Czterdzieści rozbójnic pod Jasną Górą
Przyjechały kabrioletem. Kazały nam założyć obciachowe peruki. Wyglądałem jak cyrkowy klaun, a fotoreporter jak kowboj wyjęty z baru dla gejów. Zabiegi te i tak nie obroniły nas przed pełnymi dezaprobaty spojrzeniami i komentarzem porannych klientek wcinających szpinakową sałatę i popijających wino: "Co tu w ogóle robią ci panowie?".
Babie Lato, kultowa klubokawiarnia tylko dla pań, założona trzy lata temu tuż pod Jasną Górą, właśnie przestaje być jedynie lokalną inicjatywą. Częstochowianki, pod przewodnictwem bizneswoman Małgorzaty Bieńkowskiej, mają coraz większe obroty. Zaczynają zarabiać na franczyzie. Drugi lokal z różowym logo Babiego Lata działa już w Lublinie. Niebawem swoje miejsce spotkań będą miały katowiczanki, warszawianki, krakowianki i poznanianki. I na tym pewnie nie koniec. Sfeminizowany biznes trafił w dziesiątkę.
Na początku był facet
Przewrotnie można powiedzieć, że do sukcesu lokalu tylko dla kobiet najbardziej przyczynili się mężczyźni. Przede wszystkim jeden mężczyzna. Z Opola. Niemal tuż po otwarciu Babiego Lata przy Kilińskiego 11 przyjechał do Częstochowy i chciał złamać panujące tu reguły.
- Panowie mogą zamawiać i przebywać w lokalu, pod warunkiem że założą jedną z przygotowanych dla nich peruk. Opolanin nie dał się namówić i został wyproszony, po czym wezwał policję i założył nam sprawę o ograniczanie praw obywatelskich. Tak zyskałyśmy sławę. Proces wygrałyśmy - opowiada Małgorzata Bieńkowska.
Babie Lato w Częstochowie założyło 38 pań. Nie wszystkie były przyjaciółkami. Tak duża grupa spiknęła się po pewnych imieninach, po których trwały jeszcze konsultacje telefoniczne z ewentualnymi chętnymi.
Najmłodsza udziałowczyni Babiego Lata jest dwudziestolatką, najstarsza dochodzi siedemdziesiątki. Nazwę zapożyczyły ze znanego obrazu Józefa Chełmońskiego. Plastyczka, udziałowiec, zaprojektowała logo. Są wśród nich także prawniczka, stomatolog, bibliotekarka, malarka, są nauczycielki, wiele pań prowadzi inne własne firmy. Są też gospodynie domowe.
- Nie jesteśmy feministkami. W większości mamy rodziny, dzieci. Moje chodzi do szkoły wspólnie z synem Małgosi. W tym roku będą mieli maturę. Samotne panie często szukają partnera, więc rzadziej tu zaglądają, bo wiedzą, że go tu nie znajdą. Zresztą powiem więcej. Decyzji, by robić Babie Lato bez facetów, nie podjęłyśmy jednogłośnie. Ja byłam za koedukacyjnym lokalem - wyjaśnia Dorota Caban, zawodowo pośrednik nieruchomości.
Udziały nie były wysokie
- 500 złotych (mogą być dziedziczone tylko po kądzieli). Małgorzata Bieńkowska wniosła jedną piątą wkładu i została panią prezes.
Matki i żony
Tak czy inaczej nie miała racji właścicielka lokalu w Częstochowie, gdzie mieści się Babie Lato, gdy pierwszej chwili nie chciała go wynająć tylko paniom, bo bała się, że będzie to miejsce spotkań lesbijek.
- Szukałyśmy miejsca do spotkań poza domem, wolnego od odoru piwa i podrywaczy, żeby się oderwać od codziennych kłopotów z dziećmi, mężami i pracą. Spotkania w kobiecym gronie pozwalają wrócić do domu z nową energią. Ratują niejedno małżeństwo. I nie chciałyśmy z nich rezygnować tylko dlatego, że w kawiarniach pełnych roznegliżowanych młódek i podpitych facetów czułyśmy się nieswojo - mówi Małgorzata Bieńkowska, która od 15 lat prowadzi z mężem także hurtownię farmaceutyczną.
W Babim Lecie klientki mogą się czuć swobodnie. Wypić poranną kawę jeszcze bez makijażu, tuż po odprowadzeniu dzieci do szkoły, przed pracą lub wizytą u kosmetyczki. Bez skrępowania mogą też zamówić coś mocniejszego.
A do tego zjeść - dietetyczne są tu nawet torty (kobieta jak to kobieta - odchudza się).
- Możemy swobodnie rozmawiać o dzieciach, krojach staników, o tym, czy sweterek jest miły w dotyku, czy sportowiec ładnie wyglądał w krótkich spodenkach. Tu nie ma wielu dyskusji o samochodach, mechanikach, utarczkach z policją drogową czy o wynikach meczów - uśmiecha się Bieńkowska.
Społecznie po damsku
Babie Lato to w równym stopniu fenomen biznesowy i społeczny.
- Promujemy sztukę tworzoną przez kobiety. Mamy wernisaże. Organizujemy sobie dni kobiet. Czasami niektóre panie robią u nas wigilię. Mamy też zeszyt pod tytułem "Szukam pracy", gdzie wpisujemy, która z nas szuka nowego zajęcia, co potrafi, co robiła przedtem. W ten sposób znalazłyśmy świetną szefową kuchni. Zdarzają się również wpisy pań, które szukają pracy dla syna czy dla męża. Ja także tym sposobem znalazłam nową pracę. Zostałam szefową salonu urody - mówi Ewa Powroźnik, kolejny udziałowiec Babiego Lata, kosmetyczka.
Oprócz wymienionych przez nią inicjatyw w pierwszym Babim Lecie w Częstochowie działa także czytelnia. Panie same przynoszą książki i zapełniają nimi półki.
- Niedawno uruchomiłyśmy także darmowe porady prawne dla naszych klientek. Rusza również kiermasz rzeczy błędnie zakupionych - opowiada Dorota Caban.
W Babim Lecie wszystko jest dopasowane do kobiecych potrzeb. Szerokie fotele, w których oprócz właścicielki zmieści się także jej torebka. Spokojna muzyka niezagłuszająca rozmów. Także mnóstwo gadżetów w różowych odcieniach. Nawet w toalecie. Dzięki temu są klientki. Dużo klientek.
Rafał Kerger