Niepokorny doradca
Z Krzysztofem Rogalą, byłym rzecznikiem prasowym Orlenu i doradcą ds. medialnych prezesa koncernu, rozmawia Ewa Bałdyga.
Ewa Bałdyga: Od pierwszego listopada jest Pan byłym doradcą zarządu Orlenu. Jak to się stało?
Krzysztof Rogala: Dowiedziałem się o tym 4 listopada, gdy wróciłem z urlopu.
Czym się Pan naraził?
Pan Tomasz Gryżewski, szef zespołu doradców, przyszedł do mnie i kazał mi podpisać jedno, albo drugie pismo. Jedno rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron, a drugie - zwolnienie dyscyplinarne za porzucenie pracy.
A porzucił Pan pracę?
Skąd. Byłem zszokowany takim zarzutem. Przed urlopem zapytałem Monikę Wiśniewską, asystentkę Gryżewskiego, jakie w spółce są procedury wzięcia wolnych dni. Powiedziała, że trzeba e-mailem napisać do swojego szefa prośbę. I to zrobiłem.
Dostał Pan odpowiedź?
Napisałem maila, że proszę o urlop od 15 października do 3 listopada. Dostałem odpowiedź: możesz mieć wolne do 15 listopada. Pobiegłem do Gryżewskiego i zapytałem, z jakiej okazji mam wziąć urlop aż do 15 listopada? Odpowiedział: bo będziesz dwa tygodnie siedział w domu. Nie potrzebujemy cię. Ja na to: chwileczkę, planuję sobie urlopy. Po co będę siedział w domu? Nie zgadzam się na to. To on zapytał się mailem, ile mam jeszcze dni do wykorzystania. W kadrach powiedzieli, że kilkanaście za ubiegły rok, kilkadziesiąt za ten. Tę informację odesłałem. Na tym się skończyło.
Wyjechał Pan na urlop i wrócił w terminie?
Tak. Wróciłem 4 listopada do pracy, ale okazało się, że jestem dyscyplinarnie zwolniony. Zapytałem Gryżewskiego: w jaki sposób porzuciłem pracę? Przecież wyraziłeś zgodę na mój urlop. A on na to: żadnej zgody nie masz.
Ma Pan jakieś dokumenty, które potwierdzałyby tę wersję?
Korespondencja odbywała się między moim laptopem a jego (T. Gryżewskiego - przyp. red.). Ale mój sprzęt został zajęty.
Co to znaczy ,,zajęty???
W czasie mojego urlopu zabrano mój komputer i zablokowano komórkę. Po powrocie spytałem Gryżewskiego, w jakim celu. Powiedział, że musi sprawdzić wszystkie wiadomości, jakie z niego wychodziły. A tam żadnych wiadomości kryminalnych ani tajnych przecież nie ma.
Ale tam jest dowód, że dostał Pan urlop?
Tak. Zresztą zwróciłem się 4 listopada do Gryżewskiego, żeby udostępnił mi kopię korespondencji. Poszedłem do jego asystentki z prośbą o wydruk listów. Ona mi odpowiedziała, że może je pokazać, ale nie może ich wydrukować. Zapytałem: jak to?, przed chwilą Gryżewski pozwolił mi tę korespondencję skopiować. Wróciłem do swojego szefa i mówię: przed sekundą powiedziałeś, że mogę wziąć kopię. On na to: zmieniłem zdanie. Pytam: dlaczego ciągle konfliktujesz? On: nie będę ci dawał papierów, które świadczą przeciw mnie.
A propos papierów, które świadczą przeciw Panu. W mediach ukazał się e-mail, w którym Pan, niejako pośrednio, informuje, że za sprawą fałszywego komunikatu w efekcie którego kurs akcji Orlenu 15 maja poleciał w dół, stoi Zbigniew Wróbel. Czy tak było? Jak to się stało, że e-mail trafił do mediów?
Jak trafił nie wiem. Byłem wtedy w Ameryce Południowej. Napisałem notatkę do wiceprezesa firmy Sławomira Golonki, którego uważałem za swojego przyjaciela. Napisałem mu, że czuję się... Mogę nawet przeczytać...
Proszę.
Drogi Sławku. Przepraszam z góry, że pozwalam sobie na zawracanie Ci głowy, ponieważ nie wiem, co się dzieje. Chcę Cię prosić o dyplomatyczną interwencję. Jestem w sposób rzadko spotykany szykanowany przez Gryżewskiego. Jego zmiana stanowiska wobec mnie jest związana z datą 15 maja i z tą nieszczęsną informacją w PAP-ie. Nie chcę się rozpisywać na ten temat, chcę Cię jedynie poinformować, że za całą aferę odpowiada Gryżewski. To on podyktował mi treść fałszywki, a pierwszy ją sprzedał Krysiak (jeden z doradców prezesa - przyp. red.). Ja, walcząc ze sobą, nie ujawniłem w prokuraturze prawdy, bo tym samym sprawiłbym potworne kłopoty dla Zbyszka (Zbigniewa Wróbla, prezesa Orlenu - przyp. red.).
O co tu chodzi?
Niczego nie skłamałem w prokuraturze, użyłem złego sformułowania. Nie powiedziałem pani prokurator, że fałszywa notatka została podyktowana przez Gryżewskiego, a tylko, że komunikat powstał w trakcie spotkania. Dałem jednak pani prokurator kopię komunikatu, podyktowanego przez niego. Powiedziałem, żeby na tę okoliczność przepytała autora, co ma do powiedzenia. Wiedząc, że moje zeznania przeciekną w prokuraturze, a dziennikarze zaraz zapytają - jaka jest w takim razie rola Wróbla i być może oskarżą prezesa, wolałem, by sam Gryżewski tłumaczył pochodzenie notatki. Stąd to niefortunne sformułowanie o ,,kłopotach" jakie mógłby mieć z tego powodu. Poza tym nie znam roli prezesa Wróbla w tym zamieszaniu. Nigdy nie słyszałem, by prezes jakkolwiek w tym uczestniczył. Dzisiaj, oczywiście jako dziennikarz, stawiam sobie pytanie, jeżeli Gryżewski mi dyktuje, a jest szefem zespołu doradców, to przecież szef zespołu doradców nie może tego robić bez wiedzy prezesa. Ale może to być nieprawda. Nigdy nie oskarżyłem prezesa Wróbla ani nie powiedziałem tego, co się ukazało w prasie. Moja notatka też nie zawiera stwierdzeń obciążających prezesa Wróbla.
Media tak to odebrały.
Napisałem Golonce, że ujawnienie Gryżewskiego może sprawić kłopoty Zbyszkowi, a uważam go za przyjaciela. Poza tym do dziś nie znam jego roli. Nigdy nie powiedziałem, że to prezes Wróbel nakazał zorganizować przeciek do PAP o tym, że Orlenowi nie uda się przejąć Rafinerii Gdańskiej.
Ale Pana kłopoty zaczęły się od feralnego komunikatu?
Tak. Od 15 maja, od posiedzenia zespołu poświęconego SMS-owi, który przesłał prezes Wróbel podobno ze Stanów Zjednoczonych. W trakcie tego spotkania Gryżewski podyktował mi: ,,jak się dowiadujemy ze źródeł, zapadła decyzja o anulowaniu przetargu na sprzedaż Rafinerii Gdańskiej". Następnie miałem opisać historię kontaktów między Rafinerią i Orlenem: "Jednocześnie jest decyzja o przekształceniu Rafinerii Gdańskiej i spółek zależnych w nowy podmiot - Grupę Lotos, dopuszczenia jako inwestora firmy Łukoil z Rosji z 35% i wprowadzeniu 51% akcji tak utworzonej grupy na giełdę. Inwestorem tych operacji ma być Bank Ochrony Środowiska". Tutaj miała była informacja, że za Życiem Warszawy i wywiadem ówczesnej wiceminister skarbu pani Ostrowskiej.
Czy spotkanie zostało zwołane po to, żeby ustalić komunikat?
Nie. Spotkanie było poświęcone SMS-owi, który wysłał Wróbel. Przyznam, że z tego nic nie rozumiałem i nie rozumiem do dziś. W sprawie, Profitu chodziło o to, że coś ma się ukazać o Wróblu i oni chyba chcieli to wstrzymać. Oferowali Axelowi 340 tys. zł, 1,2 mln zł za współpracę, ale nie wiem.
Czyli chodziło o kupienie Profitu za reklamę?
Może. Przyznam, że za bardzo tego nie rozumiałem. Ale właśnie w trakcie tego spotkania Gryżewski podyktował mi tę nieszczęsną notatkę. Powiedział, że będę ją mógł przekazać w momencie, gdy otrzymam na to zielone światło.
Było embargo na tę informację. Złamał Pan umowę embarga?
Po spotkaniu zszedłem do swojego pokoju, dwa piętra niżej. 20-30 sekund. Otwierając drzwi usłyszałem, że dzwoni telefon.
Kto dzwonił?
Radio ZET. Zapytali, czy to prawda, że anulowano przetarg na prywatyzację Rafinerii, a jednocześnie powstanie Grupa Lotos. Czy Łukoil zostanie inwestorem na 35%, a 51% akcji trafi na giełdę? Notowałem te pytania, ale jeszcze ich nie skojarzyłem z podyktowaną notatką. Powiedziałem, że nic na ten temat nie wiem. Szybko zadzwoniłem do kolegi z PAP i pytam, czy jest jakaś depesza na ten temat. Dziennikarz powiedział, że nie ma, ale zdążył zanotować moje pytania i puścił informacje w formie depeszy.
Po tym telefonie zacząłem czytać dokładnie notatkę ze spotkania. Patrzę, a w niej jest to samo, o co pytało Radio ZET. Poleciałem do biura prasowego i zrobiłem potworną awanturę, że nie życzę sobie takiej sytuacji, że mimo embarga na komunikat już mam pytania od dziennikarzy. W biurze prasowym zrobili wielkie oczy. Nic nie wiedzieli.
Co dalej się działo?
Na korytarzu spotkałem Gryżewskiego i Krysiaka. Ten ostatni przyznał, że to on zadzwonił do Radia ZET. Wściekłem się i mówię: jak to zadzwoniłeś? Przecież było embargo. Ale Gryżewski rozradowany machnął ręką i powiedział: ok., nie ma sprawy. Właściwie to jeszcze lepiej.
I to był początek afery.
Tak. Słyszę, że na giełdzie akcje spadają. PAP prostuje komunikat, Nafta Polska prostuje. Z tego, co pamiętam, u nas panowała później cisza. W pewnym momencie dowiaduję się z prasy, że Komisja Papierów Wartościowych kieruje sprawę do prokuratury. Byłem chyba jedynym facetem, który chodził do Gryżewskiego i pytał: co tu się dzieje, w co mnie wpakowaliście?
Co odpowiadał T. Gryżewski?
Mówił, żebym się nie przejmował. Idź na urlop zdrowotny albo okolicznościowy - słyszałem. Zacząłem się sprzeciwiać. Pytałem, czy chce ze mnie zrobić kozła ofiarnego. Gryżewski jednak bardzo chciał się mnie pozbyć. Zabronił kontaktować się z dziennikarzami. Powiedział, że jeżeli ktoś do mnie zadzwoni, mam kierować rozmowy do niego. Mam zakaz kontaktów z mediami.
I Pan przez cały czas nie wie, co się dzieje?
No tak. Przecież na spotkaniu 15 maja nie było żadnej mowy o grze na giełdzie ani naciskach na ministra skarbu. Ale widziałem, że Gryżewski zaczął prowadzić jakąś grę, a ze mnie chce zrobić kozła ofiarnego. Powiedziałem, że mu się to nie uda, bo mam autentyczną notatkę ze spotkania. Na niej pytanie: kim jest ten facet po prawej stronie. Ktoś odpowiedział: nowo zatrudniony doradca. Mam też SMS-a.
Jak zareagował?
Powiedział: wyjeżdżasz do Szwajcarii. Kiedy wróciłem zaprosił mnie do Marriotta. Powiedział, że Wróbel chce, żebym zwolnił się z pracy.
Stał się Pan niepotrzebny?
Nie wiem. Gryżewski obiecał, że da mi pracę w Orlen Deutschland. Nie chciałem się na to zgodzić. Poszedłem do Wróbla. Powtórzyłem rozmowę z Gryżewskim. Pytam: dlaczego pozwalasz na to, by Gryżewski mnie szykanował, zwalniał z pracy? Zbyszek wtedy stwierdził, że rozwiązuje zespół doradców. Chodziło o likwidację mojego stanowiska pracy. Wtedy stwierdziłem, że jestem zaskoczony jego zachowaniem, bo uważałem go za przyjaciela. Staram się w Orlenie dobrze wykonywać obowiązki, biegam po redakcjach, załatwiam co trzeba i raptem jestem niepotrzebny? Zbyszek powiedział, że decyzję uzależnia od Gryżewskiego. Oczywiście było to kłamstwo, ponieważ to Gryżewski wykonuje polecenia Wróbla.
Dlaczego Zbigniew Wróbel nie chciał Pana u siebie więcej widzieć?
Nie wiem. Może dlatego, że Gryżewski odpowiadał za aferę z 15 maja, a ja miałem być kozłem ofiarnym.
Wtedy stał się Pan niebezpieczny dla prezesa?
Myślę, że nie. Nie wiem, jaki był jego udział w manipulacji.
Od 22 lat mieszka Pan w Szwajcarii. Już jako osoba z zewnątrz, jakby oceniłby Pan zarządzanie Orlenem, jedną z największych polskich firm?
Poza dziennikarstwem pracowałem w największych koncernach. Poznałem bardzo prominentne osoby ze świata biznesu, ale takiego stylu pracy jak w Orlenie nie spotkałem. Tu, tak przynajmniej to zaobserwowałem, zarząd nie działa razem. Moim zdaniem bardzo kompetentny jest Janusz Wiśniewski, wiceprezes ds. produkcji, podobnie Jacek Strzelecki, wiceprezes odpowiedzialny za finanse i Andrzej Macenowicz, wiceprezes zajmujący się administracją i kadrami. Nie miałem żadnego problemu w kontaktach z tymi osobami. Zawsze do dyspozycji, zawsze gotowi udzielić informacji i wyjaśnić mediom zawiłe sprawy firmy. Ale jako rzecznikowi prasowemu nigdy nie udało mi się ze Zbyszkiem Wróblem odbyć nawet półgodzinnej rozmowy w sprawach koncernu. Byłem rzecznikiem ponad 10 miesięcy i ani razu nie zostałem zaproszony na posiedzenie zarządu. Byłem blokowany, choć z racji funkcji powinienem wiedzieć wszystko i chronić firmę. Tymczasem nie mogłem być skuteczny, bo dziennikarze wiedzieli o mojej firmie więcej niż ja sam.
Czy jest prawdą, że zarząd Orlenu jest podzielony na dwa, skonfliktowane ze sobą obozy, co uniemożliwia podejmowanie wielu ważnych decyzji, przede wszystkim strategicznych?
Nie mogę być źródłem takiej opinii, gdyż nawet nie bywałem na zarządach. Ale często słyszałem, że pięcioosobowy zarząd składa się z dwójki i trójki.
Kariera zawodowa Krzysztofa Rogali
1971-1981 Komitet ds. Radia i Telewizji
1981-1990 współpracownik Radia Wolna Europa, współpracownik polskiej sekcji BBC i Deutschlandfunk
1991-2002 korespondent Telewizji Polskiej i Polskiego Radia
1 VII 2002-1 XI 2003 rzecznik prasowy Orlenu, doradca ds. mediów.