Giełda: Co do portfela?

I co tu kupić? A co sprzedać? - głowią się inwestorzy, "rozpieszczeni" lub skuszeni na parkiet trzema latami hossy. Warto by - marząc o zarabianiu na giełdzie - pamiętali o podstawowych zasadach rozważnego inwestowania, w tym także o sposobach zmniejszania ryzyka inwestycyjnego, tego, co dzieje się i co może wydarzyć się w światowej gospodarce.

I o tym, że - mimo przejściowych kaprysów wywołanych przypływem lub odpływem dużych kapitałów - w ostatecznym rozrachunku, w dłuższym terminie, co okaże się dobrą, a co złą inwestycją w następnych latach, zdecyduje stan gospodarki - zarówno globalnej, jak i polskiej. Dlatego myśląc o portfelu na rok 2006 i lata następne warto mieć przynajmniej ogólną świadomość.

Kondycję światowej gospodarki u progu roku 2006 można ogólnie określić mianem dobrej, choć widać oznaki pewnego spowolnienia. Trzeba liczyć się z tym, że imponujące nadal konsekwencją tempo wzrostu gospodarczego w USA (rzędu ok. 3 - 4% rocznie!) może jednak ulec pewnemu wyhamowaniu. Z kolei umiarkowane przyspieszenie cherlawego tempa rozwoju gospodarki oczekiwane jest w strefie euro. Sygnały ożywienia widoczne były w Japonii. Dalsza umiarkowana poprawa spodziewana jest w gospodarce polskiej (o ile politycy nie wywrócą wszystkiego do góry nogami!). Z tymi wszystkimi trendami liczą się analitycy myśląc o roku 2006.

Reklama

Na rynku lepiej niż w gospodarce

Zarówno ostatnie trzy lata, jak i jedenaście miesięcy roku 2005, były okresami świetnymi dla rynków akcji i obligacji. Inwestorzy mogli zarobić dzięki istotnym wzrostom kursów papierów w Europie, Japonii i na tzw. nowych rynkach (w tym - w Polsce). Działo się to w czasie, gdy poszczególne główne "silniki" światowej gospodarki pracowały nierówno. Na szczęście, imponujący konsekwencją wzrost notowała największa na świecie gospodarka amerykańska (rozwój w tempie ponad 3 % rocznie już od kilku lat), choć przez większość roku amerykański rynek akcji zachowywał się słabiej od europejskiego (co wynikało z obaw m.in. przed skutkami konsekwentnego podnoszenia krótkoterminowych stóp procentowych Fed).

Tymczasem wciąż praktycznie na krawędzi stagnacji pozostawała gospodarka strefy euro (wzrost PKB w ślamazarnym tempie ledwie nieco ponad jednego procenta rocznie), choć i z niej nadchodzić zaczęły bardziej optymistyczne sygnały. Po piętnastu latach powodowanego m.in. błędnym kołem deflacyjnym zastoju porcja krzepiących informacji nadeszła z Japonii, w przeszłości - drugiego, obok USA, koła zamachowego globalnej gospodarki. Spektakularnie szybko rozwijała się coraz bardziej ekspansywna gospodarka chińska. Wpływ tego gospodarczego galopu na inne gospodarki jest jednak niejednoznaczny - co prawda rośnie popyt generowany przez chiński rynek (o czym świadczą zamówienia np. na amerykańskie samoloty dla chińskich linii lotniczych), ale zdecydowanie bardziej widoczny i odczuwany bardzo boleśnie jest zalew rynków całego świata przez wszelkiego rodzaju produkty "made in China".

Popularnością wśród inwestorów globalnych cieszyły się także tzw. nowe rynki (rynki "wschodzące" - emerging markets), do których często zaliczana jest i Polska. U nas, po widocznym spowolnieniu w pierwszym półroczu, z kwartału na kwartał rosło tempo wzrostu gospodarczego. Mimo obaw o efekty relatywnie mocnego złotego, stosunkowo dobrze trzymał się polski eksport, ale kiepsko było z inwestycjami i popytem wewnętrznym. Mimo rozczarowujących danych makro, inwestorzy na polskim rynku akcji i obligacji mogli zarobić wręcz zdumiewająco dużo pieniędzy.

Politycy i ropa czyli ryzyko

Na to, co będzie się działo w gospodarce światowej i na rynkach finansowych w roku 2006, istotny (ale, na szczęście, niewyłączny!) wpływ może mieć oczywiście także polityka. Zobaczymy wówczas efekty niedawnych wydarzeń w tej sferze. Zwycięstwo wyborcze premiera Koizumi umocniło wiarę inwestorów w reformy w Japonii. Jesienią 2005 r. mieszane reakcje przyniosły zmiany polityczne w Niemczech, kluczowych dla gospodarki europejskiej. Zmieniła się także diametralnie sytuacja na polskiej scenie politycznej. W USA z kolei wydarzeniem o znaczeniu i politycznym, i gospodarczym było mianowanie następcy Alana Greenspana - prezes Ben Bernanke przejmie już wkrótce stery Fed. Jeśli dodamy do tego gwałtowne zamieszki we Francji i ciągnący się pat decyzyjny w Unii Europejskiej (sprawa budżetu!), to widać, iż - czy tego chcemy czy nie - politycy będą mieli wpływ na gospodarkę. A od reakcji rynków na ich działania zależeć z kolei będzie stan portfeli inwestorów.

Na przeszkodzie realizacji pozytywnego dla świata (i dla inwestorów na rynku akcji) scenariusza może stanąć ewentualny powrót panicznych wzrostów cen na rynku ropy naftowej, niepokoje społeczne i zamieszki na tle socjalnym (vide: Francja) czy - czasem nieco zapominane - zagrożenie atakami terrorystycznymi na większą skalę. Ogromnym czynnikiem ryzyka, mimo pewnego uspokojenia jesienią 2005 r., pozostają jednak ceny ropy naftowej, utrzymujące się przez większość roku na relatywnie wysokim historycznie poziomie. Niedawna stabilizacja cen na wyraźnie niższych od rekordowych poziomach to jeszcze za mało, by mówić, że problemu nie ma. Stąd rynek ropy jest cały czas bacznie obserwowany przez analityków i zarządzających portfelami.

W górę stopy

Rok 2006 to także oczekiwana przez część analityków perspektywa wzrostu nominalnych stóp procentowych na świecie, przy kontrolowanym dzięki temu, choć dotychczas rosnącym, poziomie inflacji. Szczególnie spektakularnie sprawa wygląda w przypadku USA. Poważna i wciąż zwiększająca się różnica w poziomie stóp procentowych w USA i strefie euro (2 grudnia- 4.00 % wobec 2.25 %) sprzyjała wzmacnianiu dolara, ale jednocześnie dopingowała bankowców centralnych do podnoszenia stóp w Europie. W trzeciej dekadzie listopada sporo zamieszania na rynku wywołały seria niejasnych zapowiedzi sugerujących nawet szybsze niż oczekiwano podwyższenie stóp przez EBC (już w grudniu). I tak się stało. 1 grudnia EBC, po raz pierwszy od pięciu lat, podwyższył stopy procentowe - poziom głównej stopy wzrósł z 2,00 do 2,25 %.

Analitycy spodziewają się, że Fed, także pod nowym przewodnictwem, kontynuował będzie trwający od czerwca 2004 cykl podwyżek stóp. Kolejne z serii decyzja w tej sprawie oczekiwana była w grudniu. W efekcie, w 2006 roku mogą one sięgnąć poziomu ok. 4,75% lub - jak oceniali niedawno niektórzy analitycy - nawet i 5%. Mimo podwyżki stóp przez EBC, pozostają one - nominalnie - wyraźnie niższe od amerykańskich. Obserwując dysparytet (różnicę poziomów) stóp nie wolno zapominać o różnicy w tempie inflacji w obu gospodarkach. Mierzona poziomem cen konsumpcyjnych (CPI) inflacja w strefie euro, mimo pewnych inklinacji wzrostowych, pozostawała na poziomie wyraźnie niższym niż w USA (np. w październiku - 2,5% wobec 4,3%).

Wzrost nominalnych krótkoterminowych stóp procentowych amerykańskiego banku centralnego oraz spodziewany wzrost rynkowych stóp (rentowności) papierów długoterminowych, to przesłanka do rozważenia ewentualności i potencjalnych skutków wyhamowania popytu na niesłychanie ważnym dla Amerykanów rynku nieruchomości w USA (co oczywiście wpłynęłoby na wspomniane już dalsze hamowanie tempa wzrostu gospodarczego). Ale hamowanie popytu to także jednocześnie szansa na zmniejszenie i zapobieganie przyszłej presji inflacyjnej, a więc szansa na skuteczną realizację jednego z głównych zadań Fed (zapewnienie stabilności cen). Na razie rosnące nominalnie stopy procentowe nie przeraziły konsumentów w USA - niedawno publikowane wyniki gospodarki amerykańskiej były wręcz znakomite. Warto jednak mieć na uwadze, że podwyżki stóp procentowych banków centralnych mają pośredni i opóźniony w czasie wpływ na stopy rynkowe. Stąd na skutki konsekwentnego zacieśniania polityki monetarnej w USA przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Globalny konkurs piękności

Ale trwająca seria podwyżek stóp w USA ma także inne, ciekawe konsekwencje. Na pewno mają się nad czym głowić ministrowie finansów innych państw, które - tak jak USA - finansują swe długi publiczne przez emisje papierów skarbowych (vide: Polska). Im bardziej atrakcyjne stają się uznawane za relatywnie bardzo bezpieczne amerykańskie papiery skarbowe, tym wyższej premii oczekują inwestorzy (np. banki centralne i komercyjne, fundusze i "gracze" indywidualni) od emitentów innych niż amerykańskie papierów. To zaś stanowi impuls do wzrostu rynkowych stóp procentowych na innych rynkach świata. Zysk, oczekiwany przez inwestora kupującego obligacje innych państw, musi być odpowiednio wyższy - tak by zakup takich papierów miał ekonomiczny sens i rekompensował ponoszone ryzyko.

Rozwój sytuacji w gospodarce światowej i na szerokim rynku finansowym będzie miał oczywisty wpływ na światowe rynki akcji. Podwyższone w roku 2005 (ale także na przestrzeni trzech ostatnich lat) kursy walorów, przy wspomnianym ewentualnym utrzymywaniu się na wysokim poziomie (lub wzrostach) cen ropy naftowej oraz przy wyższych niż choćby w 2005 r. kosztach kredytów sprawiają, iż analitycy liczą się z ograniczeniem możliwości dalszego wzrostu kursów akcji. Jednak dobre wyniki generowane zwłaszcza przez spółki europejskie - mimo słabego otoczenia makroekonomicznego - mogą pomóc w utrzymaniu dobrych długoterminowych perspektyw akcji najlepszych firm. Co nie wyklucza groźby nawet istotnych wahań cen i indeksów.

Inwestować bez emocji

"Ależ zarobili!" - konstatują z niedowierzaniem unikający giełdy ciułacze, z zazdrością patrząc na posiadaczy jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych, którzy parę lat temu zdecydowali się ulokować w ten sposób swoje pieniądze. Trzy lata hossy za nami. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i tym, co zwabia na giełdę nowych inwestorów jest świetna koniunktura i oczekiwania na kontynuację trendu. Budując swój portfel funduszy, emocje trzeba jednak zostawić na boku. Inwestowanie to bowiem jednocześnie i szansa, i ryzyko. Na rynku finansowym za szansę (potencjał) wysokiego zysku płaci się bowiem odpowiednio wysokim ryzykiem. I na odwrót - im mniej ryzyka, tym mniejsze (ale i bardziej pewne) potencjalne korzyści. Tradycyjnie więc za najmniej ryzykowne (ale i najmniej obiecujące) uważa się np. obligacje skarbowe czy lokaty bankowe, a za najbardziej ryzykowne - akcje (np. małych spółek).

Dlatego rozważne inwestowanie to m.in. dbałość o ograniczenie ryzyka. Zdroworozsądkową strategią zmniejszania ryzyka jest tzw. dywersyfikacja, czyli - mówiąc po ludzku - nie lokowanie wszystkich pieniędzy tylko w jednym typie funduszu. Inwestujcie więc Państwo jednocześnie w kilka funduszy, budując tym samym portfel funduszy. Śmiało pytajcie sprzedawców o to, jak dobrać fundusze do portfela, by odpowiadały on Waszym potrzebom i możliwościom. Pieniądzom trzeba dać czas na to, by efektywnie pracowały dla swoich właścicieli.

ŁUKASZ KWIECIEŃ, dyrektor Investment Communicatons, Pioneer Pekao Investment Management SA

UWAGA: Powyższy tekst jest wyrazem osobistych poglądów autora i nie może być inaczej interpretowany.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: EBC | Działo się | politycy | ryzyko | Fed | inwestorzy | analitycy | USA | 'Działo się' | gospodarka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »