Morliny mogą zniknąć z giełdy
Hiszpańskie Campofrio Alimentacion, inwestor strategiczny Morlin, bardzo poważnie rozważa możliwość wycofania ostródzkiej spółki z warszawskiej giełdy. Nie wykluczone jest jednak pozostawienie firmy na giełdowym parkiecie i upublicznienie akcji Ostrołęki Ń spółki zależnej.
Campofrio Alimentacion, strategiczny akcjonariusz giełdowej spółki Morliny, zastanawia się, czy warto wycofać mięsnego producenta z warszawskiej giełdy. Inwestor, wspólnie z zarządem ostródzkiej firmy, analizuje czynniki, które przemawiają za pozostawieniem spółki na GPW. Podobnie analizowane są racje skłaniające do wycofania jej z publicznego obrotu.
- Bardzo poważnie dyskutujemy na ten temat z naszym inwestorem. Zastanawiamy się, jakie racje przemawiają, żeby pozostać na giełdzie. Na pewno ma to swój wydźwięk marketingowy, ale z drugiej strony sporo kosztuje. Procedura wyprowadzenia spółki z giełdy nie jest taka prosta - tłumaczy Przemysław Chabowski, prezes zarządu Morlin.
Wyjść, czy wejść
Nie wykluczone jest również jeszcze inne rozwiązanie: Morliny pozostaną na parkiecie, a dodatkowo właściciel wprowadzi do obrotu publicznego akcje fabryki z Ostrołęki - spółki zależnej od Morlin.
- Na razie nie podjęliśmy jeszcze wiążącej decyzji - podkreśla Przemysław Chabowski.
Specjaliści podkreślają, że zamiar wprowadzenia na warszawski parkiet Ostrołęki może okazać się równie kłopotliwy, co wyprowadzenie z niego spółki - matki. W tej chwili koniunktura giełdowa i rynkowa wyraźnie nie sprzyja takim planom. Podobnej sztuki próbował Animex, chcąc upublicznić akcje Mazur. W efekcie musiał zrezygnować z tego planu z powodu braku zainteresowania walorami ełckiej spółki.
Rozczarowany inwestor
Kwestia obecności Morlin na giełdzie nie jest najważniejszym problemem, z którymi boryka się zarząd i rada nadzorcza spółki. Niezwykle trudna sytuacja w branży odbiła się na wynikach przedsiębiorstwa w pierwszym półroczu 2000 roku - odnotowało ono stratę netto na poziomie 0,8 mln zł. Taki wynik rozczarował Campofrio.
- Nasz inwestor żąda przede wszystkim zwrotu z inwestycji. Bardzo niezadowoleni są z tego, co działo się w pierwszym półroczu tego roku. Morliny wykazały w tym okresie stratę księgową. Uzyskane wyniki są dużo poniżej ustalonego budżetu, choć czynniki, które o tym zdecydowały, w 70 proc. były od nas niezależne - mówi Przemysław Chabowski.
Niemal wszystkie zakłady w branży znajdują się w fazie restrukturyzacji. Morliny zaczęły ją 2,5 roku temu. Zarząd spółki podkreśla, że ten proces rozpoczęto od wydatków na wzmocnienie wizerunku firmy, marki i sprzedaży oraz kontroli kanałów dystrybucyjnych. Reszta zmian dotyczy reorganizacji wewnątrz spółki.
- Zatrudnienie dostosujemy do poziomu, który pozwoli na optymalne wykorzystanie możliwości produkcyjnych. Byłbym zadowolony, gdybym miał 1100 pracowników w ostródzkim zakładzie. Jednak nie jest to sprawa do końca rozstrzygnięta. W przyszłości może okazać się, że potrzeba tylko 900 osób. Udało nam się uratować zakład w Ostrołęce, który po ubiegłorocznych kłopotach (12 mln zł straty) zaczął zarabiać pieniądze i stale zwiększa sprzedaż - przekonuje Przemysław Chabowski.
W tej chwili zakład ostródzki zatrudnia 1400 osób, a Ostrołęka 800 pracowników.
Unijne nadzieje
Właściwe zrestrukturyzowanie Morlin ma pomóc w walce o unijne rynki zbytu. Spółka liczy także na pomoc ze strony Campofrio.
Przemysław Chabowski przyznaje, że Hiszpanie kładą bardzo mocny nacisk na polską markę. Morliny są znakiem, który inwestor chce rozwijać nie tylko w Polsce. Hiszpański koncern obecny jest także na rynkach produkcyjnych Francji, Portugalii, Rumunii, Rosji.
- Po wejściu do Unii otworzą się dla nas nowe możliwości. Możemy być konkurencyjni na europejskim rynku, zwłaszcza w wołowinie i wieprzowinie, mniej w drobiu. Morliny są solidnie przygotowane, by rywalizować z lokalnymi producentami w różnych krajach. Unijnym przetwórcom mięsa trudniej będzie wejść na nasz rynek ze względu na specyfikę i przyzwyczajenia polskich konsumentów - przewiduje Przemysław Chabowski.
Jego zdaniem, marka Morliny jest za granicą dobrze postrzegana. Produkowane przez firmę szynki osiągają w Stanach Zjednoczonych o 50 proc. wyższe ceny, niż duńskie.
Opinie analityków
Jacek Lichota, doradca ING BSK AM
Jeżeli brakuje akcji w obrocie giełdowym, to publiczny obrót walorami spółki wydaje się być czystą fikcją. W dodatku Morliny nie potrzebują pozyskiwać kapitału z rynku publicznego, gdyż mają hiszpańskiego udziałowcę, który dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków. Takie spółki jak Morliny, których free float jest minimalny, powinno wycofywać się z giełdy.
Radek Biadoń, analityk BDM PKO
Zamiar wyprowadzenia z giełdy Morlin nie jest dużym zaskoczeniem dla rynku. W tej chwili płynność walorów tej spółki jest naprawdę niewielka. W związku z tym Campofrio Alimentacion, główny akcjonariusz Morlin, niewiele musiałby przeznaczy środków na skupienie pozostałych w obrocie akcji.
Robert Kurowski, analityk AmerBrokers
Utrzymywanie na giełdzie spółek, których free float jest bardzo mały, nie ma sensu. Na takie firmy jak Morliny, w przypadku których w obrocie znajduje się niewiele ponad 1 proc. akcji, inwestorzy giełdowi nie zwracają większej uwagi. Jeśli już to czynią, to sporadycznie i tylko gdy w firmie dzieje się coś szczególnego.