Giełdowy dzwon dla Unimy 2000
"Nie wiesz, do którego portu płyniesz, żaden wiatr nie jest dobry" - dzwonek giełdowy z taką sentencją dostał od żony Krzysztof Kniszner. Tuż przed dzisiejszym debiutem.
Gdy w połowie lat 90. Magdalena i Krzysztof Knisznerowie zaczynali w Krakowie sprzedawać aparaty i centralki telefoniczne oraz wymyśli nowoczesną nazwę dla swojej firmy - Unima 2000 - nawet nie wyobrażali sobie, że za kilkanaście lat inwestorzy z całej Polski będą kupować ich akcje. Kupować, by zarobić na GPW na dobrych wynikach ich dziecka - bardzo szybko rosnącego dziecka.
- Dziś nie sprzedajemy i nie instalujemy tylko centralek i telefonów. Usług telefonii IP, systemów wspierających sprzedaż i obsługę klienta opartych na contact i call center - tego dziś potrzebują nasi niegdysiejsi i nowi klienci i my im to dajemy - mówi Krzysztof Kniszner, prezes Unimy 2000, najnowszego debiutanta na stołecznej giełdzie.
Ciekawie z pięciu powodów
Na Unimę 2000 warto zwrócić uwagę przynajmniej z pięciu powodów. Jest nowatorska - to raz. Do końca pierwszego kwartału przyszłego roku Knisznerowie kupią najpewniej dwie inne spółki - to dwa. Kiedy Unima potrzebowała inwestora z kasą, to nie szukała - jak większość innych - venture kapitału, lecz nakłoniła do inwestycji Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska, który prowadzi ich teraz na giełdę - to trzy. Spółka zarządzana przez Knisznerów od roku ma w radzie nadzorczej Jarosława Bauca, byłego ministra finansów, a dziś prezesa Polkomtela - to cztery. A pięć? Założyciele Unimy od 14 lat prowadzą z sukcesami rodzinę i firmę, są ze sobą 24 godziny na dobę - i jeszcze się do siebie uśmiechają.
Zakupy i innowacje
Po co Unimie giełda? Łącznie firma uzyska z niej 14,4 mln zł brutto, z czego około 30 proc. pójdzie na inwestycje w projekt Call Center Transit.
- Zakłada on stworzenie ogólnodostępnego call center w modelu abonamentowym. Umożliwiałby on - szczególnie mniejszym firmom - dostęp do tej usługi. Kupując Transit, nie trzeba tworzyć stacjonarnych centrów ani najmować usługowych call center. Wystarczy, że mamy własnych, dobrze poinformowanych pracowników do obsługi relacji z klientami. Mogą oni odbierać i generować telefony z infolinii każdy w swoim domu lub w siedzibie firmy. Gdziekolwiek klient sobie życzy, tam zainstalujemy mu infrastrukturę techniczną - mówi Krzysztof Sikora, wiceprezes Unimy 2000, jednocześnie dyrektor do spraw operacyjno-technicznych.
Za pieniądze z giełdy Unima 2000 planuje także zakup dwóch innych firm. Chce na to przeznaczyć około 5,5 mln zł.
- Pierwsza spółka, którą zamierzamy przejąć, tworzy bazy danych i dostarcza rozwiązania CRM. Druga uzupełni naszą ofertę rozwiązań call center, przeznaczonych dla średnich firm. Jednym z kluczowych kryteriów selekcji była rentowność - zapewnia Krzysztof Kniszner.
Łącznie przychody dwóch firm, które Unima 2000 planuje przejąć, sięgają około 10 mln zł.
- Po co nam te firmy? Zamierzamy wzbogacić swoją ofertę choćby o systemy oprogramowania, na przykład dla wielodziałowych przedsiębiorstw. Dziś dostarczamy im tylko infrastrukturę teleinformatyczną - mówi Krzysztof Sikora.
Resztę kapitału z giełdy - po zakupie firm i wdrożeniu innowacji pod wspomnianą nazwą Call Center Transit zostanie tego jakieś 25 proc. z ponad 14 mln zł - zarząd chce przeznaczyć na wzmocnienie marketingu Unimy i jej działu handlowego oraz obsługę już zakontraktowanych zleceń.
Tym bardziej że Unima 2000 już współpracuje z kilkoma firmami zagranicznymi. Choćby z brytyjskim WorldStone. Próbuje też na Ukrainie.
Profity i rywalizacja
Giełda to jednak nie tylko pieniądze, ale również prestiż. Magdalena Kniszner na pytanie, dlaczego giełda, odpowiada najpierw "a dlaczego nie". Ale potem od razu dodaje:
- Wejście na giełdę to etap, który każda zdrowa spółka prędzej czy później zaliczy. My postawiliśmy sobie taki cel już kilka lat temu i właśnie go osiągamy. Nie ukrywamy z Krzysztofem, że z obecnością Unimy na warszawskim parkiecie wiążemy spore nadzieje i oczekujemy, że dzięki temu firma będzie bardziej rozpoznawalna na rynku. Będzie budziła większe zaufanie, a dzięki temu pozyskamy największych klientów - mówi wiceprezes Unimy 2000.
Żeby nie być gołosłowną, Magdalena Kniszner opowiada, jaką wygrawerowaną maksymę podarowała ostatnio mężowi.
- To z Seneki: "Nie wiesz, do którego portu płyniesz, żaden wiatr nie jest dobry" - mówi.
Gdzie ta sentencja jest wygrawerowana? Krzysztof Kniszner przynosi dzwonek, przypominający ten giełdowy.
- Z tym wiatrem to też aluzja do tego, że lubimy żeglować - prostuje od razu.
Choć od innej aluzji - tej do giełdy - oczywiście nie ucieka.
- Lubimy z żoną uprawiać różne sporty, jesteśmy bardzo aktywni. Żeglujemy - jak wspomniałem, ja latam na paralotni, jeżdżę na nartach. I uważamy, że jeżeli ktoś nie lubi sportu, nie znajdzie się też raczej w biznesie. Biznes to współzawodnictwo w osiąganiu celów, a giełda to takie jakby ogólnopolskie zawody dla najmocniejszych - mówi Krzysztof Kniszner.
- Mąż jest tradycjonalistą z tymi dyscyplinami. Ja tam lubię bardziej rozrywkowe i młodzieżowe - rolki czy snowboard - dorzuca z przekąsem Magdalena Kniszner.
Między biznesowym małżeństwem nić porozumienia widać na pierwszy rzut oka, choć oboje przyznają, że na początku lekko to im nie było.
- Nie przenosimy już tak często Unimy do domu i domu do Unimy. Mamy wypracowany pewien model współpracy - uśmiecha się Krzysztof Kniszner.
Nie zawsze tak było.
- Początkowo dzieci wiele razy upominały nas przy stole, byśmy w końcu przestali o pracy rozmawiać - wspomina Magdalena Kniszner.
Przenoszenie pracy do domu to jeden z największych problemów spółek rodzinnych na całym świecie. Knisznerowie sobie z tym radzą, co przyszłych inwestorów powinno ucieszyć.
Rafał Kerger