Fikcyjna sprzedaż obligacji

18 mln zł stracił w ubiegłym roku BRE Bank z powodu nieuczciwych operacji naczelnika wydziału stóp procentowych. Prokuratura przygotowała akt oskarżenia. To precedens na naszym rynku.

Transakcje, na których stracił giełdowy bank, były realizowane od lipca 2003 r. do marca 2004 r. Zawierała je jedna osoba - P.J., główny specjalista, a następnie naczelnik wydziału stóp procentowych.

Fikcyjne dane

Operacje dotyczyły obligacji skarbowych. Rozpoczęły się 3 lipca 2003 r. Pracownik banku kupił papiery o wartości nominalnej 50 mln zł. Tydzień później wprowadził do systemu BRE nieprawdziwą informację o transakcji terminowej, w ramach której rzekomo je sprzedał. Do 6 sierpnia do portfela trafiły jeszcze obligacje za 150 mln zł. Za każdym razem jednocześnie w systemie pojawiały się dane o terminowych transakcjach sprzedaży, których nie było. Po co? Ryzyko związane z zakupami rosło. Pracownik musiałby o nim poinformować przełożonych. Fikcyjna sprzedaż pozwalała mu uniknąć tego obowiązku, bo redukowała ryzyko do zera.

Reklama

A papiery taniały

Pracownik BRE kupował obligacje, starając się "łapać dołki". Wierzył, że cena papierów pójdzie w górę. Było inaczej - spadała. Przyczyniały się do tego spory polityczne i obawy dotyczące stanu finansów publicznych. Wszystkie banki starały się ograniczać straty na rynku instrumentów dłużnych. Tymczasem system BRE - ze względu na fikcyjne transakcje terminowe - wskazywał, że inwestycja w obligacje przynosi zyski. Prawdopodobnie dlatego specjalista awansował na naczelnika wydziału stóp procentowych.

Proceder skończył się w 2004 r. W styczniu i marcu ubiegłego roku naczelnik naprawdę sprzedał papiery dłużne. Strata wyniosła 18 mln zł. Tym razem została ukryta poprzez wprowadzenie do systemu nieprawdziwych informacji o terminowych transakcjach zakupu obligacji o odpowiednio dużej wartości. Tydzień po ostatnim fałszerstwie P.J. przyznał się do winy. Bank poinformował rynek o stratach. Komunikat był jednak enigmatyczny. Mówił o nieprawidłowościach "wynikających z zawinionego i celowego działania pracownika" oraz "szacowanych stratach w wysokości 17,5 mln zł".

Najważniejsza uczciwość

Czy sytuacja może się powtórzyć w innych bankach? Pracownicy dealing roomów nie chcą tego oficjalnie komentować, ani oceniać procedur kontrolnych. - Czynnik ludzki jest najbardziej ryzykowny, bo nie jest do końca przewidywalny. Ta praca wymaga pokory. Z rozmów z pracownikami dealingroomów wynika że istotne w tem pracy jest samodzielność, ścisłe przestrzeganie procedur a przede wszystkim uczciwość - twierdzi Piotr Utrata, rzecznik pracowy ING Bank.

- Niestety, z rozmów z pracownikami naszego dealing roomu wynika jedno. Stworzenie systemu kontroli i procedur, który chroniłby bank przed nieuczciwymi działaniami, jest niemożliwe. Nakładanie zbyt dużych ograniczeń formalnych nie jest wyjściem. Krępuje pracownika, który może stracić zdolność do podejmowania samodzielnych decyzji. Kluczowa sprawa to po prostu uczciwość - twierdzi Piotr Gajdziński, rzecznik prasowy BZ WBK.

Co robią banki, aby ograniczyć ryzyko? - Istotne jest, aby kontrola działań pracownika była dokonywana przez kilka osób. Ważne jest również, aby diler, który realizuje transakcje, nie potwierdzał ich u klienta. Tym powinien zajmować się kto inny. W ten sposób można szybciej wykryć fikcyjne transakcje - mówi jeden z dilerów, zastrzegając anonimowość. - Przekraczanie procedur i limitów jest tak stare, jak bankowość. To są rzeczy wstydliwe, głęboko ukrywane przez banki - twierdzi.

BRE zapewnia, że wzmocnił kontrolę. - Pojawiły się nowe rygory. Chodzi o stały, wieloetapowy monitoring transakcji zawieranych na rynku kapitałowym. Zrobiliśmy również profesjonalny audyt - zarówno wewnętrzny, jak i zewnętrzny, w zakresie obowiązujących procedur. Chcieliśmy wykluczyć tego typu negatywne zjawiska w przyszłości - konkluduje Paweł Wróbel z BRE Banku. Szczegółów nie podaje.

BRE był ubezpieczony w Hestii na wypadek ryzyka bankowego i przestępstw komputerowych. Teraz domaga się pieniędzy. Negocjacje trwają. Jeśli się nie powiodą, sprawa może trafić do sądu.

Operacjami P.J. zajęła się prokuratura. W sporządzonym kilka dni temu akcie oskarżenia mowa o wyrządzeniu bankowi szkód wielkich rozmiarów. Grozi za to do 10 lat pozbawienia wolności.

Nick Leeson zaszkodził Baringsowi

Najsłynniejszym przestępcą finansowym jest Nick Leeson, makler giełdowy. W 1995 r. doprowadził do bankructwa jedną z największych i najstarszych brytyjskich instytucji - Barings Bank, w którym oszczędności trzymała także brytyjska królowa. Na jego nieuczciwych operacjach giełdowych bank stracił 850 mln funtów.

Michał Śliwiński

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: bank | BRE Bank SA | 18+ | +18 | akt oskarżenia | obligacje | fikcyjne | oskarżeni | ryzyko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »