Doceniać, a nie przeceniać

Prawo do godziwego wynagradzania jest zapisane w kodeksie pracy. Wydawać by się mogło, że w większości przypadków jest ono respektowane. Jednak część menedżerów z tzw. państwowych spółek twierdzi, że to prawo Sejm im niesłusznie ograniczył. Zatem kto i jak wynagradza menedżerów?

Prawo do godziwego wynagradzania jest zapisane w kodeksie pracy. Wydawać by się mogło, że w większości przypadków jest ono respektowane. Jednak część menedżerów z tzw. państwowych spółek twierdzi, że to prawo Sejm im niesłusznie ograniczył. Zatem kto i jak wynagradza menedżerów?

Nasze państwo ma długie tradycje w regulowaniu zarobków swoich obywateli. Często ograniczenia zarobkowania miały jakieś uzasadnienie ekonomiczne, jak słynny "popiwek", czyli podatek od ponadnormatywnych wynagrodzeń, który trzymał w ryzach płace w przedsiębiorstwach. Gdy inflacja została opanowana, płace w firmach zostały uwolnione. Jednocześnie ruszyła prywatyzacja, firmy zaczęły zmieniać strukturę własnościową. Przedsiębiorstwami zaczęły rządzić zarządy i rady nadzorcze.

Druga połowa lat 90. to lata prawdziwej wolności na rynku wynagrodzeń. Obecnie obowiązują dwa modele określania wysokości wynagrodzeń kadry menedżerskiej. W firmach całkowicie prywatnych lub tam, gdzie Skarb Państwa jest mniejszościowym udziałowcem, wynagrodzenia zarządów określa tylko tzw. rynek.

Jeżeli menedżer jest tego wart, firma może zapłacić mu praktycznie każde pieniądze, jeżeli na taki wydatek ją stać. Obowiązuje zasada swobody umów i nawet bardzo wysokich jak na polskie warunki wynagrodzeń, nikt poza uprawnionymi organami spółek i właścicieli ich nie kontroluje. Chociaż pojawiają się orzeczenia sądów, które zbyt wysokie np. odprawy uznają za naruszające zasadę godziwości wynagrodzeń, której istotnym elementem jest ekwiwalentność świadczenia (wyrok Sądu Najwyższego z 7 sierpnia 2001 r., sygn. akt I PKN 563/00 OSNAPiUS 2002 nr 4, poz. 90).

Całkowicie odmienna sytuacja panuje w przedsiębiorstwach państwowych, jednoosobowych spółkach Skarbu Państwa oraz spółkach z ponad 50-proc. udziałem Skarbu Państwa. W tych firmach od kilku lat obowiązują sztywne ustawowe zasady wynagradzania kadry menedżerskiej. Ograniczenia te powodują, że rozpiętość zarobków menedżerów państwowych i prywatnych jest ogromna. Poniekąd taki stan rzeczy menedżerowie z państwowych firm zafundowali sobie sami. Rady nadzorcze szczególnie w drugiej połowie lat 90. ustalały dla zarządów gigantyczne pensje i odprawy, których wysokość nijak się miała do bieżącej sytuacji firm. Sztandarowym przykładem nadużyć były spółki węglowe, przynoszące straty, mimo których zarządy miały ogromne apanaże. Mówiło się o tzw. złotych kontraktach.

Nadużycia w płacach menedżerów zdarzały się w firmach niezależnie od wielkości udziałów, jakie posiadał w nich Skarb Państwa. Reakcją państwa na taki stan rzeczy było uchwalenie tzw. ustawy kominowej, czyli ustawy z dnia 3 marca 2000 r. (Dz.U z 2000 r. nr 26, poz. 306 z późn. zm.) o wynagradzaniu osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi. Zadaniem tej ustawy miała być likwidacja kominów płacowych, czyli sztuczne ujednolicenie płac kadry menedżerskiej m.in. w jednoosobowych spółkach Skarbu Państwa i w przedsiębiorstwach, gdzie Skarb Państwa miał 50 i więcej procent kapitału zakładowego lub akcji.

Po wejściu w życie ustawy kominowej doszło do sytuacji, w której firmy państwowe często przegrywają wyścig po najwyższej klasy fachowców, bo nie mogą im zaoferować wynagrodzeń odpowiadających ich bardzo wysokim kwalifikacjom, np. prezes Gdańskiej Rafinerii może zarobić miesięcznie maksymalnie kwotę będącą odpowiednikiem sześciokrotności przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat nagród z zysku w czwartym kwartale roku poprzedniego, zaś zarobki prezesa PKN Orlen sięgają wielokrotności tej kwoty (dokładna wysokość zarobków prezesa zarządu jest objęta tajemnicą). O poważnych konsekwencjach działania ustawy kominowej przekonał się z pewnością prezes zarządu największego na naszym rynku banku PKO BP, który wcześniej prezesował w banku komercyjnym i otrzymywał za to kilkanaście razy większe wynagrodzenie.

Organizacje skupiające pracodawców uważają, że sztuczne podziały menedżerów i tak duże nierynkowe zróżnicowanie płac są szkodliwe dla zdrowej konkurencji i gospodarki. Dlatego rozpoczęły starania o zmianę zapisów ustawy, aby tam, gdzie wyniki i efekty pracy menedżera są ewidentnie korzystne dla firm, można było płacić więcej niż przewiduje ustawa. Ze strony rządu nie było jednak żadnego odzewu. Rząd nie wykorzystał nawet delegacji ustawowej upoważniającej do stworzenia listy firm o strategicznym znaczeniu dla państwa, w których można by wypłacać o 50 proc. wyższe wynagrodzenia niż te określone w ustawie z 3 marca 2000 r. Sytuację menedżerów poprawiły nieznacznie dodatki, jakie z racji sprawowania funkcji mogą im przysługiwać obok ograniczonego wynagrodzenia.

Należy jednak pamiętać, że premier dopiero po prawie dwóch latach obowiązywania ustawy wydał stosowne rozporządzenie z dnia 21 stycznia 2001 r. w sprawie szczegółowego wykazu świadczeń dodatkowych, które mogą być przyznane osobom kierującym niektórymi podmiotami prawnymi, oraz trybu ich przyznawania (Dz.U. z 2003 r. nr 14, poz. 139).

W sukurs pracodawcom przyszła jednak Unia Europejska, która nie lubi ograniczeń w swobodnej konkurencji. Ustawa o wynagradzaniu osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi z dnia 3 marca 2000 r. musi przestać obowiązywać. Jest ona bowiem niezgodna z prawem Unii Europejskiej, a konkretnie z art. 86 Traktatu Ustanawiającego Wspólnotę Europejską. Jej przepisy naruszają zasadę konkurencji wśród menedżerów w krajach Wspólnoty. W związku z powyższym zachodzi konieczność opracowania nowych zasad wynagradzania osób kierujących niektórymi spółkami publicznymi, w tym m.in. władz spółek Skarbu Państwa lub z większościowym jego udziałem, które będą zgodne z prawem wspólnotowym.

Rząd na razie pracuje sam i nie konsultuje swoich pomysłów z organizacjami pracodawców. Wszystko jednak wskazuje na to, że wkrótce ograniczenia zarobków zostaną zniesione lub poważnie złagodzone. Pozostaje tylko pytanie, czy rady nadzorcze znowu nie zaczną przeceniać swoich menedżerów.

Jak powiedział "Gazecie Prawnej" Janusz Kwiatkowski, rzecznik prasowy Ministerstwa Skarbu Państwa, rząd nie chce doprowadzić do całkowitego uwolnienia i braku nadzoru nad zarobkami tej grupy zawodowej. Trudno sobie jednak wyobrazić, aby powstała nowa ustawa regulująca ten problem, która nie naruszałaby prawa wspólnotowego. Bardziej prawdopodobne wydaje się więc opracowanie "wytycznych" dla rad nadzorczych, które zgodnie z art. 378 par. 1 kodeksu spółek handlowych ustalają wynagrodzenie członków zarządu zatrudnianych na podstawie umowy. Resort skarbu dąży do tego, aby wynagrodzenie menedżerów składało się z kilku elementów.

Pierwszym byłoby tzw. wynagrodzenie podstawowe. Drugi składnik uzależniony byłby od realizacji celu, jaki przed zarządem spółki postawi rada nadzorcza (bo trudno sobie wyobrazić, aby ministerstwo dla każdej spółki wyznaczało zadania). Ostatni ewentualny element płacy "prezesów" to udział w zyskach lub przychodach firmy. Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie ostateczny kształt przyjętych rozwiązań. - Będziemy jednak dążyli do tego, aby mechanizm płacowy był jak najbardziej motywujący - powiedział "GP" Janusz Kwiatkowski.

Reklama

Tomasz Zalewski

Witold Polkowski, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich

Członkowie konfederacji zdecydowali się zaskarżyć w Komisji Europejskiej tzw. ustawę kominową. Obecne zasady wynagradzania kadry menedżerskiej wprowadzone pod naciskiem populistycznych haseł podzieliły menedżerów. Najlepsi uciekają do spółek prywatnych gdzie mogą liczyć na godziwe zarobki i realizację ambitnych wyzwań. Zarząd w spółkach skarbu państwa obejmują ludzie, którzy nie mogą odmówić ich prowadzenia, godząc się jednocześnie na śmiesznie niskie zarobki. Domagamy się zniesienia ograniczeń w zarobkach jakie niesie ustawa kominowa. O tym jakie powinny być wynagrodzenia osób zarządzających majątkiem powinien decydować tylko rynek. Nie obawiam się sytuacji, że w sposób nieuzasadniony zarobki menedżerów będą rosły. Trzeba je tylko ściśle powiązać z realizacją powierzonych zarządowi spółki zadań. Nie koniecznie zarobki menedżera muszą być uzależnione od zysku bo np. może on przeprowadzać w spółce restrukturyzację, której powodzenie pozwoli na jego osiągnięcie.

Bohdan Wyżnikiewicz, Instytut badań nad Gospodarka Rynkową

Na początku transformacji wychodziliśmy z tzw. egalitarnego systemu wynagrodzeń co oznaczało że dyrektor zarabiał trochę więcej niż jego podwładni. Od tego czasu ten system przybierał formy obowiązujące w rozwiniętych gospodarkach rynkowych tzn. wynagrodzenia menedżerów systematycznie się powiększają i nie ma innej wartości która by rosła tak dynamicznie jak płace tej grupy zawodowej. Coraz częściej jest widoczna zależność między wynagrodzeniami,,prezesów'' a zyskiem netto firmy. Ta sytuacja jest jak najbardziej zdrowa. Choć z drugiej strony wynagrodzenia naszych menedżerów w porównaniu z wynagrodzeniami ich zagranicznych kolegów są znacznie niższe no może poza sektorem bankowym. Jeżeli ten proces został by sztucznie zahamowany (patrz ustawa kominowa) to niewątpliwie będziemy mieli z negatywną selekcja kadr, najlepsi pójdą do firm zagranicznych. Zgadzam się, że wysokie zarobki menedżerów mogą denerwować emerytów z niskimi świadczeniami, ale niestety takie są realia kapitalizmu.

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: zarobki | kadry | firmy | skarbu | skarb | niedocenianie | Skarb Państwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »