Komu zależy na upadłości PRInż

Maleje determinacja do ratowania katowickiego holdingu. Niektórzy mówią wprost, że upadłość PRInż byłaby najlepszym rozwiązaniem i nie należy jej odwlekać.

Maleje determinacja do ratowania katowickiego holdingu. Niektórzy mówią wprost, że upadłość PRInż byłaby najlepszym rozwiązaniem i nie należy jej odwlekać.

Nie widać końca kłopotów PRInż. Spółka traci prestiżowe kontrakty, nie jest w stanie realizować następnych, a pracownicy - jak donosi lokalna prasa - nie otrzymują wynagrodzeń i pikietują przed siedzibą firmy.

Najlepsze rozwiązanie - upadłość

Coraz większa liczba wierzycieli uważa, że może odzyskać pieniądze od holdingu jedynie, gdy ten upadnie. - Tylko my, w imieniu naszych klientów, złożyliśmy już pięć wniosków o upadłość - informuje Piotr Drzewiecki, dyrektor handlowy w Pragma Inkaso, zajmującej się zarządzaniem wierzytelnościami. Dodaje, że łączna kwota roszczeń zgłaszanych przez wnioskodawców wynosi około 4 mln zł.

Reklama

Odwlekanie nieuniknionego?

To jednak zaledwie czubek góry lodowej. - Chyba nikt precyzyjnie nie wie, ile wynosi teraz zadłużenie PRInż. Sam zarząd potwierdza, że chodzi co najmniej o 100 mln zł - mówi P. Drzewiecki i dodaje: O kłopotach z płynnością były zarząd PRInż (przed miesiącem zmieniono kierownictwo - przyp. red.) wiedział już na początku roku. Sam nie wystąpił jednak z wnioskiem o upadłość, co niewątpliwie powinien był uczynić. Dlatego złożyliśmy do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez niego. Były zarząd (prezesem był wówczas Jerzy Binder) co prawda wnioskował o upadłość PRInż po tym, jak stało się jasne, że spółka nie trafi do grupy Polimeksu. Sąd dopatrzył się jednak w złożonym dokumencie błędów formalnych i zwrócił wniosek.

Nowy szef firmy Przemysław Wróbel na razie również nie zdecydował się na upadłość. Jak informowaliśmy, liczył, że uda się mu pogodzić akcjonariuszy PRInż i nakłonić ich do dokapitalizowania spółki. Chodzi o kwotę około 50 mln zł. W poniedziałek miał uzyskać stanowisko rady nadzorczej, czy jego pomysł ma rację bytu. Zapowiedział, że w przypadku fiaska rozmów z akcjonariuszami - rozważy złożenie rezygnacji ze stanowiska. Wczoraj, mimo wielokrotnych prób, nie udało nam się z nim skontaktować.

PRK 7: nie znamy właściciela

Wiarę w uratowanie PRInż stracił już Mirosław Miller, prezes PRK 7, firmy z grupy katowickiego holdingu, specjalizującej się w budownictwie kolejowym. - Sytuacja tak się skomplikowała, że właściwie nie wiem, kto jest właścicielem PRK 7. Wierzyciele PRInż zgłaszają nam, że dysponują zastawami na akcjach naszej spółki, należących do PRInż - wskazuje M. Miller. - W interesie PRK 7 najkorzystniejszym rozwiązaniem byłaby upadłość PRInż. To uzdrowiłoby sytuację - twierdzi. W jakim sensie? - W miejsce właściciela PRK 7 wchodzi syndyk, którego celem będzie sprzedaż spółki. W ten sposób rosną szanse na pozyskanie inwestora branżowego dla naszej firmy. PRK 7 interesują się co najmniej cztery poważne podmioty - uzasadnia prezes warszawskiego przedsiębiorstwa.

Krzysztof Woch

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: upadłości | kim | upadłość | firmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »