Ostra wyprzedaż polskiej waluty

Poniedziałek był kolejnym dniem wyprzedaży polskiej waluty. Dilerzy nie wykluczają w najbliższym czasie korekty, która jednak nie będzie znacząca z uwagi na negatywny nastrój na rynku. Ceny obligacji lekko spadły, ale w oczekiwaniu na czwartkową inflację mogą nieco wzrosnąć.

W poniedziałek około 16.30 za euro płacono 3,9200 zł wobec 3,8975 zł rano i w porównaniu do 3,8940 zł w piątek. Dolara wyceniano na 3,0250 zł względem 2,9950 zł rano i 2,9960 zł.

"Ewidentnie poniedziałek był dniem kontynuacji wyprzedaży aktywów złotowych i tym samym wyprzedaży złotego. Zasadniczo brak jest perspektyw do zmiany stóp procentowych w Polsce. Są one na stabilnym poziomie i nie oczekuje się ruchów w górę chyba, że inflacja będzie zaskakująca i tym samym podwyższy oczekiwania na wzrost stóp. Polska przestała być krajem atrakcyjnym. Kraje ze zwiększonym ryzykiem oferują większą rentowność. Dane o bilansie NBP były słabe, ale na rynku odbywa się głównie gra na stopach" - powiedział Jakub Wiraszka, szef dilerów walutowych BRE Banku.

Reklama

NBP podał, że deficyt w obrotach bieżących w grudniu wyniósł 915 mln euro wobec deficytu 531 mln euro w listopadzie i wobec 514 mln euro deficytu oczekiwanego. Dane te wpłynęły lekko negatywnie na rynek złotego. Wpisały się w panujący w poniedziałek negatywny klimat dla polskiej waluty.

Dilerzy nie spodziewają się znacznego umocnienia złotego w najbliższym czasie.

"Trudno się spodziewać znacznego umocnienia złotego, może się zdarzyć zejście np. do 3,90 zł za euro, które będzie odebrane jako korekta piątkowych i poniedziałkowych spadków. Sentyment nie jest jednak zbyt pozytywny" - powiedział Wiraszka.

"Przedział wahań dla euro/złotego to 3,90-3,9550. Obecnie nastroje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Mamy szeroki przedział wahań, nie ma optymizmu na rynku" - dodał.

Na rynku międzybankowym dolar zyskiwał wobec euro z 1,3015 rano do 1,2960 w poniedziałek po 16.00. Pomogło to osłabieniu złotego wobec dolara.

Podobne nastroje jak na złotym, panowały na walutach innych krajów wschodzących.

Spadki obserwowane były także na obligacjach, ale dilerzy zaznaczają, że rynek ten jest w równowadze. Dane o bilansie NBP w grudniu chwilowo negatywnie wpłynęły na ceny polskich papierów, ale była to zmiana niewielka.

Około godz. 16.30 rentowność obligacji dwuletnich (OK1208) wynosiła 4,49 proc. wobec 4,46 proc. rano i 4,48 proc. w piątek. Rentowność papierów pięcioletnich (PS0511) wynosiła 4,94 proc. w porównaniu z 4,93 proc. rano i wobec 4,91 proc., natomiast dochodowość dziesięcioletnich papierów (DS1017) ukształtowała się na poziomie 5,21 proc. wobec 5,20 proc. rano i w porównaniu do 5,19 proc.

"Dzisiaj był ciekawy dzień. Obecnie mamy równowagę na rynku. Jesteśmy na poziomie, na którym jest wielu uczestników skłonnych kupić i sprzedać, spready są wąskie. Rynek potrzebuje sygnału, by wybić się z tego punktu. Według mnie z racji danych o inflacji mamy większą szansę, by ceny poszły do góry. Niższa inflacja, np. 1,6 proc. rdr jak prognozuję - byłyby pozytywną informacją dla obligacji. Nawet jeśli będzie to 1,7 proc. to i tak będzie to wskaźnik niższy niż jeszcze niedawno prognozowano" - powiedział Marek Kaczor, diler rynku długu w PKO BP.

"W oczekiwaniu na inflację ceny będą rosnąć. Rynek będzie dyskontował wcześniej dane o CPI" - dodał. Dane o inflacji w grudniu GUS poda w czwartek. Konsensus rynkowy wynosi 1,7 proc.

Beata Jarząbek

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »