MCI ogranicza wewnętrzne koszty

Rozmowa z Christopherem Jasiakiem, wiceprezesem zarządu.

Rozmowa z Christopherem Jasiakiem, wiceprezesem zarządu.

- Dlaczego MCI zdecydowało się na zatrudnienie Roya Hupperta, który pracował wcześniej w EBOR. Czy to znaczy, że spółka nie radzi sobie ze znajdywaniem inwestorów gotowych do przejmowania projektów prowadzonych przez MCI?

- Wręcz odwrotnie. Każde przedsięwzięcie jest inne. Trudno znaleźć partnera, który byłby optymalny dla wszystkich projektów, które prowadzimy. Jako MCI od początku działaliśmy jako bardzo szczupła organizacja, która jak najwięcej rzeczy stara się outsourcować a nie budować wewnętrzne zasoby. Zewnętrzni doradcy byli nam potrzebni do wynajdywania partnerów do drugiego etapu finansowania naszych spółek. Analiza finansowa pokazała, że na takim etapie rozwoju, na jakim jest MCI, lepiej jest mieć takiego człowieka w organizacji, który będzie odpowiadał za ten zakres działań. Jeśli ma się trzy firmy w portfelu, to można objąć całość działań. Jeśli ma się 10 spółek w portfelu, to nie sposób się skupić na wszystkim.

Reklama



- Obecny kurs MCI jest bardzo niski w porównaniu z wartościami jeszcze sprzed pół roku. Ile te walory będą warte na parkiecie na koniec br?

- Uważam, że w dalszym ciągu te akcje mają duże możliwości wzrostu. Nie chciałbym jednak polemizować, ile mogą być warte na koniec roku. Rynki kapitałowe reagują według własnego prawa. Często robią to zbyt gwałtownie. Z naszej strony staramy się skupić nad operacjami MCI oraz spółek zależnych i podnosić ich wartość poprzez budowanie wartości w tych spółkach. Kurs giełdowy sam sobą się zajmie. Patrząc z punktu widzenia na wartość naszego portfela, to akcje MCI na parkiecie są niedoszacowane.



- Ile ten portfel jest wart obecnie?

- Nie chciałbym tego komentować.



- W momencie oferty publicznej prezes Czechowicz określał wartość portfela MCI przypadającego na koniec roku 2001 r. na jedną akcję na 12 zł. Później mówiło się o 7 zł. Czy ta kwota jest realna?

- Myślę, że przy odrobinie szczęścia i dobrej koniunkturze giełdowej to 7 zł jest cały czas realne. Natomiast z drugiej strony na początku roku, gdy prognozowaliśmy nasze wyniki, to PKB w Polsce miał wzrosnąć o 4 proc. Także spowolnienie gospodarcze w USA miało się zakończyć pod koniec drugiego kwartału. Widzimy jednak, że to nie jest prawda. W związku z tym trudno jest przewidzieć jak będą na to reagować w dalszym ciągu rynki kapitałowe.



- Czyli te 7 zł to jest optymistyczna prognoza?

- Powiedzmy, że tak.



- Które z projektów okazały się niewypałem?

- Rzadko się zdarza, że nowe spółki wypełniają pokładane w nich założenia w 100 proc. Wiadomo, rynki się zmieniają, są nowe uwarunkowania. Biznesplany muszą być korygowane. Nie można określić jeszcze niewypałem żadnej naszej inwestycji. W paru spółkach musieliśmy robić pewne korekty strategii i biznesplanów i powodować, że spółki te będą w krótszym od zakładanych wcześniej terminów dochodowe. Dzięki temu spółki te będą mogły przetrwać ten trudny okres, by w przyszłości móc dynamicznie się rozwijać.



- Biznesplany których spółek musiały być poddane weryfikacjom?

- Myślę, że rynek trochę słabiej przyjął projekt i technologię Expertii. Jesteśmy w dalszym ciągu optymistami jeśli chodzi o perspektywy tej spółki, które niestety będą musiały być realizowane w dalszej przyszłości, ale uważamy, że w dalszym ciągu będzie ona dużo warta w przyszłości.



- Prognozy prezentowane przed pół rokiem mówiły, że ta spółka osiągnie w 2001 roku 5,5 mln zł przychodów ze sprzedaży. Jak wygląda ta wielkość po korekcie?

- Niestety nie odpowiadam w tej chwili bezpośrednio za Expertię dlatego nie mogą udzielić odpowiedzi na to pytanie.



- Pan wspominał o kilku spółkach, a wymienił tylko jedną.

- Expertia była tym projektem, w którym trzeba było zrobić najwięcej. Korekty dotyczyły większości spółek, ale były one uzależnione od potrzeb rynku. Jest to część naszej pracy. Musimy wprowadzać zmiany w miarę szybko, by pozwoliło to spółce na lepsze funkcjonowanie.



- Czy któryś projekt nie wymagał poprawek?

- Mieliśmy załamanie internetowego rynku reklamowego na początku tego roku. Bankier oraz poland.com były mocno uzależnione od tego źródła przychodów. To było nie do przewidzenia w biznesplanie. Musieliśmy jednak na to zareagować i wprowadzić pewne korekty w założeniach, by spółki te mogły czerpać przychody z innych źródeł. Trudno oceniać, że każda korekta strategii jest spowodowana tym, że w spółce się źle dzieje.



- Ale deklaracje, że poland. com będzie trzecim portalem w Polsce były składane trochę na wyrost?

- Pewne perturbacje po drodze spowodowały, że nie udało nam się zrealizować tej strategii, którą zakładaliśmy na początku. Myślę jednak, że Elektrim będzie w stanie ją wypełnić. W dalszym ciągu pomysł stworzenia odpowiednika AOL w Polsce, czyli ISP z Internetem pokazuje, że poland.com jest w stanie zająć bardzo mocną pozycję na tym rynku.



- Projekty w 2002 roku będą finansowane ze środków, które zaczną spływać ze sprzedaży udziałów w dotychczas prowadzonych inwestycjach. Czy te środki będą wystarczające?

- Tak. Na dzień dzisiejszy MCI nie jest w jakikolwiek sposób zagrożone. Nawet gdybyśmy zrealizowali pomysły zakładane na ten rok, wywiązalibyśmy się z naszych zobowiązań w stosunku do już realizowanych pomysłów, to mamy dosyć gotówki, żeby przeżyć przy obecnych kosztach do połowy 2003 roku. Staramy się jednak poszukiwać oszczędności wewnątrz spółki. Obcinamy koszty i rezygnujemy z pewnych rzeczy, by spowodować aby także nasza wewnętrzna struktura była jak najbardziej efektywna. Jeżeli rynek się odbije w czwartym kwartale tego roku, to daje nam możliwości wyjścia z paru inwestycji, które spowodują, że machina się zassie i pozwoli nam to finansować dalsze projekty w wychodzenia z obecnych projektów.



- Czy Pan, będąc udziałowcem MCI, nie jest rozczarowany działaniem Howella, który sprzedając akcje MCI przyczynia się do spadków ich kursu?

- Zgadzam się, że ma to duże przełożenie na zachowanie się naszego kursu. Nie mogę jednak komentować tego, co czyni Howell. Jesteśmy bardzo wdzięczni tej spółce, że pomogła nam wtedy, kiedy było to nam potrzebne. Howell ma jednak swój biznes i podejmuje swoje decyzje inwestycyjne na podstawie własnych potrzeb. Wyprzedawanie akcji MCI należy zatem wiązać z potrzebami Howella, a nie z tym, co się wiąże z MCI.



- Kto kupuje te akcje?

- Rynek.



- A dokładniej?

- Mądrzy inwestorzy, którzy chcą zarobić na tym w przyszłości.



- Pojawiają się pogłoski, że te walory skupują fundusze, które kupowały wcześniej walory MCI płacąc za nie po 10 - 12 zł.

- Nie chcę tego komentować. Trzy miesiące temu prasa donosiła, że jest spółdzielnia wokół MCI. Jeśli taka powstałaby, to dlaczego dzisiaj akcje naszej spółki kosztują poniżej 2,5 zł. Uważam, że są to spekulacje dziennikarzy.



- Jaki wyniki MCI będzie miał na koniec tego roku?

- Prognozujemy dodatni wynik finansowy.



- Jednak spółka nie przedstawia oficjalnych prognoz?

- Nie przedstawiamy ich, gdyż nie jesteśmy podmiotem produkującym szynkę, czy buty. Wtedy można szacować rynek, robić analizy wrażliwości. Badać koniunkturę i prognozować wyniki. W naszym przypadku może się zdarzyć, że nawet w okresie dobrej koniunktury zdecydujemy się nie wychodzić z jakiejś inwestycji, mając dla niej przygotowany inny scenariusz. Wejście i zamknięcie jakiegoś projektu jest uwarunkowane zbyt wieloma czynnikami, które trzeba rozważyć w danym momencie na danym rynku. Na tej podstawie nie można budować planów na dłuższy okres i przygotowywać prognoz na cały rok.



- Dlaczego MCI nie chciał wykorzystać w pełni swojego potencjału i zrezygnował z emisji obligacji by zyskać środki na kolejne inwestycje?

- Doszliśmy do wniosku, że obecne warunki rynkowe i czynią takie emisje zbyt ryzykownymi w dniu dzisiejszym. Nie wykluczam jednak, że w przyszłości wrócimy do tego tematu.



- Rozumiem zatem, że spółka obawiała się o powodzenie takiej emisji?

- Przeprowadzając ofertę publiczna naszych akcji w grudniu ub.r. też rozważaliśmy taką ewentualność. Jest takie powiedzenie. W życiu są pewne tylko dwie rzeczy: podatki i śmierć. To wszystko, co mogę odpowiedzieć na takie pytanie. O rezygnacji z tych planów zadecydowały jednak fakty rynkowe i obecna sytuacja, która powoduje, że te środki tak naprawdę nie byłyby nam teraz potrzebne.



- Jak MCI będzie wyglądał za 5 lat?

- Moim zdaniem MCI będzie nadal liderem w tej niszy, w której działa, ale rozwinie się także na inne rynki środkowoeuropejskie, na których będziemy mogli wykorzystać doświadczenia zdobyte w Polsce, w miejscach, które są rok, dwa, czy trzy lata za naszym krajem. Mam tu na myśli Ukrainę, Bułgarię, Rumunię. Czechy, Węgry wprawdzie wyprzedzają Polskę, ale są to zbyt małe rynki. Choć oczywiście nie wykluczam, że jeśli pojawi się jakiś ciekawy pomysł, to tam nie zainwestujemy.

Prawo i Gospodarka
Dowiedz się więcej na temat: środki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »