Ceny ropy na rynkach rosną po decyzji OPEC+. Organizacja dostarczyła paliwa inflacji?
Ceny ropy na międzynarodowych giełdach wzrosły o kilka dolarów, do poziomu 83 dol. za baryłkę w przypadku ropy Brent oraz do 79 dol. w przypadku Crude. To skutek decyzji podjętej przez państwa OPEC+, które zapowiedziały zmniejszenie produkcji surowca w 2023 roku. "Ceny będące poniżej poziomu 80 dol. za baryłkę nie były historycznie bardzo niskie. Wydaję się, że OPEC+ nie zależy na obronie niskich cen, tylko na reakcji z wyprzedzeniem i na utrzymaniu wyższych cen zawczasu" - podsumowała Dorota Sierakowska, ekonomistka z DM BOŚ.
Notowania ropy Brent z dostawą na maj wzrosły od piątkowego zamknięcia indeksów o 6 proc. i wynoszą 84,69 dol. za baryłkę, wobec 79,89 dol. w piątek tuż przed północą. W przypadku Crude wzrost wyniósł 6,3 proc. co przełożyło się na cenę za baryłkę na poziomie 80,42 dol., wobec 75,69 dol. w piątek. W perspektywie tygodnia obecne notowania oznaczają wzrosty o kolejno 6,5 i blisko 10 proc.
Podwyżki na kursach ropy wynikają z komunikatu o ograniczeniu produkcji surowca, jaki w niedzielę opublikowały państwa zrzeszone w Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC+). W tej grupie znajdują się m.in. takie kraje jak Arabia Saudyjska, Irak czy Zjednoczone Emiraty Arabskie.
- Decyzję OPEC+ można odebrać jako symboliczną - ma ona pokazać, że państwa z organizacji nadal się liczą na światowym rynku i są zdeterminowane, aby utrzymać ceny ropy na akceptowanych przez siebie poziomach - tłumaczy w rozmowie z Interią Biznes Dorota Sierakowska, ekonomistka z Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska.
Jak zauważa analityczka, trend spadkowy cen na rynku był ostatnio widoczny i w dalszej perspektywie mógł się utrzymać, z uwagi na spodziewane spowolnienie gospodarcze w wielu gospodarkach na świecie. To natomiast uderzyłoby w ceny ropy jeszcze mocniej w najbliższych miesiącach. Natomiast decyzja OPEC+ ma na celu nie dopuścić do dalszych zniżek.
- Obecne ceny, będące poniżej poziomu 80 dol. za baryłkę, historycznie nie były bardzo niskie, bo bywały one niższe w przeszłości. W perspektywie ostatnich dziesięciu lat OPEC+ mówił w kontekście obrony cen przy poziomie ok. 60-65 dol. za baryłkę ropy Brent. Tym razem kartel zareagował więc z wyprzedzeniem - wskazuje ekspertka.
Ta decyzja, zdaniem Sierakowskiej, może przybliżyć rynek do powrotu cen na poziomie 90 dol. za baryłkę. Choć wiele ma zależeć od najbliższych dni i danych makroekonomicznych spływających z poszczególnych gospodarek na świecie. Jednak zanim wyższe ceny z rynku odnajdą odzwierciedlenie w cenach na stacjach paliw, może minąć trochę czasu.
- Standardowo to może być kilka tygodni, o ile oczywiście firmy petrochemiczne nie podniosą swoich marż wcześniej. Jednak wzrost cen ropy na rynku może zahamować trend obniżania się inflacji, ponieważ ceny energii są ważnym elementem w jej kształtowaniu. Jednak na ostateczny kształt zmian musimy jeszcze poczekać, ponieważ nie wiemy, jak na decyzję OPEC+ zareagują pozostali producenci oraz jak będzie się kształtował popyt na ropę w Chinach - wyjaśnia ekonomistka.
O utrzymanie wysokiej produkcji ropy na arenie międzynarodowej apelowały Stany Zjednoczone. Takie stanowisko administracji Joe Bidena wynikało właśnie z założenia, że niższe ceny ropy wynikające z wysokiej podaży mogą pomóc w wyhamowaniu inflacji.
- USA przez cały ubiegły rok wzywały producentów ropy do utrzymania wysokiej produkcji. Stąd wydaje mi się, że państwa OPEC+ chciały pokazać swoją niezależność wobec Stanów Zjednoczonych i udzielić im "prztyczka w nos". Należy pamiętać, że jednym z członków OPEC+ jest Rosja, której naturalnie zależy na utrzymaniu wysokich cen na rynku, ponieważ sprzedaż ropy w tym kraju finansuje machinę wojenną - podsumowuje Dorota Sierakowska, dodając: - Niemniej, decyzja OPEC+ jest bardziej symboliczna niż fundamentalna, ponieważ już wcześniej wiele krajów rozszerzonego kartelu miało problem z realizacją nawet niższych limitów wydobycia ropy.
Jak wyjaśniła w rozmowie z PAP Urszula Cieślak, ekspertka z firmy Reflex, ceny na stacjach paliw mogą wzrosnąć w okresie maj-czerwiec. To będzie wynikało także z sezonowego zapotrzebowania na benzynę, które w kontekście decyzji OPEC+ może doprowadzić do powrotu cen powyżej 7 złotych za litr.
- Raczej się spodziewamy tego, że ceny będą rosły, a niestety w okresie (...) maj-czerwiec, kiedy rośnie sezonowo zapotrzebowanie zwłaszcza na benzynę, (...) z całą pewnością powrót do cen powyżej 7 złotych za litr jest w perspektywie i w świetle tej wczorajszej decyzji bardzo realny - przekazała Urszula Cieślak.
Ekspertka zaznaczyła, że wzrost cen powyżej 7 złotych może dotyczyć zarówno oleju napędowego jak i benzyny, chociaż w przypadku paliwa do diesla "sytuacja powinna być troszkę bardziej stabilna". Jednocześnie Cieślik wskazuje, że dzisiejsza reakcja na rynku jest "zrozumiała, ponieważ ta decyzja była zaskoczeniem, bo jednak wszyscy spodziewali się, że żadnych dalszych zmian w limitach nie będzie".
Tłem podwyżek na rynku ropy oraz ich ewentualnej kontynuacji na stacjach benzynowych jest komunikat OPEC+ z niedzieli, w którym kraje członkowskie zapowiedziały ograniczenie wydobycia surowca od maja do końca 2023 r.
W praktyce oznacza to, że Arabia Saudyjska zredukuje produkcję ropy naftowej o 500 tys. baryłek dziennie, Irak o 211 tys. baryłek, natomiast Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Kuwejt o kolejne 144 tys. i 128 tys. baryłek.
OPEC+ składa się z 13 członków. W jej skład wchodzą m.in. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Irak, Algieria, Angola czy Kuwejt.
Swoją decyzję kartel tłumaczy perspektywą niższego popytu, wynikającego z ogólnoświatowego spowolnienia gospodarczego. Równolegle do decyzji OPEC+, rosyjski minister energetyki Aleksander Nowak zadeklarował, że kraj wydłuży do końca roku obowiązujące od marca ograniczenia produkcji ropy o 500 tys. baryłek dziennie.
Alan Bartman