Wzrosty na giełdach. Czy akcje na GPW są tak tanie, że aż atrakcyjne?
Od połowy października szybko rosną indeksy giełdowe w Nowym Jorku, w Europie Zachodniej i w Warszawie. Pesymiści twierdzą, że to krótkoterminowy rajd na rynku niedźwiedzia, czyli ciągle spadkowym. Optymiści są zdania, że giełdzie amerykańskiej pomagają spekulacje na temat rychłego złagodzenia polityki pieniężnej przez Fed, a giełdzie polskiej niskie wyceny spółek.
- Decydenci z Rezerwy Federalnej są podejrzewani o to, że wkrótce “zdejmą nogę z gazu" i pomogą rynkowi akcji
- Wskaźnik C/Z (cena/zysk) dla całego indeksu WIG wynosi około 8, podczas, gdy wieloletnia średnia to 14. Niska jego wartość może być zachętą do podnoszenia kursów spółek
- Notowaniom na GPW szkodzi polityczne uwikłanie spółek Skarbu Państwa i dominujące na Zachodzie przekonanie, że Polska oddala się od standardów demokracji i państwa prawa
Pod koniec sierpnia w prasie międzynarodowej WIG20 został ogłoszony najgorszym indeksem giełdowym świata w 2022 roku. Potwierdzeniem tej opinii były kolejne spadki wskaźnika trwające do połowy października. Jednak w krótkim czasie od 13 października do dziś główny indeks warszawskiej giełdy dźwignął się z 1337 do 1444 punktów (w środę ok. godziny 11 było to 1467 pkt).
Z technicznego punktu widzenia dla dalszego wzrostu WIG20 kluczowe byłoby przełamanie oporu na poziomie 1450 punktów. Jednak szanse, że wskaźnik szybko odrobi straty poniesione od początku roku nie są raczej duże. W pierwszych dniach stycznia WIG20 - przypomnijmy - osiągał pułap 2300 punktów.
Podobne trendy obserwujemy na Wall Street. Od połowy października Nasdaq wzrósł o ponad tysiąc punktów - z 10 120 do 11 199 punktów (ale na początku roku było to 15 800). Z kolei S&P500 w tym samym czasie pokonał dystans od 3500 do 3859 punktów (rok rozpoczynał z poziomu 4800).
Nastroje na giełdzie w Nowym Jorku poprawiły się z powodu "gołębich" przecieków z amerykańskiego banku centralnego. Fed podniósł stopy procentowe o 75 punktów bazowych na każdym z ostatnich trzech posiedzeń, co jest najbardziej agresywnym tempem zaostrzania polityki pieniężnej od początku lat 80. XX wieku. W listopadzie taka sama podwyżka jest praktycznie pewna, ale już na grudniowym posiedzeniu łagodniejszy ruch w górę (np. o 50 punktów) jest całkiem prawdopodobny.
Prezes Fed z St. Louis James Bullard i prezes Fed z San Francisco Mary Daly oświadczyli w tych dniach, że już podczas listopadowego spotkania oczekują dyskusji, jak wysoko podnieść stopy procentowe i kiedy zmniejszyć tempo podwyżek. Być może wkrótce dowiemy się, że decydenci z Rezerwy Federalnej “zdejmują nogę z gazu".
Nie jest wykluczone, że wielu członków Fed skłania się do całkowitego zaprzestania podnoszenia stóp na początku przyszłego roku. Będą chcieli sprawdzić, jak dotychczasowe podwyżki wpłynęły na gospodarkę, aby zmniejszyć ryzyko wywołania niepotrzebnie ostrego spowolnienia.
Już w czasie ostatnich wakacji rynki akcji rosły w nadziei, że Fed jesienią zdecyduje się na wyhamowanie tempa podwyżek stóp. Jednak prezes Rezerwy Federalnej, Jerome Powell rozwiał oczekiwania inwestorów podczas sierpniowego wystąpienia na sympozjum w Jackson Hole. Jednoznacznie stwierdził, że dla banku centralnego najważniejsza jest walka z inflacją.
W tej chwili sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana i Fed stoi w obliczu globalnego kryzysu wywołanego między innymi zbyt dużą aprecjacją dolara. - Nadszedł czas, aby rozpocząć planowanie kroku wstecz - powiedziała prezes Fed z San Francisco, Mary Daly.
Argumentem przemawiającym na rzecz polskich spółek jest wskaźnik C/Z (cena/zysk). Dla całego indeksu WIG wynosi on około 8, podczas, gdy wieloletnia średnia to 14. Niska wartość wskaźnika jest, przynajmniej teoretycznie, zachętą do podniesienia kursów spółek zbyt nisko wycenionych. W uproszczeniu można uznać, że C/Z pokazuje, w ile lat zwróciłaby się inwestycja w akcje, gdyby spółka z roku na rok osiągała taki sam zysk. Im niższa wartość wskaźnika, tym krócej trzeba czekać na zwrot z inwestycji.
Atrakcyjne C/Z to jednak za mało, by snuć pozytywne prognozy dla WIG20. Od wielu lat naszym rynkiem rządzi bowiem niepokojąca reguła. W okresach gdy na świecie giełdy tracą, to mamy także spadki na GPW. Jednak, gdy na czołowych rynkach świata notowane są wzrosty, to w Warszawie dominuje trend boczny.
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. W ostatnich miesiącach na plan pierwszy wysuwa się "przyfrontowość" Polski. Wojna rozpętana przez Rosję za naszą granicą zniechęciła wielu inwestorów do lokowania pieniędzy w Europy Środkowo-Wschodniej. Z tego samego powodu mamy też wysokie rentowności obligacji plasowanych na rynku na przykład przez rząd polski, czeski i węgierski, a także deprecjację złotego i forinta.
W skali wielu ostatnich lat na niekorzyść warszawskiej giełdy działa niejasny status polskich spółek Skarbu Państwa. Firmy z udziałem SP będące podmiotami giełdowymi dla rządu są przede wszystkim instrumentami, przy pomocy których realizowane są cele polityczne. Racjonalność ekonomiczna notowanych na GPW wielu firm energetycznych, paliwowych i banków jest na dalszym planie, co jest bardzo złą wiadomością dla potencjalnych inwestorów.
Naszemu rynkowi nie pomaga także spór polskiego rządu z Komisją Europejską o praworządność. Zachód jest przekonany, że Polska oddala się od standardów demokracji i państwa prawa. Ofiarą sporu są dziesiątki miliardów euro z funduszy unijnych, a to z kolei uderza w stabilność GPW i złotego.
Jacek Brzeski
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami