Fatalna pomyłka na kontraktach

Szkolny błąd inwestora był przyczyną poniedziałkowego gwałtownego spadku kursu grudniowych kontraktów na WIG20. Za fatalną pomyłkę w zleceniu prawdopodobnie zapłaci biuro maklerskie, które we własnym systemie komputerowym nie posiadało odpowiednich filtrów zabezpieczających przed ewidentnymi błędami klientów.

Szkolny błąd inwestora był przyczyną poniedziałkowego gwałtownego spadku kursu 
grudniowych kontraktów na WIG20. Za fatalną pomyłkę w zleceniu prawdopodobnie 
zapłaci biuro maklerskie, które we własnym systemie komputerowym nie posiadało 
odpowiednich filtrów zabezpieczających przed ewidentnymi błędami klientów.

W ciągu kilku sekund kurs serii grudniowej na WIG20 spadł o ponad 100 punktów, z 1664 do 1560 pkt., i został zawieszony. Po sześciu minutach równoważenia notowania wróciły do normy, ale "po drodze" zostało zawartych 135 transakcji, opiewających na 752 kontrakty.

Spadek notowań o 6% był możliwy, ponieważ na rynku pojawiło się duże zlecenie sprzedaży po niskim limicie ceny, które "wyczyściło" całą stronę popytową, aż do dolnego ograniczenia kursu. Notowania są zawieszane, kiedy kurs zmieni się o 5% w stosunku do otwarcia.

Zgodnie z tym, co udało się ustalić Parkietowi, zlecenie złożył przez Internet klient jednego z dużych domów bankowych, który wypełniając je pomylił ilość z kursem i zamiast sprzedać 1 kontrakt po 1660 pkt., zbył 1660 kontraktów po 1 punkt. Jeśli średnia cena, po której nabył kontrakty, wyniosła 1644 pkt., to inwestor powinien posiadać prawie 1,5 mln zł na depozyty zabezpieczające. Ale na naszym rynku wartość depozytu wyliczana jest jako procent wartości całego kontraktu. Zakładając, że depozyt wynosi 12%, to na zrealizowanie całej transakcji inwestor potrzebował niecałych 30 tys. zł, z czego 2 tys. zł przypadło na depozyt, reszta na prowizję (licząc 15 zł za kontrakt). Gdyby depozyt był stałą kwotą, a nie wyliczany w procentach, już na wstępie zlecenie inwestora zostałoby odrzucone.

Reklama

Standard depozytu wyznacza KDPW, ale instytucja ta nie poczuwa się do odpowiedzialności za ten incydent. - Dla nas partnerem jest biuro maklerskie, i to od niego wymagamy zabezpieczenia w ujęciu procentowym - powiedział Parkietowi Wiesław Krzywina, dyrektor Izby Rozliczeniowej KDPW. - Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby biuro od klienta wymagało stałego depozytu. W tym przypadku nie zadziałały dobrze mechanizmy kontrolne wewnątrz biura maklerskiego.

Do niedawna giełda ograniczała liczbę kontraktów w jednym zleceniu do 100. - Po wprowadzeniu Warsetu tego ograniczenia nie ma - dowiedział się Parkiet od Piotra Szeligi, wiceprezesa GPW. - Z punktu widzenia nowego systemu, transakcja była zupełnie poprawna.

Spekuluje się, iż zlecenie to "przeszło" przez DM PBK. - Nie mogę potwierdzić tej informacji - stwierdził w rozmowie z Parkietem Tomasz Lis, dyrektor obszaru detalicznego w DM PBK. - Gdyby jednak taka sytuacja zdarzyła się w naszym biurze, że inwestor pomylił się przy składaniu zlecenia przez Internet, a makler tej pomyłki nie wychwycił, klient nie poniósłby konsekwencji finansowych. Ostatecznie jednak za transakcje i tak odpowiedzialne jest biuro i jeśli takie zlecenie zostało przekazane na giełdę, a klient nie miał dostatecznego zabezpieczenia, to znaczy, że mechanizmy kontrolne nie działają najlepiej.

Jakie straty mógł ponieść inwestor na tej transakcji, zakładając, że rzeczywiście pomylił się i zaraz zaczął zamykać pozycję? Jeśli udało mu się odkupić kontrakty po 1660 punktów, strata wyniosła ponad 150 tys. zł, wliczając w to również wartość prowizji. Jednak konsekwencje tej transakcji mogły być o wiele poważniejsze.

Co by było gdyby, zgodnie ze wstępnymi założeniami Warsetu, dostępne były zlecenia stóp, które uruchomiłyby się w wyniku tej błędnej transakcji? Kto pokryłby ewentualne straty innych klientów? Co by się stało, gdyby rynek ruszył gwałtownie do góry powiększając stratę inwestora, a sytuacja dotknęła małe biuro maklerskie. - W takim przypadku mamy Fundusz Gwarancyjny - stwierdził Wiesław Krzywina.

To bardzo niepokojąca sytuacja, w której jedno zlecenie było w stanie zatrzymać handel na bardzo płynnym, zdaniem giełdy, rynku. Wprawdzie głównym winowajcą całego zamieszania wydaje się być biuro maklerskie, gdzie nie zadziałały zabezpieczenia, ale duża w tym także "zasługa" KDPW, który wylicza wartość depozytu zabezpieczającego w ujęciu procentowym, a nie bezwzględnym.

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: depozyt | zlecenie | WIG20 | biuro | pomyłki | zabezpieczenia | biuro maklerskie | pomyłka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »