Inwestowanie - sztuka czy jednak rzemiosło?

Mnogość instrumentów finansowych dostępnych na rynku może przyprawić o ból głowy. Niemal każdy słyszał jednak o przypadkach, w których ktoś z bliższych bądź dalszych znajomych opowiadał o udanych transakcjach na giełdzie, kiedy to w krótkim czasie uzyskał zadowalające albo nawet ponadprzeciętne stopy zwrotu. Czy jednak był to jedynie zbieg okoliczności, efekt "debiutanta" czy może sukces wynikający z merytorycznego przygotowania?

W cyklicznych opracowaniach przygotowywanych przez Narodowy Bank Polski oraz Komisję Nadzoru Finansowego, prezentujących strukturę oszczędności gospodarstw domowych w Polsce, dominujące znaczenie nieprzerwanie mają depozyty bankowe. Ich udział w ogólnej kwocie oszczędności ukształtował się na poziomie ponad 46 proc. Na kolejnych miejscach znalazły się środki zgromadzone w Otwartych Funduszach Emerytalnych - prawie 25 proc. oraz fundusze inwestycyjne i akcje spółek giełdowych - odpowiednio niemal 8 i przeszło 5 proc.

Trudno jednak prognozować, w jakim stopniu niewielki odsetek akcji jest skutkiem braku świadomości inwestycyjnej, a w jakim uwarunkowań społeczno-gospodarczych. Faktem pozostaje jednak to, że z pierwszą przesłanką, czyli świadomością inwestycyjną nie jest u nas najlepiej, na co wskazują wnioski płynące z rozmaitych badań opinii publicznej. Czy jednak wiedza i wieloletnie doświadczenie na rynku giełdowym są konieczne, aby dokonywać zyskownych inwestycji? Czy inwestowania można się nauczyć, tak jak jazdy na rowerze? Jednym z najbardziej znanych przykładów przemawiających za takim pojmowaniem inwestycji jest ten opisany w bestsellerowej książce pt. "Droga Żółwia. Sekretne metody, dzięki którym zwykli ludzie stali się legendarnymi traderami".

Reklama

Bodaj najbardziej śmiały z eksperymentów w dziedzinie inwestycji finansowych polegał na zrekrutowaniu i wyszkoleniu przez dwóch znanych inwestorów giełdowych osób, które bez uprzedniego wieloletniego doświadczenia miały zostać profesjonalnymi traderami. Po dwóch tygodniach szkolenia dla 13 osób w ramach pierwszej próby oraz po tygodniowym treningu dla grupy drugiej, składającej się tym razem z dziesięciu adeptów, każdy z uczestników otrzymał niewielką kwotę rzeczywistych środków pieniężnych na dokonanie inwestycji. Po czterech tygodniach treningu na początku 1984 r. każdemu do zainwestowania została przydzielona kwota od 500 tys. do 2 mln dol. Po czterech latach wypracowana przez nich średnioroczna stopa zwrotu wyniosła ok. 80 proc. w skali roku, chociaż była istotnie zróżnicowana dla poszczególnych osób. Wśród kluczowych cech, które wskazywane były jako pożądane w inwestycjach, były: konsekwencja oraz dyscyplina w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych, czyli te cechy, które każdy inwestor może wykształcić we własnym zakresie.

O tym, że sama wiedza nie uchroni przed podjęciem złej decyzji inwestycyjnej przekonuje z kolei przypadek Funduszu LTCM (Long Term Capital Management), założonego m.in. przez laureatów nagrody Nobla z ekonomii Roberta Mertona i Myrona Scholesa.

Fundusz, który zaliczany był do segmentu hedgingowych w swoich założeniach był postrzegany niemal jako samofinansująca się maszyna do "zasysania" pieniędzy z rynku. W początkowych założeniach opierał się na matematycznym modelu martyngału, czyli rachunku prawdopodobieństwa, który polega na zwielokrotnieniu stawki w przypadku odnotowania przegranej w pojedynczym zdarzeniu. Podstawowe ryzyka polegają jednak na możliwości wystąpienia bankructwa jeszcze przed wystąpieniem wygranej. W kolejnych latach podstawowym rynkiem działalności stał się rynek opcji. Warto przy tym nadmienić, iż oficjalna dźwignia finansowa prezentowana w dokumentach funduszy, wynosiła ok. 28, natomiast z uwzględnieniem portfela instrumentów pochodnych rosła do wartości 300. Wydarzenia z sierpnia 1998 r., kiedy to została przeprowadzona dewaluacja rubla w połączeniu z zawieszeniem realizacji zobowiązań zagranicznych przez Rosję, oznaczało koniec działalności funduszu. Wśród pozostałych czynników, które przyczyniły się do bankructwa, należy zaliczyć nierealne założenie o płynności rynków oraz niedoszacowanie zmienności w modelu wyceny opcji, który wszakże - jak zostało już wcześniej nadmienione - został opracowany przez założycieli funduszu. Nie bez znaczenia była prawdopodobnie również zbytnia pewność siebie zarządzających.

Jeszcze innym przykładem, który może posłużyć do weryfikacji hipotezy o korelacji pomiędzy umiejętnościami, doświadczeniem, zdobytą wiedzą a efektami inwestycji mogą być badania przeprowadzone w przedmiocie efektywności funduszy inwestycyjnych na bardziej rozwiniętych rynkach kapitałowych. Mają one co prawda różny wydźwięk, niemniej większość zdaje się negować założenie, iż możliwe jest osiąganie ponadprzeciętnych stóp zwrotu w długim okresie. Podobne wnioski płyną również z rynku polskiego. Fundusze inwestycyjne - pomimo iż nie generują ponadnormalnych zysków - same w sobie mogą posłużyć jako dobry instrument do budowy portfela inwestycyjnego. Zwłaszcza gdy mówimy o funduszach indeksowanych, mających za zadanie jak najlepiej odzwierciedlić osiągnięty przez nie indeks stopy zwrotu.

Trudno zatem ustosunkować się w jednoznaczny sposób do stwierdzenia, czy inwestowanie jest bardziej sztuką czy rzemiosłem. Niemniej z pewnością wyposażenie w wiedzę nigdy nie będzie bezużyteczne, w związku z czym warto we własnym zakresie udoskonalać posiadane umiejętności. Na nic zdaje się jednak wiedza, jeśli popełniane będą podstawowe błędy z zakresu zarządzania własną pozycją inwestycyjną i ulegnie się emocjom. W nieco uproszczony sposób można zatem początkującym adeptom udzielić kilku wartościowych wskazówek, jakie należałoby uwzględnić w swoich decyzjach inwestycyjnych. Oto one.

Określenie parametrów inwestycyjnych

Niektórzy praktycy inwestycji przykładają dużą wagę do specjalizacji i zalecają, aby krótkoterminowe zarządzanie pozycją dokonywać na jednym, konkretnie określonym rynku. O ile nie zawsze trzeba przestrzegać tego zalecenia, to konieczne jest określenie procentowego maksymalnego zaangażowania i ekspozycji własnego portfela na dany rynek, sektor bądź rodzaj instrumentów finansowych. Jeszcze przed zajęciem pozycji sugerowane jest określenie poziomu, przy którym dokonujemy realizacji zysków, jak również akceptowanej przez nas procentowej straty w transakcji. Nie powinna być ona przy tym zbyt wysoka, gdyż matematyka jest nieubłagana (strata 10 proc. musi zostać skompensowana wzrostem o 11,1 proc. aby pozycja osiągnęła wartość początkową).

Rozkład inwestycji zgodnie z własną funkcją użyteczności i stosunkiem do ryzyka

To, czy inwestujemy w najbardziej popularne instrumenty, jakimi są akcje bądź obligacje, powinno stanowić pochodną naszego stosunku do ryzyka. Jedna podstawowa zasada, którą zawsze należy mieć na uwadze mówi, iż nie ma zysku bez ryzyka, w związku z czym każdy wzrost oczekiwanej stopy zwrotu musi pociągać za sobą wzrost ryzyka jej nieosiągnięcia.

Zapewnienie odpowiedniej dywersyfikacji portfela

Kompensacja strat na jednym rodzaju rynków bądź instrumentów finansowych możliwa jest poprzez zastosowanie odpowiedniej dywersyfikacji.

Nieuleganie emocjom

Dobrym pomysłem na naukę inwestowania wydaje się być również dokonanie transakcji na rachunek rzeczywisty, nawet w przypadku stosunkowo niewielkich kwot. Diametralnie różne jest bowiem postrzeganie inwestowania wirtualnych środków, a sytuacja, w której poprzez zajęcie pozycji inwestycyjnej decyduje się o lokacji uprzednio uzyskanych środków pieniężnych.

Mateusz Hyży, starszy analityk inwestycyjny, Grupa Trinity S.A.

Gazeta Małych i Średnich Przedsiębiorstw
Dowiedz się więcej na temat: rzemiosło | inwestowanie | stopa zwrotu | stopy zwrotu | giełdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »