Sprzeciwiamy się zaniżaniu stawek

Wywiad z Janem Dalgiewiczem, prezesem firmy PEKAES S.A.

Wywiad z Janem Dalgiewiczem, prezesem firmy PEKAES S.A.

"Gazeta Prawna": Dlaczego PEKAES zdecydował się wejść na giełdę w tym roku?

Jan Dalgiewicz: Już w 1997 r. władze spółki wraz z głównym akcjonariuszem Skarbem Państwa podjęły decyzję o wejściu na giełdę. W 1998 r. wyemitowano 21 mln 250 tys. sztuk akcji. Posiada je 5 naszych spółek zależnych oraz inni udziałowcy, np. PKP, Warta S.A. oraz 2,5 tys. osób fizycznych. Akcje dopuszczono do obrotu publicznego, ale zarząd GPW nie podjął wówczas decyzji o dopuszczeniu ich do obrotu giełdowego. Akcjonariusze je posiadają, ale nie mają one dotąd płynności. Zwykła przyzwoitość nakazywała coś z tym zrobić. Dlatego m.in. obecny zarząd, powołany na początku 2002 r., postanowił wprowadzić akcje PEKAES S.A. na giełdę. Musieliśmy spełnić wiele warunków, a przede wszystkim mieć przyzwoite wyniki finansowe. Udało się nam je wypracować już w 2002 i 2003 r., po trzech kwartałach br. holding ma przychody 618 mln zł, tj. o 3 proc. ponad plan, a zysk netto 30 mln zł. Dla nas wejście na giełdę to wielkie wydarzenie. Trafiają tam tylko najlepsze firmy.

Reklama

W Polsce jest za dużo firm, które zajmują się transportem międzynarodowym. Występuje niezdrowa konkurencja poprzez nieracjonalne obniżanie stawek przewozowych. Niektórzy przewoźnicy jeżdżą nawet poniżej kosztów.

"Gazeta Prawna": Proszę powiedzieć, co będzie z akcjami wyemitowanymi w 1998 r.?

Jan Dalgiewicz: Akcje wyemitowane pod koniec lat 90. przyniosły pewien zastrzyk kapitału. Potrzebne są pieniądze na dalszy rozwój. Dlatego zarząd, rada nadzorcza oraz WZA powzięły 26 maja br. decyzję, aby wyemitować nową serię akcji (serię K). Objęła ona od 7 do 12 mln sztuk. Akcje te zostały dopuszczone do obrotu giełdowego 22 października br., a zadebiutowały 26 listopada. Mam nadzieję, że ze sprzedaży nowych akcji uzyskamy środki w granicach 120 mln zł. Rada nadzorcza zatwierdziła 19 listopada cenę akcji. Wynosi ona 10,00 zł za sztukę. Ministerstwo Skarbu Państwa zasugerowało dopuszczenie do obrotu także 4 mln 100 tys. akcji wyemitowanych w 1998 r., których cena sprzedaży jest taka sama jak serii K. Łącznie powinno to przynieść ok. 160 mln zł. "Gazeta Prawna": To spore pieniądze. Na co je przeznaczycie?

Jan Dalgiewicz: Pieniądze przeznaczymy na dokapitalizowanie spółki, na jej rozwój. Około 100 mln zł przeznaczymy na zakup nowego taboru. Nie chcemy powiększać floty liczącej ponad 600 zestawów, ale ją unowocześnić. Ciągniki mają swój wiek i trzeba je wymienić na spełniające najnowsze unijne normy techniczne i ekologiczne, zamierzamy też dokupić więcej specjalistycznych naczep itp. Będziemy rozwijać infrastrukturę techniczną, budując wiele obiektów (magazyny, bazy przeładunkowe, stacje paliwowe) na tzw. ścianie wschodniej, gdyż ta granica stała się granicą UE. Zakupimy też i wdrożymy nowoczesne systemy informatyczne. Mamy rozwiązania IT, ale technika błyskawicznie idzie naprzód. Musimy wprowadzać systemy sprawnie zarządzające tym, co robimy i pozwalające lepiej obsługiwać, klientów. Wreszcie chcemy pozyskać mniejsze firmy, które szukają związków z większymi organizacjami. Nie chcemy ich przejmować na siłę, ale dobrowolnie, i inwestować w ich rozwój. Zamierzamy zwrócić się w stronę spedycji i przewozów kolejowych. Znani jesteśmy z obsługi samochodowej, ale paletę naszych usług chcemy poszerzyć. Prowadzimy już stosowne rozmowy i sądzę, że w 2005 r. sfinalizujmy nasze koncepcje.

"Gazeta Prawna": PEKAES przynosi coraz większe zyski. One też pójdą na inwestycje?

Jan Dalgiewicz: Osiągamy zyski i w latach 2002-2004 wydaliśmy ponad 100 mln zł na inwestycje, w tym 70 mln zł na zakup taboru. Ale nasze potrzeby inwestycyjne są większe i sięgają ok. 200 mln zł. Środki uzyskane ze sprzedaży akcji uzupełnimy więc własnym kapitałem. Jako dobry gospodarz przewidzieliśmy to. Zadłużenie grupy PEKAES jest obecnie bliskie zera, co dobrze świadczy o naszej kondycji finansowej.

"Gazeta Prawna": Które spółki są waszą wizytówką?

Jan Dalgiewicz: Mamy dwie spółki w holdingu, które zajmują się transportem, spedycją i logistyką (TSL). Najbardziej znany jest PEKAES Multi-Spedytor, który prowadzi spedycję międzynarodową w przewozach ładunków. Zajmuje się coraz bardziej spedycją lotniczą i morską. Brakuje jedynie branży kolejowej, ale to niebawem uzupełnimy. Spółka również zajmuje się logistyką. Mamy dobrze wyposażone bazy w Szczecinie, Słubicach, Śremie, Czechowicach-Dziedzicach, Trzebnicy i Gdańsku oraz w Błoniu pod Warszawą. One bardzo sprawnie działają, systematycznie je modernizujemy, gdyż chcielibyśmy pozyskać strategicznych klientów, którzy zgłaszają stale zamówienia. Jesteśmy wielką firmą i siłą rzeczy poszukujemy wielkich, stałych kontrahentów. Szczególnie atrakcyjne możliwości oferuje PEKAES Transport Błonie. W tej spółce jest skumulowanych ponad 600 najcięższych pojazdów obsługujących transport międzynarodowy. Są to powszechnie znane na drogach Europy tzw. żółte samochody z naszym logo. 85 proc. usług świadczą na teranie Europy Zachodniej. To pokazuje, jak mocno jesteśmy usadowieni na rynku unijnym, na co składa się 45-letnie doświadczenie. Przedstawicielstwa mamy praktycznie we wszystkich krajach UE oraz w Moskwie. Utrzymujemy stałe kontakty z naszymi wieloletnimi kontrahentami i pracujemy intensywnie nad pozyskaniem nowych klientów. Ostatnio np. przewieźliśmy wyroby producenta brytyjskiego aż nad Bajkał. Zależy nam na obsłudze rynków wschodnich, które są bardzo perspektywiczne. Dlatego chcemy budować bazy przy wschodniej granicy Polski, żeby mieć przyczółki dla rozwoju transportu z Rosją, Ukrainą, Kazachstanem, Uzbekistanem, a w przyszłości także na Bliskim Wschodzie. Przed laty PEKAES był monopolistą w przewozach do Syrii, Kuwejtu, Iraku i Iranu. Liczymy, że po normalizacji sytuacji w Iraku znów tam wrócimy, np. z partnerami z Europy Zachodniej.

"Gazeta Prawna": Jak po rozszerzeniu Unii ocenia pan rynek przewozowy?

Jan Dalgiewicz: Dla nas nic się specjalnie nie zmieniło, gdyż w Europie działamy od wielu lat. Natomiast w Polsce pojawił się problem, którego jeszcze przed rokiem nie było. Od 1 maja br. nastąpił radykalny wzrost konkurencji polsko-polskiej. W Polsce jest za dużo firm, które zajmują się transportem międzynarodowym i za dużo samochodów, które ten transport realizują. Nasz kraj nie dostarcza aż tyle na eksport i nie importuje aż tak wielkiej masy towarowej. Występuje niezdrowa konkurencja poprzez nieracjonalne obniżanie stawek przewozowych. Niektórzy przewoźnicy jeżdżą nawet poniżej kosztów.

Rynek jest zachwiany. Sądzę, że w najbliższym czasie wiele słabych firm albo wycofa się z tego typu działalności, albo upadnie, albo będą łączyć się w większe organizmy, żeby sprostać konkurencji. Zdumiewa fakt, że niektórzy przewoźnicy skredytowane pieniądze inwestują w zakup nowego taboru w celu wzmocnienia nadpodaży transportu samochodowego. To się źle skończy. Przewiduję, że w 2005 r. może upaść nawet 30 proc. firm z branży transportu międzynarodowego. Uczynimy wszystko, żeby nie dotknęło to PEKAESU. Nie godzimy się, żeby stawki przyjmowały karykaturalną postać. Szkodzi to nie tylko całej branży, ale i polskiej gospodarce. Sądzę, że na ten problem powinny również spojrzeć władze państwowe.

Rozmawiał Zbigniew Żukowski

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: transport | Stawek | zakup | bazy | firmy | przewoźnicy | PEKAES SA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »