Giełda: Rośnie udział zagranicy

Nic tak nie sprzyja zainteresowaniu rynkiem kapitałowym, jak dobra koniunktura. Kiedy rosną indeksy, łatwiej odkrywa się tajemnice kontraktów terminowych, opcji czy praw do akcji.

Nic tak nie sprzyja zainteresowaniu rynkiem kapitałowym, jak dobra koniunktura. Kiedy rosną indeksy, łatwiej odkrywa się tajemnice kontraktów terminowych, opcji czy praw do akcji.

Trwająca od trzech lat hossa rozpaliła wyobraźnię Polaków do tego stopnia, że nie boją się inwestowania coraz większych kapitałów. Wprawdzie udział inwestorów indywidualnych w obrotach akcjami jest mniejszy niż kilka lat temu, ale i tak obracają oni większymi pieniędzmi niż w czasie internetowej hossy sprzed sześciu laty.

Coraz większe pieniądze

W biurach maklerskich nie ma już takiej atmosfery, jaka towarzyszyła debiutom Sokołowa w 1993 roku czy Banku Śląskiego w 1994. Po trzy akcje Śląskiego (tak gigantyczne były redukcje zapisów) ustawiały się kilometrowe kolejki. Teraz nawet debiut Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa - największej ubiegłorocznej prywatyzacji - nie wywoływał takich emocji (podobny klimat jak u zarania giełdy można było wyczuć rok wcześniej, gdy Skarb Państwa sprzedawał udziały w PKO BP). Przed 10-15 laty podczas ofert publicznych w biurach maklerskich kłębiły się tłumy; nawet założenie rachunku wymagało odstania w kolejce kilku godzin. Atmosfera się zmieniła, ale nie ma w tym nic dziwnego - teraz połowa zleceń dokonywanych jest przez internet, a wielu inwestorów odwiedza biuro maklerskie tylko raz - żeby podpisać z nim umowę. Inna niż przed laty jest technika handlu na giełdzie, ale pieniądze, jakie przez nią płyną, są dzisiaj o wiele większe.

Reklama

Chociaż inwestorzy indywidualni nie dominują już na parkiecie, ich udział w obrotach i tak jest wysoki w porównaniu z innymi rynkami. Na giełdzie węgierskiej czy czeskiej nie przekracza 10 proc. W Budapeszcie i Pradze prym wiodą inwestorzy zagraniczni, których udział w obrotach akcjami wynosi około 70 proc. Podobnie jest na giełdach z o wiele dłuższą historią, na przykład w Hiszpanii.

Redukowane zapisy

Na własną rękę działa około 200 tys. inwestorów indywidualnych. De facto Polaków czerpiących zyski z giełdy jest o wiele więcej, gdyż na parkiecie lokują pieniądze fundusze emerytalne i inwestycyjne, a za ich pośrednictwem około 13,5 mln osób. Fundusze dysponują coraz większą gotówką - akcje przyszłych emerytów były warte na koniec ubiegłego roku około 28 mld zł - o 31 proc. więcej niż w 2004 roku. Z kolei za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych Polacy ulokowali w akcjach ponad 20 mld zł.

Inwestorzy zagraniczni przekonali się do rynków wschodzących, w tym także do Polski.

To zasługa nie tylko coraz większych kapitałów płynących do OFE i rosnącej liczby osób inwestujących za pośrednictwem TFI. Wpływ na zwiększające się inwestycje ma przede wszystkim trwająca od trzech lat koniunktura i rosnąca wartość spółek. O ile w 2004 roku kapitalizacja firm notowanych na warszawskim parkiecie wynosiła ponad 214 mld zł, w marcu tego roku sięgnęła 344,7 mld zł. Zainteresowanie inwestycjami na giełdzie jest tak duże, że praktycznie każda nowa oferta akcji sprzedaje się na pniu. W ubiegłym roku bez żadnych problemów znaleźli się chętni na akcje 44 firm, które wyemitowały nowe bądź istniejące już papiery (były wśród nich akcje 35 debiutujących spółek). Podobnie było w 2004 roku, kiedy na giełdzie pojawiło się 36 nowych emitentów. Zainteresowanie debiutantami było tak duże, że w wielu przypadkach zapisy trzeba było zredukować o ponad 90 proc.

Rosną instytucje

Na fali hossy akcje kupują nie tylko inwestorzy indywidualni, ale również instytucjonalni. To oni zdobywają coraz mocniejszą pozycję pod względem udziału w obrotach akcjami. Przez trzy lata - od 1998 do 2000 roku - nie zmieniał się on (wynosił 22 proc., w tym czasie prym wiedli inwestorzy indywidualni, których udział w 2000 roku sięgnął 50 proc.). Od roku 2001 instytucje stopniowo zwiększają swoje zaangażowanie na rynku akcji, by w 2003 roku sięgnąć rekordowego poziomu 39 proc. Ich rosnący wpływ na giełdę to przede wszystkim efekt pojawienia się na rynku otwartych funduszy emerytalnych i rosnącego znaczenia funduszy inwestycyjnych, do których stopniowo przepływają pieniądze z mniej zyskownych lokat bankowych.

Co ciekawe, inwestorzy finansowi coraz intensywniej handlują również kontraktami futures. Jeszcze kilka lat temu omijali je z daleka, gdyż uważali je za instrument zbyt ryzykowny (posługują się nim przede wszystkim inwestorzy indywidualni). Ich perspektywa jednak stopniowo się zmieniała i w ubiegłym roku udział instytucji finansowych w obrotach tymi instrumentami sięgnął 20 proc.

Zagranica rozdaje karty

Rosnąca siła giełdy, a także gwarantowane bezpieczeństwo obrotu (w oczach inwestorów zwiększyło się ono po wejściu Polski do Unii Europejskiej), skłoniło do większych zakupów w Warszawie inwestorów zagranicznych. To oni teraz rozdają karty na polskim rynku akcji. O ile ich udział w obrotach w 2003 roku wynosił 32 proc., rok później wzrósł do 33 proc., a w ubiegłym roku - do 41 proc.

- I będzie coraz większy. Inwestorzy zagraniczni przekonali się do rynków wschodzących, w tym do Polski - mówi Adam Ruciński, prezes Związku Maklerów i Doradców.

W konkurencji z nimi trudno wygrać. Wystarczy, że amerykańskie fundusze akcyjne, które dysponują aktywami sięgającymi kilku bilionów dolarów, ulokują ich ułamek na rynkach państw naszego regionu. Z takimi kapitałami trudno konkurować nawet potężnym funduszom emerytalnych i inwestycyjnym.

Stanisław Koczot

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: fundusze | koniunktura | inwestorzy | dobra koniunktura | giełdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »