Dziś ulga na roboty, a jutro... podatki?
Proponowana przez resort rozwoju ulga dla firm stawiających na robotyzację to ostatni dzwonek, aby przedsiębiorcy odrobili zapóźnienie w tej dziedzinie przynajmniej na tle naszego regionu. Jednak o ile dziś roboty przyniosą ulgę, to w kolejnych latach mogą stać się źródłem kosztów, ponieważ być może trzeba będzie je opodatkować, aby płaciły... np. składki na ZUS.
Jak na razie statystyki nasycenia robotami polskiej gospodarki w przeliczeniu na liczbę pracowników są bardzo słabe: w porównaniu z innymi krajami naszego regionu mamy ich z grubsza czterokrotnie mniej. Lecz myliłby się ten, kto uważa, że przedsiębiorcy nie są zainteresowani tym tematem.
Jesienią zeszłego roku Fundacja Przyjazny Kraj, którą kieruję, zorganizowała panel dyskusyjny "Przemysł 4.0. Robotyzacja i automatyzacja. Wyzwania dla przedsiębiorców i państwa" i okazało się, że frekwencja przerosła nasze oczekiwania, a pytań do m.in. przedstawiciela resortu przedsiębiorczości i technologii było bez liku.
Dlatego obecna propozycja resortu rozwoju (we współpracy z resortem finansów), aby impulsem fiskalnym pchnąć gospodarkę w kierunku robotyzacji, powinna spotkać się z dużym zainteresowaniem polskich firm. Tym bardziej, że zagranica nie śpi i robotyzuje się na potęgę.
Ma to związek nie tylko z globalną alokacją produkcji, którą przyśpiesza pandemia COVID-19, ale także chęcią utrzymania konkurencyjności gospodarek. Do macierzystych krajów może wracać produkcja nie tylko związana z szeroko rozumianą ochroną zdrowia, ale także z tradycyjnych dziedzin przemysłu, które wyemigrowały w poprzednich dekadach np. do Azji, bo była tam tania siła robocza.
Jakiś czas temu świat obiegła wieść, że duży niemiecki producent obuwia przenosi swoją fabrykę z Chin do... Niemiec. Sęk w tym, że ta inwestycja nie stworzyła wielu dodatkowych miejsc pracy na macierzystym rynku, ponieważ okazało się, że produkcja w nowej fabryce w Niemczech została całkowicie zrobotyzowana.
W ten sposób, waga taniej azjatyckiej siły roboczej zeszła na plan dalszy. Zresztą same Chiny też nie zasypiają gruszek w popiele, ponieważ pomimo nadal taniej siły roboczej należą do państw mocno stawiających na robotyzację. A skoro największa "manufaktura świata" widzi takie trendy w przemyśle, to i nasz nie może zostać z tyłu, ponieważ z każdym rokiem coraz trudniej nam konkurować z powodu wzrostu kosztów, np. płacy minimalnej.
Dlatego przedsiębiorcy, którzy z jednej strony widzą, że tempo wzrostu płac w poprzednich latach wynosiło ok. 7 proc. i pomimo kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa nadal kroi się szybka podwyżka płacy minimalnej w kierunku 4000 zł (w 2021 r. ma się zwiększyć do 2800 zł brutto), mogą łaskawszym okiem spojrzeć na możliwości robotyzacji, tym bardziej, jeśli otrzymają ulgę. Ale każdy kij ma dwa końce.
Przedsiębiorcy zainteresowani robotyzacją swoich fabryk muszą znaleźć na to środki finansowe, ponieważ zanim zaczną odcinać kupony od pracy maszyn, muszą w nie sporo zainwestować. A przez ostatnie lata w Polsce inwestycje prywatne firm mocno kuleją: nie ma zbyt wielu chętnych na kredyt, a gotówka jest chomikowana na kontach (zresztą do których jeszcze trochę i trzeba będzie dopłacać z powodu prawie zerowych stóp procentowych).
Zatem wprowadzenie ulgi na robotyzację mogłoby być impulsem, który - przynajmniej najbardziej innowacyjne firmy - pchnąłby w kierunku nowych inwestycji. Ale to nie wszystko.
Bardzo ważnym elementem dla powodzenia robotyzacji jest długookresowa cena energii. I pod tym względem mamy w Polsce wiele do zrobienia, ponieważ z powodu kurczowego trzymania się w ok. 80 proc. przy energii z węgla mamy ceny energii wyższe z grubsza o 20 proc. niż nasi sąsiedzi. A robot ustawiony w Polsce, Niemczech czy na Słowacji zużyje tyle samo energii, więc właśnie jej cena może być kluczowa dla decyzji o lokalizacji fabryki czy robotyzacji linii.
Jednak spadające ceny technologii OZE (Odnawialne Źródła Energii) mogą być i dla Polski przełomem pod tym względem, jeśli nastąpi zwrot w kierunku "zielonych" źródeł energii, szczególnie ze słońca i wiatru.
Taki sygnał mamy już w projektowanej polityce energetycznej państwa, co daje szansę na osiągnięcie cen energii na tyle niskich, abyśmy jako kraj byli konkurencyjni nie tylko w Unii, ale także globalnie. To będzie jednak wieloletni proces, ale wszak robotyzacja też jest procesem. Tylko przedsiębiorcy muszą mieć pewność, w jakim kierunku będą zmierzały ceny energii i że cena CO2 nie "zabije" energetyki i pracy robotów.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Na razie ulga na robotyzację będzie rodzajem marchewki dla przedsiębiorców, aby - tam gdzie to możliwe - wstawili roboty. Tym bardziej, że mamy strukturalny problem z rynkiem pracy z powodu fatalnych trendów demograficznych. W dużym skrócie: będzie ubywać osób w wieku produkcyjnym, a przybywać pobierających świadczenia emerytalne.
Tę rosnącą lukę w pewnej mierze mogą wypełnić roboty. Alternatywą jest imigracja zarobkowa do Polski, nie tylko czasowa, ale także osiedleńcza. Co prawda, przez ostatnie pół roku z powodu kryzysu spowodowanego przez pandemię koronawirusa o tym problemie stało się ciszej, bo bezrobocie na koniec roku ma według rządowych prognoz wzrosnąć do 8 proc. i tylko minimalnie spaść w kolejnym (o 0,5 pkt. proc.), ale można założyć, że ten temat wróci jak bumerang, jeśli tylko gospodarka trwale wejdzie na ścieżkę wzrostu.
A skoro coraz mniej pracowników będzie utrzymywało coraz większą liczbę emerytów, to skąd wziąć pieniądze na utrzymanie systemu? Odpowiedź może dotyczyć także robotów, i nie jest to żadne science fiction, ale poważnie rozważana możliwość przez ekonomistów.
Roboty mogą zostać opodatkowane i "ozusowane", aby wypełniać lukę w finansach publicznych i sektorze ubezpieczeń społecznych. Zatem koniec końców może się okazać dla przedsiębiorców, że praca bez udziału ludzi nie jest taka tania, jak zakładali, gdy podejmowali decyzję o robotyzacji firm, kierując się np. perspektywą ulgi.
Jedno wydaje się pewne: robotyzacja gospodarki jest nieuchronna, bo skoro robią to inni, to nie możemy zostać w tyle, aby utrzymać konkurencyjność. I jak mówią z przymrużeniem oka przedsiębiorcy: roboty nie będą ani strajkować, ani domagać się podwyżek, ani brać urlopów na żądanie w poniedziałki...
Tomasz Prusek
publicysta ekonomiczny
prezes Fundacji Przyjazny Kraj