Nie potrafią zarobić więcej

Nasi Czytelnicy skarżą się na słabe wyniki krajowych TFI. ? Jak to jest, że wartość jednostki funduszu akcyjnego rośnie wolniej niż warszawska giełda, a w bessie szybciej spada? ? pytają rozgoryczeni.

Nasi Czytelnicy skarżą się na słabe wyniki krajowych TFI. ? Jak to jest, że wartość jednostki funduszu akcyjnego rośnie wolniej niż warszawska giełda, a w bessie szybciej spada? ? pytają rozgoryczeni.

Nasi rozmówcy argumentują, że przecież funduszami opiekują się specjaliści, którzy powinni wiedzieć, jak zarabiać więcej, niż rosną giełdowe indeksy.

Sprawdziliśmy fundusze akcyjne. I rzeczywiście. Krajowym TFI nie jest łatwo osiągnąć lepszy wynik niż rynkowi. W ostatnich pięciu latach w gronie 16 funduszy tylko dwóm udało się pokonać indeks WIG. Na miano prymusów zasłużyły Arka BZ WBK Akcji (jej klienci zarobili w tym okresie 298 proc.) i subfundusz Commercial Union Polskich Akcji (246 proc.). Dla porównania, od 2003 r. warszawska giełda (WIG) urosła prawie o 216 proc.

Reklama

Okazuje się, że w dłuższej perspektywie fundusze z reguły nie potrafią zarobić więcej niż rynek. Nie jest to jednak tylko specyfika krajowych produktów. Tak dzieje się na całym świecie. Oczywiście zdarzają się wyjątki, które są skutkiem idealnego nosa zarządzających. Zdolni doradcy tak komponują portfel inwestycyjny, żeby było w nim jak najwięcej spółek rosnących szybciej niż indeksy. Nie jest to oczywiście proste. Jeżeli klienci funduszu są w stanie przeboleć zyski tylko niewiele mniejsze niż wzrost rynku, to gorzej, jeśli różnica w zyskach idzie w setki procent. Warto zauważyć, że stopy zwrotu z ostatnich pięciu lat najlepszego i najsłabszego produktu akcyjnego różnią się o niebagatelne 181 proc. Wtedy pozostaje tylko zmiana TFI.

Nie tylko dobór spółek do portfela decyduje o stopie zwrotu funduszy. TFI pobierają co roku tzw. opłatę za zarządzanie (na bieżąco pomniejszają o nią aktywa). W praktyce wygląda to tak, że nawet jeśli fundusz akcyjny zarobi tyle, ile rynek, klient dostanie 4 proc. mniej (tyle wynosi średnia roczna opłata za zarządzanie w krajowych produktach akcyjnych). Dodatkowym utrudnieniem jest to, że zarządzający nie może zainwestować w akcje 100 proc. aktywów. Musi pozostawić margines bezpieczeństwa (5-10 proc. aktywów) w formie płynnej. W razie umorzeń jednostek nie trzeba sprzedawać akcji z automatu. Gdy rynek rośnie udział gotówki w portfelu obniża wynik. Jednak gdy indeksy pikują, gotówka ogranicza straty. Dlatego w czasie bessy zarządzający trzymają w portfelu więcej gotówki niż w czasie hossy.

Praktyka sugeruje, że czasami warto więc kupić przeliczony na złote giełdowy indeks i jechać na wakacje. Odpada wtedy ryzyko, że trafi się na gorszego zarządzającego. Niższe są też koszty. Na rynku są już dostępne certyfikaty indeksowe emitowane przez instytucje finansowe. Rynek wiele sobie jednak obiecuje po funduszach typu Exchange Traded Funds (ETF). Są to produkty, których portfele odwzorowują w 100 proc. dany indeks.

Kupując ETF czy certyfikat indeksowany, trzeba zapłacić prowizje maklerskie (tak jak przy funduszach klasycznych ? opłaty manipulacyjne). Nie występują jednak żadne opłaty za zarządzanie (emitenci rekompensują sobie to dywidendami spółek). Indeksy giełdowe często nie uwzględniają dywidend. Za granicą ETF cieszą się olbrzymią popularnością. W Polsce dopiero zadebiutują, najszybciej za kilka miesięcy. Debiut musi poprzedzić zmiana przepisów.

Więcej w "Pulsie Biznesu"

INTERIA.PL/Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: TFI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »