Nasze mięso wróci na Wschód

Spełniliśmy już ostatni warunek stawiany przez Rosjan. Teraz czekamy na otwarcie granic - zapowiada "Gazeta Wyborcza". Sprzedaż do Rosji i Ukrainy to ok. 10 proc. całego naszego eksportu żywności.

Pierwszy cios nastąpił na początku listopada. Wtedy granicę przed naszą żywnością zamknęła Rosja. Powód? Wykrycie kilkudziesięciu przypadków fałszowania świadectw eksportowych. Strona polska od razu winę za fałszerstwa wzięła na siebie, a prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko nieuczciwym firmom. Jednak Rosjanie do tej pory granicy nie odblokowali.

W marcu dostaliśmy drugi cios - Ukraina wstrzymała import z Polski mięsa i jego produktów. Wyjaśnienie podobne do listopadowego - przypadki przemytu mięsa w bagażach osobistych. Taka sama blokada została nałożona na Białoruś.

Reklama

Z informacji gazety wynikało wtedy, że za decyzją ukraińskiego rządu stały naciski Rosjan. Uważali oni bowiem, że mimo zakazu nadal napływa do nich polskie mięso właśnie przez Ukrainę. Najpierw więc zamknęli swoją granicę z Ukrainą dla produktów mięsnych i mleczarskich, co boleśnie uderzyło w jej gospodarkę. Zapowiedzieli, że zniosą blokadę dopiero, gdy tranzyt polskiego mięsa zostanie wstrzymany.

We wtorek Ukraina ogłosiła, że otworzy swoją granicę dla mięsa z Białorusi, ale dla polskiego - jeszcze nie. Jak się dowiedziała "GW", główny lekarz weterynarii Krzysztof Jażdżewski postanowił osobiście udać się do Kijowa i w cztery oczy porozmawiać o tym, dlaczego Ukraina wprowadziła blokadę. Jednak kiedy uprzedził o swoim przyjeździe, dowiedział się, że główny lekarz weterynarii Ukrainy jest w delegacji. Ostatecznie spotkanie wyznaczono na 11 kwietnia.

Szef Krajowej Izby Gospodarczej Andrzej Arendarski dał do zrozumienia, że odblokowanie eksportu na Ukrainę nastąpi dopiero po zniesieniu blokady Moskwy. Potwierdził zatem domysły gazety. Jednak kiedy Rosja zniesie embargo? - Prawdopodobnie w ciągu miesiąca - mówi Arendarski.

Formalnych przeszkód nie ma. Polska spełniła wszystkie wymagania Rosjan. Takiego zdania jest podobno Komisja Europejska, o czym już dwa tygodnie temu mówił minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. Sprzedaż do Rosji i Ukrainy to ok. 10 proc. całego naszego eksportu żywności. Nasi producenci mówią, że zamknięcie granic nie rozłożyło naszej gospodarki, ale było dotkliwe. Na rynki wschodnie sprzedajemy produkty, których nie chce Unia, np. tłuste boczki, podgardla, słoninę wieprzową lub korpusy kurcząt. W naszych magazynach rosną teraz góry takich niechcianych przez Unię elementów.

INTERIA.PL/GW
Dowiedz się więcej na temat: mięso | 'Gazeta Wyborcza' | Gazeta Wyborcza | Ukraina | wschód | Rosji
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »