Za wcześnie na duży optymizm

W kolejny giełdowy tydzień wkraczamy wiedząc, że nasz rynek wykazuje na tle parkietów zagranicznych sporą siłę. Jest ona tym bardziej widoczna, że WIG dotarł do silnego oporu w postaci 38,2-proc. zniesienia fali spadkowej, jaka zaczęła się w lutym tego roku i trwała do połowy lipca.

W kolejny giełdowy tydzień wkraczamy wiedząc, że nasz rynek wykazuje na tle parkietów zagranicznych sporą siłę. Jest ona tym bardziej widoczna, że WIG dotarł do silnego oporu w postaci 38,2-proc. zniesienia fali spadkowej, jaka zaczęła się w lutym tego roku i trwała do połowy lipca.

W podobnej sytuacji jest amerykański S&P 500, który za opór ma marcowy dołek. Jednak w tym przypadku bariera znacznie silnej oddziałuje i spycha notowania w dół. Sytuacja jest o tyle trudna, że nie mamy jeszcze ostatecznego sygnału zakończenia odbicia, ale jednocześnie nie ma powodów, by poprawę koniunktury z drugiej połowy lipca traktować jako coś więcej niż ruch korekcyjny. Brak jest przy tym jednoznacznych reakcji na pojawiające się wiadomości, co mogłoby lepiej podpowiedzieć, jaki los czeka amerykańską giełdę w kolejnych tygodniach.

Reklama

W piątek ewidentnie było widać zaniepokojenie informacjami makroekonomicznymi, choć jedynie stopa bezrobocia wyraźnie rozczarowała. Spadek liczby miejsc pracy w sektorach pozarolniczych był zgodny z prognozami, indeks ISM wypadł korzystnie, gdyż wrócił do poziomu 50 pkt. Mimo to jednak S&P 500 spadł, co trudno pozytywnie odczytywać. Główną wadą trwającego od połowy lipca odbicia jest to, że wynika głównie ze zwyżki spółek finansowych, a reszta najważniejszych sektorów pozostaje w cieniu. Wątpliwości budzą też malejące obroty, co jest charakterystyczne dla korekcyjnych wzrostów. Te elementy, jak również czynniki makroekonomiczne, skłaniające do obaw o kondycję konsumentów, uzasadniają oczekiwania na dalszy spadek cen akcji.

Obecną sytuację na giełdach uzupełnia zachowanie indeksu rynków wschodzących MSCI EM. W dalszym ciągu konsoliduje się poniżej styczniowego dołka, co utwierdza w przekonaniu o nie najlepszych perspektywach. Zamiast sygnałów poprawy koniunktury mamy informacje o wchodzeniu w bessę coraz to nowych parkietów. Ostatnio stało się to udziałem Brazylii, która jako 23. kraj z 25 wchodzących w skład MSCI EM spadł od szczytu o więcej niż 20%. Równocześnie niepokojące sygnały napływają z Chin. Indeks aktywności przemysłu PMI w lipcu spadł poniżej 50 pkt, co wskazuje na zjawiska recesyjne w tej sferze gospodarki. Stało się tak pierwszy raz od 2005 r., czyli od rozpoczęcia podawania tego wskaźnika dla Państwa Środka. Przyczynami tego był słabszy popyt z zagranicy oraz zamykanie fabryk przed Igrzyskami Olimpijskimi, by ograniczyć zanieczyszczenie powietrza.

Złe wiadomości płyną ciągle z Europy. Fatalnie wypadł indeks aktywności brytyjskiego przemysłu, który spadł do najniższego poziomu od 1998 r. W Niemczech sprzedaż detaliczna zmalała w czerwcu o prawie 4% w porównaniu z minionym rokiem. Z perspektywy naszej gospodarki i w konsekwencji giełdy doniesienia ze Starego Kontynentu są bardziej niepokojące niż z USA, gdyż to z Europą głównie handlujemy. Natomiast to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych ma znaczenie dla giełdy, bo amerykański parkiet wyznacza globalną koniunkturę. Dziś czeka nas zapewne wyczekiwanie na dane o wydatkach konsumenckich w Ameryce. Klimat na świecie jest znów słabszy, więc chętnych do kupna wielu nie będzie, ale nasz rynek w krótkim terminie jest silny, więc trwać będą nadzieje na dalszy wzrost.

Katarzyna Siwek

Expander.pl
Dowiedz się więcej na temat: optymizm
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »