Windykacyjna hossa
Dotychczas na warszawskiej giełdzie nie zadebiutowała ani jedna firma windykacyjna. Jednak, zdaniem przedstawicieli tej branży, już za kilka lat sytuacja się zmieni, a na stołecznym parkiecie znajdą się wszyscy najważniejsi gracze.
Dziś na GPW notowane są akcje jednej tylko spółki windykacyjnej - gdyńskiego Bestu. Jednak gdy w 1997 roku wchodziła ona na parkiet, była zupełnie inną firmą - nie zajmowała się wierzytelnościami, lecz pośrednictwem kredytowym.
Prawdopodobnie pierwszym windykacyjnym debiutantem na giełdzie będzie Cash Flow z Dąbrowy Górniczej. O planach wejścia na GPW mówi już od połowy ub.r. Cash Flow to "średniak" wśród polskich firm zajmujących się wierzytelnościami i jego wejście do obrotu na GPW przełomu raczej nie spowoduje. Kiedy można się będzie go spodziewać? Przedstawiciele największych firm windykacyjnych są co do tego zgodni, jak mało kiedy. - To kwestia dwóch-trzech lat - mówi Wojciech Andrzejewski, prezes firmy P.R.E.S.C.O. Identyczne terminy wymieniają też Piotr Krupa, szef Kruka, i Krzysztof Matela z EGB Investments. Ich zdaniem, jeszcze w tej dekadzie na GPW notowane będą akcje wszystkich liderów rynku.
Marcin Materna, analityk z Domu Maklerskiego Millennium, dostrzega plusy pojawienia się firm windykacyjnych na warszawskim parkiecie. Podkreśla, że kondycja przedsiębiorstw z tej branży, w przeciwieństwie do innych sektorów, nie musi być zależna od ogólnej koniunktury rynkowej.
- Takie antycykliczne spółki zapewne spotkają się więc z zainteresowaniem inwestorów - wyjaśnia.
- Oczywiście, im więcej firm na giełdzie, tym lepiej dla inwestorów - dodaje Piotr Palenik, analityk z ING Securities.
Zauważa, że niewątpliwym plusem branży windykacyjnej jest to, że notuje ona co roku bardzo wysokie wzrosty obrotów.
- Obawiam się jednak, że za dwa-trzy lata takie wzrosty przejdą już do historii - mówi. - Problem z tego typu firmami polega na tym, że przy dość wysokich obrotach nie mogą się pochwalić zbyt wysoką dynamiką zysku - dodaje.
Zyski firm windykacyjnych nadal pozostają na dość niskim poziomie, a inwestorom zależy właśnie na wzroście zysków, a nie na dynamice obrotów.
- Żeby spółka z sektora finansów cieszyła się zainteresowaniem inwestorów, musi mieć kapitalizację na poziomie co najmniej 200-300 mln zł i kilkadziesiąt mln zł zysku netto - dodaje Piotr Palenik. - Obawiam się, że do tego spółki windykacyjne nie dorosną - konkluduje.
Marcin Materna dodaje, że niebankowe firmy z sektora finansowego są często traktowane przez inwestorów, jak "młodsi i mniej wartościowi bracia banków". - Dlatego np. spółki leasingowe czy faktoringowe notowane są z pewnym dyskontem w stosunku do notowań banków. Myślę, że podobnie może być również z firmami windykacyjnymi - mówi analityk z DM Millennium.
Bartłomiej Mayer