Małe obroty na małych
Warset znacznie przyspieszył zawieranie transakcji na GPW. Po dwóch dniach działania okazuje się, że w żaden sposób nie rozwiązał jednak "wrodzonych" problemów polskiego rynku kapitałowego, takich jak niska płynność wielu notowanych na giełdzie papierów.
Wszyscy zgadzają się w jednym: Warset jest zdecydowanie szybszy i wydajniejszy, a zlecenia realizowane są po kilku sekundach. Na dogłębne oceny trzeba będzie jeszcze poczekać. Oficjalnych komentarzy w sprawie Warsetu odmawiają zarówno maklerzy, jak i inwestorzy.
Pracownicy biur maklerskich nie chcą oficjalnie opowiadać o złych stronach nowego systemu. Przyznają jednak, że istnieją i takie. Główny zarzut to zamieszanie, jakie powstaje w rezultacie wprowadzenia dwóch fixingów dla spółek o mniejszej płynności i jednego fixingu dla spółek najmniej płynnych. Według proszącego o zachowanie anonimowości maklera, korzystniejszym rozwiązaniem byłoby, gdyby fixingi dla niepłynnych papierów odbywały się przed rozpoczęciem notowań ciągłych.
Zamieszanie wprowadziły także nowe zasady realizacji transakcji PKC. Zlecenia te są automatycznie odrzucane przez system giełdowy, jeśli "po drugiej stronie" nie ma na nie odpowiedzi. Powstaje zatem sytuacja, kiedy inwestor składający zlecenie sprzedaży PKC wcale nie ma pewności, że następnej nocy będzie spał spokojnie (jeśli nie skontaktuje się wcześniej ze swoim maklerem i nie upewni, że w istocie nie ma już akcji, których chciał się pozbyć).
Jednym z celów wprowadzenia Warsetu było umożliwienie zwiększenia obrotów na warszawskiej giełdzie. Po dwóch dniach widać jednak dziwną tendencję: obroty (których nie mnoży się tak jak dawniej razy dwa - strona kupująca i sprzedająca) wprawdzie zwiększyły się, ale tylko na wybranych walorach, nazywanych niekiedy żartobliwie "ciężkimi klockami", np. PKN Orlen i Telekomunikacji Polskiej. - Warset stworzył niesamowite możliwości. Jednak nowy system obrotu nie rozwiązuje wrodzonych problemów naszego rynku kapitałowego, czyli np. braku napływu na giełdę nowych emitentów - mówią maklerzy.
Obroty na mniejszych spółkach tymczasem zanikają. Być może ma to związek z faktem, iż inwestorzy na razie bardziej testują i obserwują Warset, niż wykorzystują go do zawierania transakcji. Obrót zamarł nie tylko na wielu spółkach notowanych w systemie fixingów, ale także na kilku papierach notowanych w systemie ciągłym. Wczoraj właściciela zmieniło np. 37 akcji Grajewa (w jednej transakcji) i 43 walory Agrosu (w dwóch transakcjach). Ograniczona płynność znakomicie ułatwia "ustawianie" kursu na zamknięcie. Przykładowo o godz. 15.57 wymieniło się 20 akcji CSS po 30,4 zł. O godz. 16.10 wykonano zlecenie (7 akcji) po cenie 31,5 zł. W związku z tym CSS stracił na zamknięciu "tylko" 7,3%.
Widać także inne ciekawe zjawisko. Tuż po otwarciu notowań obroty są dość duże, aby po dwóch godzinach znacznie spaść. Inwestorzy idą na lunch i z wyjątkiem kontraktów terminowych i kilku wybranych papierów obrót ustaje. Sytuacja ożywia się dopiero pod koniec sesji, kiedy budzą się Stany Zjednoczone.
Coraz bardziej realny wydaje się opisywany kilka tygodni temu przez PARKIET problem zwiększonych opłat z powodu dzielenia zleceń. Już w piątek złożone zlecenie kupna 500 akcji jednego z NFI zrealizowano w... 54 kawałkach. Gdyby KDPW zdecydował się pobierać po 2,9 zł od każdej transakcji, pobrałby aż 156,6 zł (tylko po stronie kupna).
Na wczorajszych notowaniach NFI sytuacja powtarzała się. Pod koniec sesji np. zawierano transakcje przeważnie 2-8 akcjami funduszy. Transakcje te wydają się z pozoru absurdalne. Można jednak przypuszczać, iż nie są tylko "zabawą" maklerów, ale celowym działaniem, mającym na celu wskazanie problemów, jakie wynikną z faktu dzielenia zleceń, kiedy KDPW zacznie w końcu pobierać opłaty (do końca miesiąca KDPW będzie przyglądać się sprawie).
Warset wydłuży dzień pracy biur maklerskich. Dawniej można było przychodzić nawet o 9.45, teraz - ze względu na wydłużenie handlu kontraktami terminowymi - trzeba pojawiać się w pracy już o 8.30. Maklerzy nie skarżą się że będą musieli teraz wcześniej wstawać. Podkreślają jednak, że wydłużenie czasu pracy zwiększa koszty, które zapewne przerzucone zostaną w ostateczności na inwestorów.