Mali inwestorzy wymagają ochrony
Dlaczego małym inwestorom giełdowym należy się szczególne traktowanie? Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że są podstawowym składnikiem dobrze przyrządzonego rynku kapitałowego. To ich decyzje są najbardziej wiarygodną oceną funkcjonowania giełdowych spółek i barometrem kondycji całej gospodarki.
Dlaczego małym inwestorom giełdowym należy się szczególne traktowanie? Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że są podstawowym składnikiem dobrze przyrządzonego rynku kapitałowego. To ich decyzje są najbardziej wiarygodną oceną funkcjonowania giełdowych spółek i barometrem kondycji całej gospodarki.
Nie są publicznością, są właścicielami świadomymi swych praw i obowiązków.
W Polsce jednak jest grupa, która systematycznie topnieje. Przetrzebiły ją lata bessy a także kolejne skandale w spółkach publicznych i biurach maklerskich. Trzyletnia posucha na rynku ofert publicznych, które w latach 90. zwróciły na giełdę uwagę sporej części opinii publicznej, także zebrała swoje żniwo. Nowych spółek na rynku praktycznie nie przybywa, a starszych, najlepiej znanych inwestorom indywidualnym, jest coraz mniej.
Po drugie, mali inwestorzy są największymi przegranymi w konfliktach na rynku publicznym. Tzw. insiderzy, czyli osoby związane ze spółkami giełdowymi, zawsze wiedzą najwięcej i - mimo wszelkich obostrzeń prawnych - potrafią ten atut wykorzystać w praktyce.
Z kolei inwestorzy instytucjonalni mają zarówno kapitał jak i wiedzę. Zatrudniają prawników, którzy potrafią ich skutecznie bronić i egzekwować prawa akcjonariuszy. Krótko mówiąc: im włos z głowy nie spadnie, dopóki nie popełnią rażących błędów. Duzi mogą więcej. Po prostu.
Mali inwestorzy nie mają nikogo i niczego, poza swoimi pieniędzmi. Biura maklerskie koncentrują się na walce o przetrwanie, a nie na podnoszeniu poziomu jakości obsługi. Zaś spółki giełdowe w sporej części (są na szczęście wyjątki) traktują akcjonariuszy indywidualnych jak powietrze. Bardzo często zachowują się jak pracownice uczelnianych dziekanatów, które byłyby zadowolone, gdyby nie obecność tych okropnych studentów. Poziom relacji inwestorskich pozostawia wiele do życzenia.
Dlatego uznaliśmy, że przyszła najwyższa pora, by upomnieć się o przywileje najdrobniejszych. Nie jesteśmy jednak naiwni: święte prawo własności wymaga, by ten, kto ma więcej akcji, miał więcej do powiedzenia. Ale uważamy, że ta pozornie niepodważalna reguła została w polskich firmach giełdowych i instytucjach finansowych poważnie zachwiana. Małym nie trzeba się tłumaczyć z błędnych decyzji, samobójczych strategii, nieuzasadnionych premii i wielomilionowych odpraw.
W naszym cyklu będziemy podpowiadać jakie prawa przysługują inwestorom, szczególnie w przypadkach konfliktowych. Będziemy analizować konkretne przypadki gwałcenia ich praw, zamierzamy rozliczyć ze ułańskich deklaracji kilka zarządów spółek giełdowych. Publicznie będziemy zabiegać o interwencję instytucji nadzorujących rynek.
Liczymy na Państwa opinie i opis Waszych doświadczeń. Czekamy też na pytania, które będziemy przekazywać specjalistom. Chcemy, by łamy "PB" stały się przyjaznym miejscem dla wszystkich, którzy żyją giełdą i żyją z giełdy.
Inwestorzy, musicie pamiętać: macie prawo!
Jarosław Sroka, redaktor naczelny; Michał Kobosko, zastępca redaktora naczelnego