Gorący dzień na rynku walutowym

- Na rynku było bardzo nerwowo. Niektórym graczom wyraźnie puściły nerwy - mówi Artur Wróbel, diler walutowy z Banku Handlowego. - Wczorajsze wydarzenia to kontynuacja trendu, który rozpoczął się w ubiegły czwartek - twierdzi Mariusz Trzpil, diler z banku Pekao.

2,5 procent w cztery dni

Przypomina, że w czwartek po południu euro kosztowało 3,95 zł, a już w piątek spadło poniżej 3,91 zł. Mniej więcej na tym samym poziomie rynek otworzył się w poniedziałek. Ale już około południa kurs wspólnej waluty spadł poniżej 3,9 zł, a na koniec dnia za euro płacono tylko 3,88 zł. - Wczoraj od rana inwestorzy sprzedawali euro. Kurs spadł do 3,8550 zł i na chwilę zatrzymał się. Najniższy poziom od 40 miesięcy rynek potraktował jak nową jakość. Część graczy, którzy obstawiali osłabienie naszej waluty, wykorzystała ten moment, aby zamknąć pozycje i ograniczyć straty. W efekcie kurs euro nieznacznie wzrósł. Ale na rynku zaraz pojawiły się oferty kupna złotego - relacjonuje M. Trzpil. Takie "przepychanki" trwały do późnego popołudnia. Ostatecznie europejski handel zatrzymał się na poziomie ok. 3,87 zł za euro.

Kupuje zagranica

W opinii dilerów, za aprecjacją polskiej waluty stoją zagraniczni inwestorzy, głównie Londyn. - Warszawa obserwuje z bliska, w jakich bólach rodzi się nowa koalicja. A w ocenie Londynu wszystko idzie zgodnie z planem, bo rząd będą tworzyć te partie, które według sondaży miały wygrać wybory - mówi jeden z dilerów. - To samo jest z wyborami prezydenckimi. Londyn cieszy się, bo wygrał Donald Tusk, uważany za prorynkowego polityka. A Warszawa niepokoi się o niewielki dystans między nim a Lechem Kaczyńskim - dodaje. Umocnieniu złotego mogła też pomóc aprecjacja innych walut w naszym regionie, np. czeskiej korony i forinta. Na rynku pojawiała się też sprzyjająca informacja o możliwości wymiany przez Ministerstwo Finansów 1-1,5 mld USD pochodzących z emisji zagranicznych obligacji.

Nerwowe zachowanie krajowych inwestorów najprawdopodobniej wynika stąd, że obecne umocnienie złotego jest dla nich sporym zaskoczeniem. W połowie września wielu ekonomistów bankowych przewidywało, że w razie wygranej PiS w wyborach parlamentarnych kurs euro wzrośnie powyżej 4 zł. Jeśli w ślad za tymi prognozami dilerzy zaczęli sprzedawać naszą walutę, teraz sumują straty.

Złoty jeszcze zdrożeje

Wygląda na to, że marsz złotego w górę jeszcze się nie skończył. - Następny poziom techniczny to 3,8 zł za euro, a później 3,75 zł - mówi A. Wróbel. - Korekta na pewno będzie, ale wcześniej kurs euro może spaść do 3,77 zł, a nawet jeszcze niżej - twierdzi z kolei M. Trzpil.

Katarzyna Siwek

Nasz pieniądz najmocniejszy w regionie

Od początku września nasza waluta zachowuje się mocniej w stosunku do euro i dolara niż inne waluty regionu - węgierski forint czy czeska korona. Kiedy złoty osiąga kolejne wieloletnie maksimum względem euro, to kurs forinta jest blisko poziomu najniższego od czerwca, a korony - od sierpnia.

Jedną z przyczyn słabości forinta są kłopoty finansowe Węgier. Ostatnio tamtejszy rząd podwyższył wysokość deficytu budżetowego na ten rok z 3,6% do 6,1% PKB. Wyższy ma być też deficyt przyszłoroczny (4,7% PKB zamiast 2,9%). Pojawiają się opinie, że Węgry przyjmą euro dopiero w latach 2013-2014.

Złoty jest notowany o prawie 3% wyżej w stosunku do euro niż na początku września. Natomiast w stosunku do dolara znajduje się mniej więcej na tym samym poziomie. Różnice wynikają z tendencji na światowych rynkach, gdzie mocny jest wciąż dolar (od początku września kurs EUR/USD spadł o ponad 3%). Trendy te mogą się utrzymać, jeśli kurs EUR/USD spadnie poniżej lipcowego dołka (ok. 1,19 dolara), wyznaczającego blisko 17-miesięczne minimum.

Tymczasem forint potaniał od początku września względem euro o ponad 2,5% i aż o 6% w stosunku do dolara, natomiast korona straciła na wartości odpowiednio niecały 1% i 4%.

Tomasz Hońdo