WSiP powinny wejść na giełdę
Resort skarbu po raz trzeci szuka chętnych na akcje Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych. Jan Rurański, prezes spółki, jest przekonany, że najlepszym rozwiązaniem dla firmy jest jej upublicznienie. Ma to pozwolić na oddzielenie spółki od świata polityki.
Czy Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne potrzebują prywatyzacji?
Jan Rurański: Zdecydowanie tak. Firma zarządzana przez kapitał prywatny jest dużo bardziej elastyczna. Nie jest też ograniczona finansowo. W naszym przypadku ograniczenie to sprawia, że nie możemy zdobyć takiej kadry, jaką chcielibyśmy mieć.
PB: W jaki sposób prywatyzacja powinna zostać przeprowadzona? Dwie próby zakończyły się fiaskiem.
J.R.: Najlepszym rozwiązaniem byłoby upublicznienie spółki. Mam nadzieję, że tak się stanie. Poprzednie prywatyzacje zakładały znalezienie jednego inwestora, który musiał wyłożyć sporo gotówki i spełnić wiele innych warunków. To było błędne założenie.
PB: Jak powinna wyglądać struktura właścicielska spółki po prywatyzacji?
J.R.: Skarb Państwa powinien zachować około 30 proc. akcji. Z ugagi na interes społeczny jesteśmy tak ważnym przedsiębiorstwem, że dopóki oświata w Polsce będzie sektorem państwowym, dopóty resort nauki powinien mieć wpływ na największego wydawcę książek edukacyjnych. Nie powinno to jednak spółce krępować rąk i być destruktywne, co się dzisiaj czasami zdarza.
PB: Misja społeczna często kłóci się z efektywnością przedsiębiorstwa...
J.R.: WSiP nie mogą być nastawione tylko na komercję. Mamy ponad 30-proc. udział w rynku książek edukacyjnych. W sytuacji kiedy "wydatki na podręczniki" ciągle są poważną pozycją w domowym budżecie, musimy realizować misję. I to się nie zmieni.
PB: Czy jednak inwestor branżowy zgodzi się na objęcie pakietu mniejszościowego?
J.R.: Problemem WSiP nie jest konieczność pozyskania partnera branżowego, który dostarczy nam technologię. Wydawnictwo taką wiedzę ma. Ma także pieniądze na rozwój. Jedyną barierą jest pewne uzależnienie firmy od kolejnych ekip rządowych, które zawsze będą chciały zmieniać zarządy czy dopasowywać politykę firmy do bieżących potrzeb politycznych. To jest dla nas zagrożenie, a prywatyzacja może je wyeliminować. Jeżeli żaden z inwestorów branżowych nie będzie chciał naszych akcji, sprywatyzujemy się z udziałem partnerów pasywnych. Przede wszystkim chodzi o sposób zarządzania.
PB: Rozpoczęliście prace nad prospektem emisyjnym?
J.R.: Nie. Tymi sprawami zajmie się doradca MSP po analizie ofert od potencjalnych inwestorów.
PB: Kiedy akcje WSiP mogłyby zadebiutować na giełdzie?
J.R.: To zależy od MSP. Nie wykluczam, że pod koniec tego roku albo w pierwszym kwartale przyszłego.
PB: Pokusi się Pan o wycenę przedsiębiorstwa?
J.R.: Znana jest wycena przy sprzedaży, która nie doszła do skutku. Jeśli zadebiutujemy na giełdzie, to spodziewam się ceny wyższej niż chciał zaoferować ostatni inwestor, czyli więcej niż 334 mln zł.
PB: Na giełdę miały trafiać najlepsze przedsiębiorstwa z portfela MSP. Czy WSiP jest taką spółką?
J.R.: Tak. Potwierdzają to nasze wyniki. Mamy dużą nadpłynność finansową i stabilny zysk netto. Chcemy wprowadzić spółkę na giełdę nie po to, aby pozyskiwać kapitał, ale przede wszystkim - i powtórzę to jeszcze raz - zmienić system zarządzania spółką.
PB: Nadpłynność nie jest wielką zaletą WSiP. Spółka powinna te pieniądze zainwestować w rozwój, a nie czerpać korzyści z lokat bankowych.
J.R.: Mamy bogate plany rozwoju działalności. Czekamy jednak na dokończenie prywatyzacji. Chcemy poszerzyć wachlarz wydawanych książek o inne sektory niż edukacyjny, np. poradniczy.
PB: Ile spółka ma wolnych środków? Mówi się, że około 150 mln zł.
J.R.: Zostawmy tę informację dla inwestorów. Na pewno jest to duża kwota.
PB: W 2001 r. WSiP zarobił około 17 mln zł. Przy dysponowaniu dużą kwotą wolnych środków gros zysku to odsetki.
J.R.: Rzeczywiście spora część zysku pochodzi z inwestycji finansowych.
PB: W takiej sytuacji powstaje pytanie, czy z działalności podstawowej spółka generuje zyski?
J.R.: Tak, jesteśmy na plusie także jeśli chodzi o wydawanie książek.
PB: Czy podtrzymuje Pan prognozy poprzedniego zarządu mówiące o wzroście tegorocznego zysku netto i przychodów o 10 proc.?
J.R.: Obawiam się, że nie uda się ich osiągnąć. Na razie za wcześnie, aby o tym mówić. Nie znam wszystkich założeń przyjętego przez poprzednie władze biznes- planu.
PB: Jak Pan ocenia spółki, które starały się lub nadal się starają o przejęcie WSiP? Np. Agorę?
J.R.: Wolałbym inwestora z branży książkowej, ponieważ taki może nam dać powiększenie udziału w rynku. Agora ma jednak zalety. Dysponuje wielkim potencjałem promocyjnym.
PB: Nasza Księgarnia?
J.R.: To nieporozumienie. Mrówka nie może przejąć słonia.
PB: Muza o wiele większa nie jest...
J.R.: Jest trzy razy większa od Naszej Księgarni, jej obrót sięga 30 mln zł. To bardziej sensowny pomysł. Muza ma też inne walory, np. atrakcyjną sieć dystrybucji.
PB: Dlaczego z prywatyzacji wycofały się koncerny zagraniczne?
J.R.: Myślę, że intencją Skarbu Państwa nie była sprzedaż spółki inwestorowi zagranicznemu. Nie bez znaczenia było też uwikłanie spółki w rozmaite koneksje polityczne. Stanowiło to zagrożenie dla czystości transakcji. Sprzedaż polskiemu kapitałowi, nawet rozdrobnionemu, narodowego wydawcy książek edukacyjnych jest bardzo dobrym rozwiązaniem.
PB: Prywatyzacja WSiP budziła dużo emocji. Skąd tyle anonimów, donosów, oskarżeń...
J.R.: W kasie WSiP jest bardzo dużo pieniędzy. Nie trzeba do nas dopłacać.
PB: Jak Pan ocenia rynek wydawniczy?
J.R.: Jest słaby i niestabilny. Sporo jest nakładów nietrafionych, które sprzedawane są poniżej kosztów produkcji. Dochodzi do tego znaczne rozdrobnienie wydawców i wspomniana już zła kondycja dystrybutorów i oczywiście społeczeństwa. Na tym tle najlepiej wypada sektor, w którym my działamy, czyli wydawców książek edukacyjnych.
PB: Czy WSiP będzie chciał przejmować mniejszych wydawców?
J.R.: Po zakończeniu prywatyzacji będziemy szukać różnych sposobów na powiększenie udziału w rynku. Konsolidacja jest nieunikniona.