Ropa tanieje
Piątek przyniósł dalszy spadek ceny ropy naftowej. Na londyńskiej giełdzie baryłka kosztowała 39,35 USD, najmniej od czterech miesięcy. Notowaniom nie pomógł rekordowo słaby dolar, który mocno podbijał ceny surowców od połowy 2003 r. do wiosny 2004 r.
Ropa jest teraz tańsza o ponad 15% niż na początku października i ponad jedną piątą w porównaniu z tegorocznym szczytem. W przeliczeniu na euro zniżka ceny jest jeszcze większa, bo przez dwa ostatnie miesiące amerykańska waluta prawie nieustannie traci na wartości. Deprecjacja dolara nie przekłada się również na cenę miedzi, która po czwartkowym spadku o 4% znalazła się na poziomie sprzed dwóch miesięcy. Konsekwentnie podnosi się natomiast cena złota, która jest teraz wyższa o 7% niż na początku października. Jakie są przyczyny takich notowań towarów, co mówią o przyszłej koniunkturze gospodarczej?
Wzrosły zapasy surowca
Spadek ceny ropy w ubiegłym tygodniu był największy od rozpoczęcia inwazji na Irak w marcu 2003 r. Łatwiej go zrozumieć, przypominając powody zwyżki notowań w III kwartale. Stały za nim głównie obawy o przyszłe dostawy surowca w związku z zamachami terrorystycznymi w Iraku, niepewnością wynikającą z bankructwa rosyjskiego Jukosu, zamieszkami w Nigerii, szalejącymi huraganami w Zatoce Meksykańskiej. W tym czasie produkcja nie została ograniczona nawet o jedną baryłkę. Teraz okazuje się, że zapasy ropy zaczynają rosnąć. Dostawy na rynek są coraz większe, a prognozy pogody dla USA, która w okresie zimowym uznawana jest za jeden z najważniejszych czynników kształtujących ceny, korzystne.
W przypadku miedzi sytuacja jest mniej klarowna. Zapasy cały czas się obniżają. Równocześnie utrzymuje się duże zapotrzebowanie ze strony Chin, które zużywają najwięcej miedzi. Świadczy o tym wzrost indeksu obrazującego koszty frachtu (Baltic Dry Index) do rekordowego poziomu. Część specjalistów uznaje przy tym, że ceny w okolicy 3,1 tys. USD za tonę skłaniają inwestorów spekulacyjnych do realizowania zysków.
Tańszy dolar, droższe złoto
Natomiast notowania złota odbijają w największym stopniu deprecjację dolara. Tradycyjnie lokaty w ten kruszec są uznawane za dobrą ochronę przed inflacją. Na razie jednak inwestorzy nie są w stanie wyrobić sobie jednoznacznej opinii na temat zagrożeń z tym związanych. Świadczy o tym sytuacja na rynku obligacji. W Ameryce rentowność od wielu miesięcy waha się w przedziale 3,8-4,8%, natomiast w Europie właśnie sięgnęła najniższego poziomu od połowy 2003 r.
Problem z deficytem
Od połowy ubiegłego roku do wiosny 2004 r. przez większość czasu słaby dolar korzystnie wpływał na ceny towarów. Co więcej, w marcu rosły one nawet wtedy, gdy dolar się umacniał. Obserwowane teraz odwrócenie sytuacji można traktować jako wyraz zaniepokojenia inwestorów przyszłą koniunkturą gospodarczą na świecie, szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Chinach. Narastanie ujemnego bilansu handlowego w USA, co wraz z deficytem budżetowym przyczynia się do wyprzedaży dolara, może zostać zatrzymane albo poprzez dalszą silną deprecjację amerykańskiej waluty (mającą inflacyjne reperkusje i grożące dalszym podnoszeniem kosztów pieniądza przez Fed), albo przez schłodzenie gospodarki, które ograniczyłoby import. Te obawy są obce giełdowym inwestorom, którzy wyprowadzili jeden z najpopularniejszych indeksów giełdy amerykańskiej S&P 500 do poziomu niewidzianego od sierpnia 2001 r. To skłania do wniosku, że któryś z rynków jest w błędzie.