Lotos nie zaskoczył

Warszawska giełda ze spokojem przyjęła prognozy wyników Grupy Lotos. Jej kurs nawet nieznacznie spadł, co jednak nie odbiegło od zachowania innych spółek paliwowych w regionie, tracących z powodu taniejącej ropy, której ceny były najniższe od 11 tygodni.

Warszawska giełda ze spokojem przyjęła prognozy wyników Grupy Lotos. Jej kurs nawet nieznacznie spadł, co jednak nie odbiegło od zachowania innych spółek paliwowych w regionie, tracących z powodu taniejącej ropy, której ceny były najniższe od 11 tygodni.

Inwestorzy tradycyjnie z dystansem podchodzą do prognoz wyników firm surowcowych. Są one tylko w niewielkim stopniu zależne od spółki, a w dużo większym od ceny baryłki ropy naftowej (Lotos szacuje, że średnio w roku będzie ona kosztowała 70,5 USD) czy kursu dolara (tu szacunki mówią o 3,21 zł, a więc zarząd oczekuje znacznego osłabienia naszej waluty do końca roku).

Prognozy wyników są nieznacznie niższe niż oczekiwali analitycy, ale Lotos ma szanse zrealizować je z nawiązką. Szacunki oznaczają, że marża EBITDA w II półroczu musiałaby spaść do 6,9 proc., z 10,3 proc. w I półroczu. To podejście trochę zbyt pesymistyczne. Na dodatek założenia dotyczące wolumenu przerobu i sprzedaży ropy są wysokie, więc w całym roku zysk netto ma szanse na pokonanie 700 mln zł.

Reklama

Przy takim zysku koncern byłby notowany przy wskaźnikach zbliżonych do Orlenu, którego ostatnio zdecydowanie pokonuje na GPW. Od połowy czerwca, gdy obie spółki zanotowały tegoroczne minimum, kurs Lotosu wzrósł o 34 proc. wobec 20-procentowej zwyżki Orlenu. Stało się to w sytuacji, gdy firmy zaprezentowały bardzo dobre wyniki II kwartału. Skąd więc to zjawisko? Wydaje się, że to raczej skutek słabości PKN niż siły mniejszego konkurenta.

Rynek bez entuzjazmu odebrał przejęcie Możejek, traktując je raczej jako konieczność niż szansę dla Orlenu. Późniejsze kłopoty z dostawą ropy na Litwę także zaważyły na notowaniach płockiej firmy. Inwestorzy pamiętają też, że sektor wydobywczy ciągle pozostaje tylko w planach Orlenu, a przy wysokich cenach ropy giełdy premiują spółki zaangażowane w jej wydobycie. Z drugiej strony, ich wyceny spadają szybciej przy przecenie baryłki, a Lotos na dodatek - jako wyjątek w regionie - nie jest zaangażowany w petrochemię.

Niepokoją też protesty związkowców w Petrobalticu, którego plany eksploatacji nowych złóż ropy na Bałtyku stały się ostatnio powodem zwyżki notowań Lotosu. Dla kursu najlepsze byłoby szybkie wyjaśnienie sytuacji i przejęcie przez koncern pełnej kontroli nad Petrobaltikiem (niestety, najwięcej do powiedzenia będzie miał tu resort skarbu) i to nawet jeśli potwierdzą się rewelacje związkowców, podające w wątpliwość zawartość bałtyckich złóż.

Jeśli na nasz rynek powrócą zagraniczni inwestorzy, a cena ropy - zgodnie z większością prognoz - spadnie, Orlen może odrobić część strat względem notowań Lotosu. Dla zagranicy zawsze duże znaczenie miała płynność płockich akcji (wartość papierów Orlenu w wolnym obrocie jest ponad sześciokrotnie wyższa niż Lotosu). Bardziej łaskawi dla większego z rywali są też analitycy. Z 12 zebranych przez Reutera rekomendacji dla Orlenu trzy zalecają zakup akcji, pięć prognozuje "lepiej niż rynek", a cztery zalecają "trzymaj". Lotos zebrał jedną rekomendację "kupuj", jedną - "lepiej niż rynek", trzy - "trzymaj" i dwie - "gorzej niż rynek". Pesymistów w ocenie perspektyw polskiej branży paliwowej jest zatem niewielu.

Przemek Barankiewicz

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: zaskoczenie | lotos | inwestorzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »