Po sumie do marketu?

"Pamiętaj, abyś dzień święty święcił" - wszystko wskazuje na to, że radni Radomia postanowili zatroszczyć się o spokojne sumienia mieszkańców swoich miast i zakazali sprzedawcom otwierania sklepów w niedziele i święta, a tym samym uniemożliwili klientom robienie zakupów w jednym z dogodnych dla niektórych dniu tygodnia. W ich ślady zamierzają pójść radni z wielu innych miast Polski.

W maju podobną uchwałę podjęli radni Zgierza w łódzkiem, ale zakazali handlu tylko w dużych sklepach. Wojewoda łódzki uchylił ich uchwałę jako sprzeczną z konstytucyjną zasadą równości podmiotów gospodarczych. Jego zdaniem zgierscy radni naruszyli prawo, bo uprzywilejowali część handlu - zakaz dotyczył sklepów o powierzchni powyżej 300 m kw.

Radomscy rajcowie błędu nie popełnili. Ustalili, że zakaz będzie dotyczył wszystkich sklepów, z wyjątkiem aptek i stacji paliw. Zapomnieli jednak o hurtowniach, czyli sklepach typu Selgross czy Makro. Nierozwiązana pozostała też kwestia aptek mieszczących się w obrębie hiper i supermarketów.

Reklama

By umożliwić handlowanie małym osiedlowym sklepom, dopuścili handel w godzinach od 11 do 14. Byli przekonani, że supermarketom nie będzie opłacało się otwierać drzwi na 3 godziny. Srodze się jednak pomylili, bowiem kara w wysokości od 2,5 do 5 tys. zł to dla super czy hipermarketu żaden wydatek. Opłaca się już raczej karę zapłacić i zarobić wielokrotnie więcej na klientach, którzy przyjadą do czynnego sklepu z całego, nie tylko z części, miasta.

Co innego stanowi 2,5 tys. zł grzywny dla małych rodzinnych biznesów. Radni liczyli na to, że ograniczając handel w dużych sklepach dadzą szansę drobnym handlowcom w konkurowaniu z marketami. Okazuje się jednak, że małych sklepików nie opłaca się otwierać tylko na 3 godziny, a na złamanie zakazu i wydłużenie godzin otwarcia ich właściciele nie mogą sobie pozwolić, bo nie stać ich na zapłacenie kary.

W efekcie w niedzielę 15 sierpnia w Radomiu czynny dłużej niż dozwolono był tylko 1 market. Za to tydzień później zakaz złamały już trzy sklepy: dwa mniejsze i jeden duży, który, choć wcześniej deklarował zamknięcie podwoi w niedziele i zwolnienie około 20 pracowników, teraz zadecydował, że w najbliższym czasie nie zamierza stosować się do zakazu i market będzie otwarty w niedzielę cały dzień.

Ograniczenie świątecznego handlu w sklepach wielkokubaturowych miało, w opinii radnych, ulżyć pracownikom "ciemiężonym przez wielkie sieci handlowe". Ich zdaniem ludzie nie powinni być zmuszani przez właścicieli sklepów do wielogodzinnej pracy w dni świąteczne. Wydaje się jednak, że nie zdają sobie sprawy z tego, że ich dobra wola może się okazać dla zatrudnionych w marketach zgubna - wejście w życie tych uchwał spowoduje utratę pracy przez te osoby. Zwracają na to uwagę właściciele sklepów. "To byłaby katastrofa finansowa dla mnie i moich pracowników" - mówi właścicielka sklepów obuwniczych. "Przecież w weekend obroty wzrastają o 50 proc. Jeśli nie będę mogła otworzyć sklepu w niedzielę, będę musiała zwolnić co najmniej 12 z 44 osób" - dodaje.

Natomiast pracownicy są rozdarci - z jednej strony nie chcą być dłużej wykorzystywani przy niewolniczej pracy za marne pieniądze i chcą wreszcie spędzać niedziele z rodzinami, a z drugiej - nie chcą stracić pracy, o którą teraz ciężko. Ograniczenie lub zakaz handlu spowoduje, w opinii włascicieli sklepów i marketów, zwolnienia na poziomie od 6 do nawet 20 proc. Nie stanie się to co prawda z dnia na dzień - raczej w dłuższej perspektywie, ale z pewnością spowoduje wzrost bezrobocia, bo w większości miast, w których uchwały mają zostać podjęte, już teraz jego poziom znacznie przekracza średnią krajową, a miejsc pracy raczej w nich nie przybędzie, bo nowych inwestycji ze świecą szukać.

Troska radnych o prawo do odpoczynku pracownika jest chyba nadmierna - przecież aby korzystać z przywileju odpoczynku po pracy, trzeba ją najpierw mieć.

Nie można zapominać również, że z dużymi sieciami handlowymi związanych jest wiele rodzajów przedsiębiorstw np. transportowych, komunalnych, które również zostaną zmuszone do redukcji zatrudnienia wskutek spadku obrotów u swych kontrahentów.

Według sondaży w niedziele i święta sklpey wielkopowierzchnione odwiedza dwukrotnie więcej klientów niż w dni powszednie. Z danych Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji wynika, że ponad 70% konsumentów opowiada się za otwarciem sklepów w niedzielę. Wydaje się więc, że spędzanie weekendów w wielkich sklepach przypadło Polakom do gustu i na dobre zagościło w niedzielnych grafikach wielu polskich rodzin. Bo cóż w tym złego, kiedy cała rodzina wybiera się na zakupy - przynajmniej wspólnie spędza czas. To chyba lepsze niż poobiednie gnuśnienie przed telewizorem. Każdy przed swoim ...

Może więc jednak wybrani przez nas radni powinni pozostawić decyzję o niedzielnych zakupach naszym własnym sumieniom?

Niedziely handel w innych krajach Unii Europejskiej

Unia w kwestii handlu w niedzielę pozostawia krajom członkowskim wolną rękę. Przykładowo w Niemczech niedzielny handel jest legalny tylko i wyłącznie na dworcach i stacjach benzynowych jako ułatwienie dla podróżnych. Zakaz ten dotyczy wszystkich sklepów, a nie jedynie supermarketów. Podobną praktykę stosuje się w Belgii, gdzie wyjątek stanowią centra turystyczne, a sklepy są otwarte w tym dniu 3-5 razy w roku. Nieco dalej poszła Słowenia, gdzie doszło do ustawowego zakazu pracy sklepów w niedzielę.













Źródło: RMF FM, PAP, WGI, Gazeta Prawna

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: robienie zakupów | radni | święta | handel | zakazy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »