Inwestorzy patrzą w przyszłość przez ciemne okulary

Obawy wokół spowolnienia gospodarczego mogącego spowodować recesję wciąż straszą inwestorów giełdowych, którzy wycofują się przede wszystkim z ryzykownych, notowanych na wysokich wskaźnikach ceny do zysków spółkach. Zmieniające się środowisko gospodarcze zmusza inwestorów do ponownego oszacowania wycen. Czy rynki naprawdę powinni się bać?

Słabsze wyniki kwartalne gigantów jak Amazon czy Google rzuciły blady strach na inwestorów. Jednocześnie wyniki Apple czy Microsoftu były lepsze od oczekiwań i nie wskazywały na znacząco słabnący popyt na produkty firm. Coca Cola, Qualcomm czy HP przedstawiły udane raporty.

Możemy zatem zaobserwować, że osłabienie dotyka niektórych spółek, ale wciąż za wcześnie by określić je jako powszechne. Środowisko inflacyjne i negatywny sentyment inwestorów uderza przede wszystkim w firmy z wysokim wskaźnikiem zadłużenia, które nie generują dodatnich przepływów pieniężnych. Recesja na Wall Street wciąż pozostaje spekulacją, jednak rynek obecnie dyskontuje negatywną przyszłość i oczekuje dalszego osłabienia. 

Reklama

Inwestorzy z uwagą przyglądają się Chinom, które zamykają gospodarkę w obawie przed ogniskami pandemii. Cierpi na tym światowy handel, ponieważ Chiny kontynuują zamykanie gospodarki, pogłębiając kryzys w łańcuchach dostaw. Analitycy wskazują, że cierpi na tym chiński sektor nieruchomości, który już w 2021 roku wysyłał alarmujące sygnały. Sprzedaż nieruchomości w 30 największych miastach Chin w kwietniu 2022 roku spadła o 54% w porównaniu do zeszłego roku. Lockdowny sprawiają, że kupno nieruchomości staje się niemożliwe. Spadający popyt na rynku nieruchomości może uderzyć w popyt na materiały przemysłowe i surowce pogłębiając spadki wycen giełdowych spółek. Rosnący Baltic Dry Index wskazuje na wzrost ceny frachtu suchych surowców na 20 najpopularniejszych morskich szlakach, co może oznaczać perspektywę odreagowania dla międzynarodowego handlu. 

Przekaz konferencji RPP był niejednoznaczny. Prezes Glapiński przekazał, że kwoty przyszłych podwyżek stóp procentowych nie są znane i cykl będzie trwał, dopóki kilkoma niższymi odczytami nie zostanie potwierdzony szczyt inflacji. Obecna podwyżka nie oznacza końca zacieśniania polityki pieniężnej, które będzie kontynuowane.

Traci Dow Jones, jednak strata 10 % od szczytów pozostaje wciąż niewielka na tle S&P 500, który stracił prawie 15% i NASDAQ, który stracił ponad 22%. DAX spada z kolei 15% od historycznych maksimów, wyprzedaż przyspieszyła po słabych danych z niemieckiego przemysłu. WIG notowany jest już 30% poniżej szczytów i radzi sobie wyjątkowo słabo.

Eryk Szmyd 

Analityk rynków finansowych XTB

NASDAQ

15 939,21 +327,45 2,10% akt.: 26.04.2024, 16:59
  • Otwarcie 15 810,78
  • Max 15 946,31
  • Min 15 770,72
  • Wartość odniesienia 15 611,76
  • Godziny otwarcia 15:30 - 22:00
Zobacz również: TAIEX BIST100 TA35

Wyprzedaż bez granic

Amerykańskie dziesięciolatki przebiły granicę 3 proc., a niemieckie 1 proc. rentowności. Nasze zbliżyły się do 6,8 proc., czyli pułapu osiągniętego na dwa tygodnie w październiku 2008 r., miesiąc po bankructwie Lehman Brothers.

Jednym z nielicznych argumentów kupujących jest powtarzanie, że obligacje są tanie, co niewątpliwie jest prawdą, jeśli za punkt odniesienia wziąć rentowności sprzed roku. Poza tym wskaźniki techniczne informują o ekstremalnych poziomach wyprzedania rynku, nawet nieco wyższych niż po upadku Lehmana, czyli okresu, w którym słowo obligacja kojarzyło się wyjątkowo negatywnie, a obligacje zabezpieczone brzmiały równie przyjaźnie co obozy koncentracyjne. Ben Bernanke, szef Fedu, zamierzał dopiero przetestować w praktyce swoją koncepcję ilościowego luzowania polityki pieniężnej i faktycznie skup obligacji wtedy (w 2009 r.) pomógł uspokoić sytuację (choć nie od razu).

Niestety, nie można z tego wyprowadzić wniosku, że panika wkrótce ustąpi, a banki centralne raz jeszcze wybawią rynki z kłopotów. Wypatrujemy końca wyprzedaży z osiągnięciem każdego z kolejnych historycznych poziomów, ale rynek nie daje wytchnienia. Rentowności wspinają się dosłownie po ścianie strachu. Obawy sięgają już nie tylko wyników funduszy inwestycyjnych, ale zaczynają się pojawiać pytania o to, czy i jak poszczególne państwa poradzą sobie z wyższymi kosztami zadłużenia. Inflacja wiąże przecież banki centralne i zmusza je do podnoszenia stóp, rządy będą kiedyś musiały zacząć szukać oszczędności, bo koszty obsługi zadłużenia zaczną być mocno odczuwalne w strukturze wydatków budżetowych. Wszystko to wygląda naprawdę źle. A sprzężenie czynników zewnętrznych (wojna, pandemia w Chinach, wzrost cen żywności) składa się na "doskonały sztorm", który wyewoluował z koncepcji Nouriela Roubiniego do własnego, jeszcze bardziej przerażającego kształtu (w 2011 r. Roubini zalecał trzymanie obligacji na czas największych zawirowań).

Fed w centrum uwagi

Kluczem jest jak zawsze zachowanie rynku amerykańskiego. Podwyżka stóp o 50 pkt nie zatrzymała pochodu rentowności, zarazem jednak 3 proc., to wartość z listopada 2018 r., a okolice 3,2-3,3 proc. okazywały się ważną granicą dla rentowności od początku XXI wieku (początkowo jako wsparcie, później jako opór).

Okolice 3 proc. odegrały też swoją rolę w latach 50. ubiegłego wieku, a wcześniej w latach 30. Nie jest bowiem prawdą twierdzenie, że obecna sytuacja jest wyjątkowa. USA zmagały się już z nadmiernym zadłużeniem i rosnącymi kosztami jego obsługi (rentowność 10-latek sięgała 15 proc. cztery dekady temu po wzroście z 4,5 proc. w 1967 r.). Inflacja, choć oznacza wyższe koszty zadłużenia, zarazem skłania dłużników - w tym państwa - do kontroli wydatków i ograniczania zadłużenia, chodzi tylko o to, żeby przejście z minimum do maksimum było rozłożone na kilka lat, a nie miesięcy.

Ekonomiści i analitycy w Polsce wciąż różnią się w ocenie tego, jak wysoko znajdzie się inflacja (najodważniejsi wskazują na ponad 17 proc.) i stopy procentowe. Otuchy zadłużonym dodaje Mateusz Benedyk, były prezes Instytutu Misesa, który uważa, że spadek podaży pieniądza sprowadzi inflację w granice celu NBP szybciej, niż ktokolwiek się dziś tego spodziewa.

Co z naszymi stopami?

W piątek Adam Glapiński, prezes NBP, powiedział jednak, że RPP będzie podnosiła stopy tak długo, aż inflacja się trwale obniży, co trudno wziąć za zapowiedź rychłej zmiany kierunku. Tymczasem WIBOR 6M zbliża się do 6,5 proc., a ma sięgnąć 7,9 proc. (wycena kontraktów FRA). Nawet największe firmy z udziałem skarbu państwa mogą więc płacić 9-proc. kupony.

Emil Szweda, Obligacje.pl

INTERIA.PL/Informacja prasowa
Dowiedz się więcej na temat: inflacja USA | giełdy | inflacja świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »