Skarb w azjatyckich papierach

Gdy spadają ceny akcji, inwestorzy przerzucają się na papiery dłużne. Jeśli wybiorą te emitowane przez kraje azjatyckie, mogą zarobić naprawdę nieźle...

Obligacje są obecnie drogie - zarówno w ujęciu historycznym, jak i w porównaniu z akcjami. Te o długich terminach wykupu nie są teraz rentowne w stopniu zadowalającym inwestorów. Ponieważ Fed będzie zapewne podnosił stopy, obligacje amerykańskie pozostaną nieatrakcyjne, podobnie jak inne papiery - piszą w swych prognozach na rok 2007 analitycy firmy BlackRock Merrill Lynch Investment Managers.

- Na obligacjach można zarobić równie dobrze, jak na akcjach - mówi tymczasem Aleksander Jawień, prezes Investment Fund Managers.
- Ale nie ze względu na ich oprocentowanie czy spadające oficjalne stopy procentowe, lecz na waluty. Na rynkach światowych obserwujemy dzisiaj niespotykaną w latach 80. i 90. XX w. sytuację - na niskim poziomie pozostają zarówno stopy procentowe w krajach rozwiniętych, jak i rozwijających się. W USA wynoszą 5,25 proc., w Eurolandzie 3,61 proc., w Japonii 0,4 procent. Równie niskie są w Chinach - 3,5 proc., w Indiach - 6,63 proc. oraz w Polsce - 4,19 procent. Dobra koniunktura w połączeniu z niskimi stopami oznacza szansę na zarobek - ale przede wszystkim na wzroście kursów wybranych walut.

Reklama

Dziś nie można osiągać ponadprzeciętnych zysków na obligacjach, licząc na spadek stóp procentowych. Dlatego obecnie fundusze obligacji zarabiają głównie na wzroście (do dolara i w mniejszym stopniu do euro) kursów walut krajów, których papiery kupiły. Nabywając obligacje w złotych, fundusz dysponujący dolarami nie spodziewa się więc zysku z oprocentowania czy wzrostu kursu danego papieru. Liczy natomiast na umocnienie się polskiej waluty w stosunku do dolara bądź euro - i stąd czerpie główną część swoich profitów. I to nie po raz pierwszy.

- Na dwóch seriach polskich obligacji Brady'ego - RSTA i PDA - pod koniec lat 90. moi klienci zarobili ponad 30 proc. w dolarach w ciągu roku - wspomina Aleksander Jawień. To, według niego, taki sam przykład inwestycji (w papier kraju rozwijającego się, który zyskiwał przede wszystkim na wzroście wiarygodności), jak obecnie sugerowane rozwiązania.Franklin Templeton zwraca uwagę na to, że zysk będzie wynikał ze wzrostu wartości walut lokalnych dlatego, że są one (szczególnie azjatyckie) ewidentnie niedoszacowane.

W Azji jest zupełnie inaczej niż w krajach Europy Środkowej-Wschodniej, których lokalne waluty uważa się już często za lekko przeszacowane. Tymczasem w przypadku jena, juana czy wona niedoszacowanie sięga blisko 30 procent. Potencjał wzrostu jest więc ogromny. Japonia, Chiny, Korea Południowa mają potężne rezerwy walutowe i wreszcie zaczyna rosnąć w nich konsumpcja. Nawet w Japonii, której mieszkańcy do tej pory głównie oszczędzali. Rosnącą konsumpcję trzeba będzie z czegoś sfinansować. Posłużą temu oszczędności - i właśnie rezerwy walutowe. Ich poziom zacznie się więc obniżać, umacniając lokalne waluty. Rodzi to zatem wyjątkową szansę zainwestowania w obligacje tych krajów, porównywalną z inwestycją w obligacje Brady'ego.

Sygnałem potwierdzającym słuszność takich prognoz jest wzrost stóp zwrotu w obligacje nominowane w walutach lokalnych. Franklin Global Total Return - fundusz papierów dłużnych, lokujący na całym świecie, ale przede wszystkim na rynkach rozwijających się - w ciągu ostatnich trzech lat osiągnął zysk sięgający 29 proc. i w najbliższych latach ma szansę jeszcze bardziej go zdynamizować.

- Teraz właśnie nadszedł czas, w którym - z jednej strony - mamy bardzo wysokie wyceny akcji w naszym regionie, a z drugiej - szansę osiągnięcia podobnego zysku na innych rynkach - podkreśla Aleksander Jawień. Oczywiście, nie ma zarobku bez ryzyka. W tej akurat inwestycji jest nim ryzyko kursowe - i to podwójne. To związane z przejściem ze złotych na dolary ma znaczenie głównie krótkookresowe (w dwu-, trzyletnim horyzoncie inwestycyjnym, przy takich potencjalnych zyskach traci na znaczeniu). Jak podkreśla Aleksander Jawień, jeśli nawet złoty umocni się tak w stosunku do euro, jak i do dolara o 10 proc. (co jest realne) - to i tak w azjatyckie papiery warto zainwestować, ponieważ już w ciągu roku zysk powinien pokryć z nawiązką ewentualne straty. A w ciągu trzech lat osiągnie poziom, przy którym o pierwotnych "10 procentach" nikt nie będzie pamiętać.

Występuje również dość istotne ryzyko kursowe w kraju emitującym obligacje. Na przykład w Korei Południowej ma ono związek z ewidentnym ryzykiem politycznym (niestabilny północny sąsiad). Lecz... kiedy to ryzyko silnie wpływało i na wona, i na rynki finansowe, moment do kupowania południowokoreańskich obligacji był naprawdę świetny. Zagrożenia są zatem duże, ale - jak podkreśla Jawień - tego typu fundusze bardzo dobrze je dywersyfikują. Trzymają w portfelu kilkadziesiąt różnych papierów z niemal takiej samej liczby emitujących je krajów, np. Polski, Turcji, Wielkiej Brytanii, Szwecji, państw Ameryki Południowej. I nawet jeżeli coś się ewentualnie przytrafi Korei czy Japonii, wcale nie musi to wpłynąć na spadek wartości całego portfela.


Przemysław Nowakowski, Departament Rynków Finansowych BRE Banku

Bardziej majętne osoby fizyczne, które chcą czerpać zyski z rozwoju gospodarek tzw. azjatyckich tygrysów, właściwie nie mają innej możliwości, niż inwestować za pośrednictwem funduszy. Franklin Templeton - uznana marka, dobry standing - sprzedaje globalnie lokalne produkty. Ale czy Polacy wiedzą, jaka jest kondycja tamtych rynków i jakie jest ryzyko? Nie ma jeszcze w Polsce specjalistów od rynków azjatyckich, śledzących zachowania tamtejszych walut i obligacji. Mnie byłoby trudno to ocenić i przedstawić prognozy rozwoju, a tym trudniejsze jest to, jeśli chodzi o indywidualnego inwestora. Brak zatem możliwości rozsądnej oceny ryzyka inwestycyjnego na tak odległych rynkach. W przypadku funduszy polskich można zasięgnąć opinii na miejscu - fundusze Templetona mają tu tylko dystrybutorów.

Marcin Bilbin, analityk Pekao SA

Bardzo wiele funduszy amerykańskich wykorzystuje strategię wyjścia z rynku USA i przeniesienia inwestycji w aktywa rynków wschodzących. Napływ środków do globalnych funduszy zwiększa ich apetyt na ryzyko. Ponadto inwestorzy wykorzystują strukturalny problem dolara, związany z nadmiernym deficytem handlowym. Inwestycje na rynkach wschodzących przynosiły więc zyski nie tylko ze względu na stopy zwrotu aktywów, ale i osłabienie waluty amerykańskiej. Duża dywersyfikacja inwestycyjna - portfel obligacji z różnych krajów - ogranicza ryzyko inwestycyjne. Nie można jednak zapominać o "efekcie ospy" występującym na rynkach wschodzących, gdzie korekta na jednym prowadzi do osłabienia innych.

Przemysław Szubański

Manager Magazin
Dowiedz się więcej na temat: fundusze | ryzyko | procent | skarb | papiery | inwestorzy | waluty | obligacje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »