Rynek metali. Zła prognoza dla złota
Złoto jest tańsze niż na początku tego roku. Za uncję płaci się dziś nieco ponad 1800 dolarów. Analitycy banku UBS prognozują, że notowania "żółtego metalu" pod koniec 2021 roku spadną do 1700 dolarów, a w przyszłym roku będą jeszcze niższe. Powodem przeceny mają być: czynniki techniczne, wysoki kurs dolara oraz oczekiwania co do polityki pieniężnej Stanów Zjednoczonych.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy złoto potaniało o kilkanaście procent. W sierpniu 2020 roku jego cena przekraczała 2 tysiące dolarów. Jeszcze na początku tego roku uncja kosztowała 1950 dolarów, a na początku czerwca ponad 1900 dolarów. Dorota Sierakowska z DM BOŚ podkreśla, że niezwykle ważny dla inwestorów będzie jutrzejszy raport z rynku pracy w USA. Jeśli dane będą bardzo dobre, to wzmocnią dolara, a tym samym mogą przyczynić się do dalszej przeceny złota.
Choć popyt na "królewski metal" ostatnio rośnie, to jego cena nie idzie w górę tak dynamicznie, jak zakładali analitycy. Światowa Rada Złota opublikowała dane dotyczące popytu w minionym kwartale oraz całej pierwszej połowie 2021 roku. Wynika z nich, że w skali rok do roku sprzedaż biżuterii wzrosła o 60 proc., a popyt inwestycyjny na sztabki i monety poszedł w górę o 56 proc. Ogólnie rzecz biorąc popyt wyniósł 594 tony, co było najwyższym wynikiem od 2013 roku.
W okresie kwiecień-czerwiec skup złota przez banki centralne także utrzymywał się na wysokim poziomie. Rezerwy kruszcu wzrosły w tym czasie o 200 ton. Jednak w przypadku funduszy ETF napływy netto w wysokości 41 ton w drugim kwartale 2021 roku tylko częściowo zrównoważyły odpływy z poprzedniego kwartału. W pierwszej połowie tego roku odpływy z ETF-ów wyniosły 129 ton - najwięcej od 2014 roku.
Ekonomiści banku UBS stawiają pytanie: dlaczego ceny złota nie rosną, skoro realna rentowność amerykańskich obligacji 10-letnich (nominalna rentowność minus oczekiwania inflacyjne) spadła do rekordowo niskiego poziomu -1,12 proc.? Wymieniają trzy powody takiego stanu rzeczy.
Po pierwsze, czynniki techniczne, a nie fundamentalne, nadmiernie obciążają rentowności obligacji rządowych USA - ostatni ich spadek nie odzwierciedla słabych perspektyw ożywienia gospodarczego. Po drugi, wyrażane przez rynki oczekiwanie co do poważnego umocnienia kursu dolara w przyszłości. Po trzecie, przewidywania, że Fed będzie ograniczał wydatki na początku 2022 roku, wbrew dzisiejszym, gołębim komentarzom przewodniczącego Rezerwy Federalnej Jerome’a Powella. Innymi słowy, amerykański bank centralny w przyszłym roku rozpocznie tzw. tapering - ograniczanie skupu aktywów.
W związku z tym eksperci UBS uważają, że ceny złota nie rosną ponieważ perspektywy dla aktywów ryzykownych są zupełnie inne niż rok temu. Ich zdaniem, do końca roku notowania kruszcu powinny spaść do 1700 dolarów za uncję, a następnie w 2022 roku, wraz z rozpoczęciem taperingu, kontynuować deprecjację.
Problem w tym, że nie wszyscy ekonomiści zgadzają się z powyższym scenariuszem szybkiego zaostrzania polityki monetarnej w Stanach Zjednoczonych i umacniania dolara. Analitycy z ANZ Banku są zdania, że nie istnieją przesłanki, by spodziewać się spadku ceny złota poniżej 1800 dolarów za uncję. Twierdzą nawet, że "kluczowe czynniki gospodarcze w USA przechylają się na korzyść inwestycji w złoto". "Naszym zdaniem ze strony Fed nie ma wystarczająco dużo konkretnych komentarzy na temat taperingu, na które rynek złota jest bardzo wrażliwy. Ton wypowiedzi przedstawicieli Rezerwy Federalnej spowodował spadek rentowności amerykańskich obligacji skarbowych i sprzyjał niewielkim zmianom kursu dolara. To pozostawia miejsce na utrzymanie złota powyżej 1800 dolarów za uncję"- napisano w raporcie ANZ Banku.
Autorzy raportu - zupełnie inaczej niż przedstawiciele UBS - spodziewają się, że jeszcze przez długi czas będą utrzymywać się: rekordowo niska rentowność obligacji USA, słabość dolara, luźna polityka pieniężna prowadzona w skali całego świata i podwyższony skup złota przez banki centralne.
Zwolennicy inwestowania w złoto przypominają, że cena kruszcu jest w tej chwili taka, jak w 2011 roku. Przez te 10 lat banki centralne dodrukowały grube biliony, a tymczasem kurs złota, którego nie da się wydrukować (jego podaż rośnie w tempie 1,5 proc. rocznie) stoi w miejscu. Ta dysproporcja może być punktem wyjścia do aprecjacji szlachetnego metalu.
W dodatku, złoto zawsze było atrakcyjnym aktywem w okresach dominacji negatywnych (ujemnych) stóp procentowych. Warto w tym miejscu przypomnieć lata siedemdziesiątego minionego stulecia, kiedy to kruszec bardzo zyskał na wartości z powodu wyjątkowo łagodnej polityki pieniężnej prowadzonej w Stanach Zjednoczonych. Dopiero podwyższenie stóp procentowych do 20 proc. oraz wzrost realnych stóp do poziomu 8 proc. zatrzymało dewaluację dolara i ograniczyło hossę na rynku złota.
Jacek Brzeski