Miedź będzie po 20 tys. dol. za tonę?
Miedź drożeje nieprzerwanie od marca 2020 roku. Po wiosennym załamaniu z początków kryzysu nastąpiło odbicie, które trwa do tej pory. Obecnie za tonę czerwonego metalu trzeba już płacić ponad 10,2 tys. dol. Eksperci sugerują jednak, że to nie koniec zwyżek. Spodziewają się, że metal dobije nawet do 20 tys. dol. za tonę, bo na rynku będzie brakować surowca.
Cena miedzi zanurkowała w marcu zeszłego roku, gdy świat opanował kryzys związany z pandemią. Zapotrzebowanie na metal gwałtownie spadło, a w ślad za nim cena. Za tonę miedzi płacono wówczas 4,8 tys. dol. Popyt szybko się odbudował, bo do zakupów przystąpiła Azja, która potrzebowała surowca do produkcji, a dodatkowo - korzystając z niskich cen - uzupełniała zapasy. W efekcie ceny zaczęły odbijać.
Tylko w ubiegłym tygodniu notowania miedzi wzrosły o prawie 11 proc. Obecnie kosztuje ona ponad 10,2 tys. dol. za tonę. Ceny rosną, bo rynki obawiają się przerw w dostawach metali przemysłowych. Miałby do tego doprowadzić kryzys energetyczny. Drożejąca w piorunującym tempie energia zmusza część hut do przerywania działalności, tymczasem zapasy miedzi maleją. Niedawno zanotowały najniższy od 1974 r. poziom - 14,5 tys. ton. To niewiele, biorąc pod uwagę, że zużycie miedzi w przemyśle wynosi ok. 25 mln ton rocznie.
Zdaniem Michaela Widmera, szefa działu surowcowego w Bank of America, w średnim terminie cena miedzi może wzrosnąć do 13 tys. dol. za tonę. Obawia się on, że na świecie zabraknie czerwonego metalu, a niedobory mogą być tak duże, że w 2025 r. tona miedzi może kosztować nawet 20 tys. dol. - Przewidujemy, że niedobory miedzi będą odczuwalne jeszcze w 2022 r. później na dwa lata sytuacja się unormuje, by znów się skomplikować od 2025 r. - ocenia analityk.
Podobnego zdania jest David Neuhauser z funduszu Livermore Partners. Także on zakłada, że za pięć-dziesięć lat cena miedzi może wzrosnąć do 20 tys. dol. za tonę.
UBS podwyższył z kolei prognozę cen miedzi na nadchodzące kwartały z 10 tys. dol. do 12 tys. dol. za tonę.
Wcześniej firmy badawcze spodziewały się nadpodaży miedzi w 2022 roku, ale kryzys energetyczny, z którym mamy obecnie do czynienia, zmienił obraz rynku.
Popyt na surowiec będzie coraz większy ze względu na transformację energetyczną zapowiadaną przez różne kraje na całym świecie. Miedź jako doskonały przewodnik prądu jest wykorzystywana w odnawialnych źródłach energii, w autach elektrycznych, w bateriach, czy przy rozbudowie infrastruktury energetycznej. Jest też szeroko używana m.in. w elektronice, budownictwie i medycynie.
Citigroup ocenia, że w przyszłym roku deficyt na globalnym rynku miedzi może wynieść 521 tys. ton. W miarę postępów zielonej transformacji może się jeszcze bardziej zwiększać.
Tymczasem inwestycje w nowe złoża są kosztowne i długotrwałe. Grupa Rio Tinto ogłosiła niedawno, że opóźni rozruch swojego projektu miedziowego Oyu Tolgoi w Mongolii, wartości 6,75 mld dol., o minimum trzy miesiące z powodu ograniczeń związanych z pandemią koronawirusa. Pierwsza produkcja miedzi z tego projektu nastąpi nie wcześniej niż na początku 2023 r., podczas gdy władze Rio Tinto planowały wcześniej rozpoczęcie produkcji w październiku 2022 r.
Rosnące ceny miedzi zazwyczaj przekładają się bezpośrednio na kurs KGHM. Papiery spółki kosztują 168 zł, podczas gdy jeszcze 6 października ich cena wynosiła 150 zł. W ostatnim czasie BM mBanku obniżyło jednak rekomendację dla spółki z "kupuj" do "trzymaj", a cenę docelową z 245,4 zł do 158,3 zł. Analitycy wskazywali na spadek aktywności gospodarczej w Chinach, który negatywnie przekłada się na import miedzi. Oceniają, że do końca roku koniunktura w Chinach będzie pod presją ze względu na cel, jakim jest ograniczenie śladu węglowego.
Innym ryzykiem, na które zwrócili uwagę, jest widmo niewypłacalności potentata branży nieruchomości, firmy Evergrande, co stanowiłoby zagrożenie dla popytu na metale surowcowe. Podkreślali też, że wyzwaniem dla KGHM będą też rosnące koszty energii elektrycznej i koszty płac.
Monika Borkowska