód: ratyfikowana przez Polskę konwencja waszyngtońska CITES, która zakazuje obrotu kością słoniową.
Marek Musiał żyje z renowacji fortepianów i pianin. Kilka lat temu kupił stare instrumenty od prywatnych osób. Odnowił je i wystawił w salonie w Warszawie. Fortepianami zainteresowała się policja. Musiał dowiedział się, że grozi mu od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia, a instrumenty będą dowodem w sprawie przeciwko niemu. Szans na ich odzyskanie nie ma - relacjonuje gazeta.
"Dzwoniłem do komendy stołecznej. Pytałem co z moją sprawą, bo zablokowano sprzedaż i nie mam pieniędzy na swoją działalność. Pójdę z torbami. Usłyszałem, że zostanę wezwany za jakiś czas" - mówi.
By działać zgodnie z prawem musiałby w specjalnym wniosku zgłosić w ministerstwie środowiska chęć sprzedaży instrumentów. Prawnik z Zespołu ds. Konwencji Waszyngtońskiej w Ministerstwie Środowiska, Wojciech Piwowarski tłumaczy: "Świadectwo jest wydawane na wniosek zainteresowanego przez organ administracyjny Konwencji Waszyngtońskiej, którym w Polsce jest minister środowiska. Do wniosku o wydanie takiego świadectwa dołącza się dokumenty poświadczające legalność pochodzenia kości słoniowej użytej w wyrobie".
O jakie dokumenty chodzi? "Kopia zezwolenia importowego CITES" - wyjaśnia Piwowarski.
Dokument taki powinien wystawić producent instrumentu. W złożonym w ministerstwie wniosku należy podać też, z jakiej kości wykonano klawisze - kości słonia indyjskiego czy afrykańskiego; kiedy zwierze padło i czy śmierć poniosło z przyczyn naturalnych - np. ze starości, czy też zostało zabite w ramach dozwolonego odstrzału.
W "Dzienniku Zachodnim" czytamy, że w przypadku instrumentów starych, uzyskanie tego typu zaświadczeń nie jest możliwe. Ministerstwo sugeruje, że w takim wypadku można wykonać badania DNA. W poznańskim Instytucie Badań DNA gazeta dowiedziała się jednak, że w Polsce nikt tego typu badań nie wykonuje. "To byłoby bardzo drogie badanie. Kosztowałoby dwa tys. zł" - informuje laborantka w Instytucie, Anna Murek.