Akcjonariusze bez szans

W tym roku już 129 amerykańskich korporacji zostało pozwanych do sądu przez akcjonariuszy. Wytaczane sprawy wiążą się ze skandalami księgowymi i w konsekwencji - znaczną przeceną akcji. Polski system prawny nie wyklucza takiej drogi dochodzenia odszkodowania, gdyby podobne przypadki zdarzyły się i u nas. Nie daje jednak inwestorom zbyt wielu szans na wygraną.

W tym roku już 129 amerykańskich korporacji zostało pozwanych do sądu przez akcjonariuszy. Wytaczane sprawy wiążą się ze skandalami księgowymi i w konsekwencji - znaczną przeceną akcji. Polski system prawny nie wyklucza takiej drogi dochodzenia odszkodowania, gdyby podobne przypadki zdarzyły się i u nas. Nie daje jednak inwestorom zbyt wielu szans na wygraną.

Zdaniem prawników, gorsza pozycja naszych inwestorów wynika z ogromnych różnic między anglosaskim i polskim systemem prawnym. Przede wszystkim podstawą do domagania się odszkodowania (w jakiejkolwiek sprawie) jest umowa między stronami. Ewentualnie można próbować dochodzić swych roszczeń w przypadku popełnienia przez spółkę deliktu, czyli czynu zabronionego.

Jednym z nich jest np. niedopełnienie obowiązków informacyjnych. Według Wiesława Olesia, partnera w Kancelarii Oleś i Rodzynkiewicz, zgodnie z polskim prawem inwestor w takim przypadku musi udowodnić, że na skutek naruszenia obowiązków informacyjnych poniósł szkodę i wykazać, na czym ona polegała. - Sąd może przecież stwierdzić, że przypuszczenie, iż inwestor posiadając pewne wiadomości wcześniej, sprzedałby akcje, nie przesądza, że na pewno by tak zrobił i tym samym uniknął większych strat - twierdzi W. Oleś. Identyczna zasada dotyczy niezrealizowanych zysków.

Reklama

W USA wygląda to zupełnie inaczej. Tam pojęcie szkody jest w pewnym sensie bardziej rozmyte (nieokreślone). - Nie trzeba jej także udowadniać. Wystarczy, iż ława przysięgłych uzna spadek ceny akcji za wyrządzenie szkody akcjonariuszom - tłumaczy W. Oleś. Jego zdaniem, takie różnice sprawiają, że w Polsce (nawet gdyby wybuchły skandale podobne do tych w USA) nie ma szans na eksplozję spraw sądowych.

Zupełnie inną kwestią jest zaskarżanie uchwał podejmowanych przez walne zgromadzenia. Tu, zdaniem Wiesława Olesia, nie ma większych przeszkód, by dochodzić swoich racji. Kodeks spółek handlowych zawiera normy określające zarówno podstawy, jak i procedurę zaskarżania uchwał WZA. - Istotne jest jednak to, aby prawo nie było nadużywane, a inwestorzy nie kierowali spraw do sądu, licząc tylko na zawarcie ugody i cofnięcie pozwu za cenę świadczenia w gotówce - dodaje.

Odrębnym problemem jest sprawność naszych sądów. Sprawy ciągnące się latami, brak znajomości mechanizmów rządzących rynkiem kapitałowym, czy też często używane stwierdzenie o znikomej szkodliwości społecznej czynu potrafią zniechęcić do dochodzenia swoich racji nawet najbardziej wytrwałych inwestorów.

To właśnie, a nie samo prawo, jest, zdaniem Michała Masłowskiego, wiceprezesa Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, główną przeszkodą w dochodzeniu swoich racji przez inwestorów. - Polski system jest taki, że nawet wówczas, gdy akcjonariusz ma ewidentnie rację, nie idzie z tym do sądu. Dobrze bowiem wie, że sprawy ciągną się latami, a spółki stać na wynajęcie znacznie lepszych prawników - stwierdza.

Efekt jest taki, że przez wszystkie lata funkcjonowania rynku kapitałowego w Polsce zaledwie kilka spraw doczekało się swojego zakończenia. - Cóż jednak z tego, skoro i tak karą za przestępstwo giełdowe jest... umorzenie sprawy - mówi M. Masłowski. Wystarczy przypomnieć choćby przypadki Wedla czy poznańskiej WIRR-ówki.

W przypadku strat poniesionych przez inwestorów giełdowych wiedza sędziów prowadzących sprawy jest tak niewielka, że zazwyczaj kończy się słynnym stwierdzeniem o "niskiej szkodliwości społecznej czynu". - Jeśli zaś nadużycia dotyczą rynku terminowego, to dla sędziów są to przestępstwa wręcz wirtualne - dodaje przedstawiciel SII.

Według niego, pewną iskierką nadziei dla poszkodowanych inwestorów jest pomysł Izby Domów Maklerskich. Polega on na tym, aby klienci biur maklerskich zawsze wtedy, gdy czują się poszkodowani w relacjach z brokerem, kierowali sprawy do uproszczonej procedury w sądzie arbitrażowym działającym przy Izbie.

Nie dotyczy to jednak spraw spornych między akcjonariuszami a spółkami. W tych przypadkach inwestor musi już kierować się do sądu lub liczyć na interwencję KPWiG. Mirosław Kachniewski, rzecznik prasowy Komisji, uważa jednak, że akcjonariusze powinni częściej przynajmniej próbować dochodzić swoich roszczeń. Obecnie zbyt rzadko czują się bowiem prawdziwymi właścicielami firm. W praktyce inwestorzy z reguły czekają na działania Komisji, a ta nie we wszystkich sprawach może interweniować.

- Ważniejsze i bardziej efektywne z punktu widzenia akcjonariuszy jest wykorzystanie przez nich ich prawa głosu niż dochodzenie swoich praw w sądach. Drobni akcjonariusze często dysponują bowiem znaczną liczbą głosów, stąd wyrażanie przez nich wspólnego stanowiska może mieć decydujące znaczenie dla podejmowanych w spółce decyzji - mówi rzecznik KPWiG.

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: sprawy | odszkodowania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »