Elektrim - gdzie funduszy sześć, tam...

Środa może być kolejnym ważnym dniem dla wszystkich zainteresowanych Elektrimem. Może Đ bo w przypadku tej firmy nigdy nic nie jest jasne i pewne do końca. Walne zgromadzenie akcjonariuszy może więc dziś wybrać nową radę nadzorczą, może zostać przerwane, może też w ogóle nie dojść do skutku.

Środa może być kolejnym ważnym dniem dla wszystkich zainteresowanych Elektrimem. Może Đ bo w przypadku tej firmy nigdy nic nie jest jasne i pewne do końca. Walne zgromadzenie akcjonariuszy może więc dziś wybrać nową radę nadzorczą, może zostać przerwane, może też w ogóle nie dojść do skutku.

Do ciągłej niepewności w przypadku tej spółki chyba już wszyscy się przyzwyczaili i nikogo już nic nie zdziwi.

Przypadek Elektrimu latami będzie służył teoretykom i praktykom biznesu do pokazania skali błędów i wypaczeń polskiego kapitalizmu w jego prymitywnej fazie. Jest bowiem fascynujące prześledzenie sposobu, w jaki dawny blue-chip GPW odwrócił amerykański mit i przeszedł "od milionera do zera". Ale co najmniej równie interesujące byłoby przebadanie roli inwestorów finansowych w doprowadzeniu firmy do jej obecnego stanu.

Reklama

Przypomnijmy fakty: 14 maja 2001 r. wielogodzinne walne zgromadzenie akcjonariuszy Elektrimu przynosi pałacowy przewrót stanu o niespotykanej w polskich firmach giełdowych skali. Ze składu rady nadzorczej znikają niemal wszyscy menedżerowie, którzy byli z Elektrimem związani od lat (jak Krzysztof Szwarc, szef rady nadzorczej BRE Banku), a pojawiają się nowi młodzi finansiści. Wchodzą na trybunę pod hasłami odbudowy, po której wszystkim (firmie, jej akcjonariuszom, kontrahentom etc.) będzie już tylko lepiej.

Za ich plecami stanęły zgodnie najważniejsze zachodnie grupy funduszy inwestycyjnych operujących na polskiej giełdzie. Templeton, Flemings, Schroders, Invesco w praktyce przyjęły Elektrim i wzięły niemal 100-proc. odpowiedzialność za zarządzanie firmą.

Od tych wydarzeń minął prawie rok i efekty działania inwestorów finansowych są widoczne gołym okiem. Firma, która już wcześniej balansowała nad przepaścią, zrobiła wielki krok do przodu. Bankructwo zagląda jej w oczy, jej co lepsze aktywa są rozdrapywane za półdarmo, a akcje potaniały do poziomu śmieciowego: wczoraj były o 90 proc. proc. tańsze niż w dniu walnego sprzed roku.

Oczywiście, fundusze nie działały w próżni. Miały do czynienia z pajęczyną powiązań personalno-polityczno-gospodarczych, którymi Elektrim obrósł przez 50 lat. Natknęły się "trupy w szafie" autorstwa poprzedniego zarządu (swoją drogą, eks-prezes Barbara Lundberg nigdy nie zareagowała na stawiane jej zarzuty, co stawia ją w jeszcze gorszym świetle). No i działały w warunkach recesji, zarówno w polskiej gospodarce, jak i w świecie nowych technologii. Biorąc to wszystko pod uwagę widać, że trudno było np. porozumieć się z Vivendi Universal lub Deutsche Telekom i dokonać cudów.

To jednak nie usprawiedliwia naszych bohaterów. Menedżerowie funduszy są bowiem oceniani za efektywność - za właściwy wybór inwestycji, mierzony stopą zwrotu w z góry założonym okresie. Zatem w przypadku Elektrimu finansiści musieli wiedzieć, w co - mówiąc brzydko - się pakują. Albo więc nie mieli żadnych pomysłów na Elektrim, albo okazali się za słabi, by wprowadzić je w życie. W każdym razie dali się zapamiętać jako drużyna, która zamiast budować, szybko wewnętrznie się skłóciła i poszła ścieżką destrukcji wartości.

Elektrimowi wiele to już nie pomoże, ale z jego perypetii płynie na pewno jeden wniosek: fundusze inwestycyjne powinny robić to, na czym się znają, czyli... inwestować. Zarządzanie firmą to inna sztuka i kto inny powinien ją uprawiać.

Dziś zachodnich funduszy nie ma już w akcjonariacie Elektrimu. Ich miejsce zajęli również inwestorzy finansowi, ale tym razem krajowi. Czy będzie im łatwiej i czy sobie poradzą? Niekoniecznie. Z jednej strony BRE Bank może wiele nauczyć się na błędach poprzedników, a ma też - jako polski bank - pewne lokalne atuty, których zawsze zabraknie menedżerom z Londynu. Z drugiej - życie już boleśnie weryfikuje inicjatywę Wojciecha Kostrzewy, szefa BRE Banku. W jednym z niedawnych wywiadów powiedział on, że spadek wartości akcji Elektrimu - który ma konkretne aktywa przemysłowe - o 80 proc. musiał skusić takiego inwestora, jak BRE. No i skusił - od czasu, gdy bank poinformował o przekroczeniu 5-proc. pakietu akcji, papiery Elektrimu potaniały o połowę. Zaś na drodze do przejęcia przez grupę BRE Banku kuszących aktywów Elektrimu piętrzą się kolejne przeszkody...

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: bank | Tam | firmy | walne zgromadzenie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »